Apele o ostrożną jazdę są kompletnie pozbawione sensu

Zakończyła się kolejna policyjna akcja "Znicz". Według rzeczników prasowych i przełożonych tysięcy funkcjonariuszy, pełniących w świąteczny weekend służbę na drogach i w okolicach cmentarzy, jak zwykle zakończyła się sukcesem. Oczywiście ich sukcesem. Co prawda bowiem w wypadkach zginęło znacznie więcej osób, niż w tym samym okresie ubiegłego roku (teraz 30, wtedy 20), ale za pogorszenie statystyk winę, również jak zwykle, ponoszą wyłącznie kierowcy. Jeżdżący zbyt brawurowo, pozbawieni wyobraźni, przemęczeni, nie przyzwyczajeni do pokonywania długich tras, zestresowani wizją dalekiej podróży i koniecznością szybkiego powrotu, lekkomyślnie zaglądający do kieliszka itp.

Niestety, trzeba powiedzieć, że zawaliła także pogoda. Zdaniem wypowiadających się "w temacie bezpieczeństwa" policjantów była za ładna, co zachęcało kierujących pojazdami do mocniejszego naciskania na pedał gazu i osłabiało ich czujność na drogach. Co wcale nie znaczy, że deszcz, mgła, zamiecie śnieżne i gołoledź są lepsze. Po prostu w oficjalnych raportach aura zawsze należy do czynników wypadkogennych.

A jak wyglądała rzeczywistość? Przyjrzyjmy się najtragiczniejszym, opisywanym w mediach, wydarzeniom minionych dni...

W nocy z piątku na sobotę w centrum Warszawy pijany kierowca volvo stracił panowanie nad autem i wjechał w przystanek autobusowy. Potrącił dwóch mężczyzn, obaj zginęli.

Reklama

Czy ten wypadek miał związek z dniem Wszystkich Świętych? Raczej wątpliwe. Czy był spowodowany ładną pogodą? Nie. Czy policja mogła mu zapobiec? Tak - niestety, sprawca nie znalazł się w gronie 1030 kierowców zatrzymanych w te dni za jazdę pod wpływem alkoholu.

W sobotę na drodze krajowej nr 8 ford, którym podróżowało pięciu obywateli Rumunii, z niewyjaśnionych przyczyn zjechał na lewą stronę szosy i zderzył się z nadjeżdżającą z przeciwka ciężarówką, prowadzoną przez Estończyka. Skutek: trzech zabitych, dwóch rannych.

Czy ten wypadek miał związek z dniem Wszystkich Świętych? Nie (z ustaleń wynika, że Rumuni jechali do pracy). Czy był spowodowany ładną pogodą? Tego na razie nie wiadomo. Czy policyjna akcja "Znicz" mogła mu zapobiec? Być może, ale niby w jaki sposób? 

W niedzielę koło Piotrkowa Trybunalskiego jadący pod prąd autostradą A1 samochód osobowy zderzył się czołowo z ciężarówką. Trzy osoby zginęły na miejscu, trzy inne zostały odwiezione do szpitala.

Czy ten wypadek miał związek z dniem Wszystkich Świętych? Szczegółów nie znamy, ale nie sądzimy, by tak było. Czy był spowodowany ładną pogodą? Nie. Czy policja mogła mu zapobiec? Chyba tylko zupełnie przez przypadek.

Trzy tragedie, 8 ofiar śmiertelnych, które bardzo obciążają ostateczny bilans weekendu i brak jednoznacznego związku z przyczynami wypadków, wskazywanymi przez policję.

Kompletnie pozbawione sensu wydają się wygłaszane przed kamerami telewizyjnymi apele o ostrożną jazdę. Czy potraficie wyobrazić sobie kogokolwiek, kto po wysłuchaniu złotoustego mł. insp. Marka Konkolewskiego pomyślałby sobie tak: "Miałem ochotę jadąc na cmentarz trochę zaszaleć, pocisnąć, ale ten facet ma rację, zdejmę nogę z gazu..." Albo kogoś, kto goszcząc przy okazji Wszystkich Świętych u rodziny, odstawi kieliszek, bo nagle przypomni sobie, że komisarz Browarek prosił w tv, by nie pić przed podróżą?

Dorosłych ludzi śmieszyć muszą przestrogi typu: "Po deszczu szosa jest mokra", "W listopadzie zmrok zapada wcześniej", "Na drodze pokrytej liśćmi może być ślisko" itp.

Dużo wątpliwości co do sensu takich akcji, jak "Znicz" wyrażają internauci. Wyrazicielem krytycznych opinii jest m.in. "Fazer", pisząc: "Bezmyślność i całkowity brak samooceny w policji jest porażający, od dziesiątków lat prowadzone pod przeróżnymi kryptonimami akcje drogówki systematycznie dają rezultaty odwrotne do zakładanych. Przecież to oczywiste marnowanie publicznych pieniędzy. Z kolei oczywistym jest, że tzw. okazjonalne spiętrzenie ruchu drogowego występuje w każdym zmotoryzowanym społeczeństwie, co musi powodować określone, niekorzystne skutki w postaci różnorodnych zdarzeń i kolizji."

Choć dostaje się także kierowcom. Oto relacja "toxy"...

"Niestety, musiałem włączyć się w tym roku w "świąteczny ruch" w sam jego środek - jechałem 300 km w piątek a w niedzielę z powrotem. Powiem krótko - to co ma w głowach 50% kierowców, to jest coś, co stoi u mnie w pierwszej komorze oczyszczalni. To po prostu nie do zrozumienia, po co są te wyprzedzania, "psychologiczne bijatyki", wymuszenia, wciskania się albo wręcz przeciwnie - jazda z prędkościami, które powodują zawał serca u setki wlokących się z tyłu normalnych kierowców... A z drugiej strony jest polska rzeczywistość.... Np. Piła i remoncik jednego z najważniejszych skrzyżowań na wiadukcie... Kim są ludzie, którzy zostawili to miejsce na święta w taki sposób i jak mogą mówić o sobie dobrze? Powiem tym, którzy nie byli - tak po prostu wyłączono sygnalizację i masy aut przebijały się przez mega ruchliwe skrzyżowanko "po polsku", czyli jak się dało. (...) Podróż, która trwa normalnie około 4h, wczoraj trwała 6.30. I dziękuję też policji - bardzo dzielnie stali przy cmentarzach, czasem nawet w ilości większej niż na meczach piłkarskich, za to poza cmentarzami kompletnie nikogo nie widziałem. Wbrew pozorom - to dobrze."

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy