Napastnik z Jeepa stracił prawo jazdy. Drogowa agresja nie popłaca
Człowiek, który agresywnie domagał się przeprosin za zwrócenie uwagi, że łamał przepisy, został zatrzymany przez policję. Nagrywanie i zgłaszanie takich zdarzeń ma sens.
Punktem wyjścia jest sytuacja, która miała miejsce tydzień temu w Koszalinie. Kierowca leciwego Jeepa Grand Cherokee ominął korek jadąc drogą dla rowerów i po chodniku. Gdy Jeep wrócił na jezdnię, przejeżdżając po przejściu dla pieszych, został obtrąbiony przez kierowcę auta z kamerą. To wywołało prawdziwą furię. Kierowca Jeepa wysiadł z auta, blokując przejazd i z pretensjami poszedł do kierowcy, który zwrócił mu uwagę. Chyba "najlepsze" z potoku przekleństw i innych agresywnych słów było żądanie przeprosin od kierowcy, za to że ten śmiał użyć klaksonu. Zabłysnął przy tym dowcipem rzucając: "Coś ci nie pasuje, że sobie po chodniczku jeżdżę?"
Nagrywającemu chyba to "jeżdżenie po chodniczku" faktycznie się nie spodobało, bo materiał trafił do koszalińskiej policji. Funkcjonariusze uznali, że kierowca terenowego auta dopuścił się szeregu wykroczeń i zdecydowali o przekazaniu sprawy do sądu. W rozmowie z tvn24.pl Monika Kosiec z Komendy Miejskiej Policji w Koszalinie wyliczyła, że nagrany m.in. jechał drogą dla pieszych, zablokował pas ruchu i stworzył realne zagrożenie w ruchu drogowym.
Tym razem chodziło o zarzut kierowania gróźb karalnych - za ten czyn grozi kara do dwóch lat pozbawienia wolności. W międzyczasie kierujący zdążył jeszcze znieważyć policjanta, za co też będzie musiał odpowiedzieć. Ten czyn zagrożony jest karą roku pozbawienia wolności.
Póki co na agresora nałożono dozór policyjny i zakaz zbliżania się do pokrzywdzonego. Został też ukarany mandatami na kwotę 3 tysięcy złotych, a 26 punktów dopisane do jego konta oznacza utratę prawa jazdy.
Pozostaje mieć nadzieję, że to zdarzenie będzie przestrogą dla innych kierowców, którzy nie dość, że lekceważą przepisy, to jeszcze decydują się agresywnie reagować, gdy ktoś ośmieli się zwrócić im uwagę.
***