Popatrz, urwało mu nogę! Zrób zdjęcie!
Ludzie mają w sobie coś dziwnego. Każdy na co dzień zawsze bardzo się spieszy, pędzi na złamanie karku samochodem, przepycha się w sklepie, bo bardzo mu się spieszy. Wciąż brakuje nam podobno czasu. A kiedy zdarzy się wypadek, ktoś leży ranny, kogoś zabiera karetka, nagle wszyscy przestają się spieszyć i mają czas, aby stać i przyglądać się.
Widocznie w niektórych ludziach tkwi potrzeba nasycenia się widokiem czyjegoś nieszczęścia. No bo właściwie po co tacy gapie stoją i przyglądają się? Zazwyczaj nikt nie pomaga poszkodowanym, nikt nie próbuje ich ratować. Po prostu stoją i gapią się z czystej ciekawości. Często również głośno komentują: O, popatrz, urwało mu nogę! O, zobacz, ale zakrwawiony! Igrzyska gladiatorów, wyborne widowisko i to za darmo, nie trzeba płacić za bilet.
Wśród przyglądających się są mężczyźni, ale także kobiety i dzieci. Niektórzy przepychają się, żeby lepiej zobaczyć, żeby być bliżej i niczego nie przeoczyć.
Ciekaw jestem, jak czuliby się, gdyby to oni sami tkwili w zmiażdżonym aucie albo leżeli na jezdni potrąceni przez samochód? A wokół stałby tłum rozemocjonowanej gawiedzi, przyglądającej się i komentującej, wysuwającej rokowania: "o, ten to na pewno nie wyjdzie z tego żywy..."
Kiedyś scena wypadku rozgrywającego się na żywo, pokazana w telewizji, budziła prawdziwą sensację. Była szokująca, przerażająca, a jednocześnie stanowiła przestrogę. Obecnie, kiedy dookoła mamy mnóstwo kamer monitorujących, a spora część kierowców rejestratory w samochodach, filmy tego rodzaju bardzo spowszedniały. W internecie można zobaczyć setki filmików prezentujących różne wypadki i inne tragedie.
Nikogo już nie dziwi widok zderzających się samochodów, potrącanych pieszych, motocyklistów lecących w powietrzu na skutek kolizji, urwanych rąk, nóg, głów itd. Grozę, okrucieństwo, różne patologie i tragedie można obejrzeć o w dowolnej dawce. Co kto lubi, do wyboru, do koloru...
Nie byłoby to nawet takie złe, gdyby te filmy traktować jako materiały edukacyjne, jako element odstraszający, prewencyjny. Niestety, wraz z rosnącą liczbą takich nagrań wrażenia i odczucia także się zmieniają. Oglądając tego rodzaju wypadki zaczynamy się do nich przyzwyczajać i nie robią już na nas takiego wrażenia. Liczyć się zaczyna natomiast inny czynnik: oglądalność, klikalność, liczba tzw. lajków...
Byłem z załogą policji na miejscu bardzo poważnego wypadku. Zderzyły się dwa samochody, w jednym pozostał zaklinowany ciężko ranny kierowca. Drugi zginął na miejscu. Strażacy właśnie rozcinali karoserię samochodu, aby wydobyć żyjącego jeszcze człowieka. Spojrzałem na stojący wokół rozbitych aut tłum i zauważyłem, że kilku młodych ludzi trzyma w dłoni komórki. Błyskają flesze, jedni robią zdjęcia, inni nagrywają filmiki.
Dwudziestoparoletni chłopak, podszedł do wraku samochodu i bezczelnie wsunął dłoń z telefonem przez wybitą szybę, chcąc uwiecznić, zakrwawionego, jęczącego kierowcę, którego jeszcze nie wydobyto. Długo jednak nie pobawił się w reportera, bo odgonili go policjanci.
- Po co to nagrywasz? - spytałem.
- No jak to? Wrzucę to na jutuba albo na fejsa i dopiero będę miał masę polubień - odrzekł z uśmiechem. - Takie filmy szybko robią dużo wejść, hehe...
Dla niewtajemniczonych wyjaśnię, że mowa tu o portalach społecznościowych. Im więcej osób obejrzy taki filmik i go "polubi", tym lepiej. Tak obecnie robi się popularność czyli tzw. lansik. Odmóżdżanie społeczeństwa kwitnie.
Nie podejmowałem dalszej dyskusji z tym młodzieńcem. Ciekawe tylko, czy osobnik o takiej mentalności filmowałby także swoją umierającą matkę, ojca potrąconego przez samochód? Albo co by zrobił, gdyby ktoś inny nagrywał jego bliskich w takiej sytuacji?
Ja wiem, że internet zawładnął światem. Sam muszę przyznać, że trudno byłoby mi bez niego normalnie funkcjonować. Na stronach www można znaleźć tysiące pożytecznych informacji, korespondować z ludźmi z całego świata, a także samemu zamieszczać różne materiały, opinie itd.
Tyle tylko, że w tym wszystkim giną gdzieś takie wartości, jak kultura, dobre obyczaje, zwykła ludzka przyzwoitość. Wystarczy poczytać niektóre komentarze, poznać stosowane słownictwo, pisownię, elokwencję wypowiadających się, siłę argumentacji, która najczęściej polega na obrzucaniu kogoś niewybrednymi epitetami...
Co gorsza, niektórzy ludzie tak uzależnili się od internetu, iż tracą poczucie rzeczywistości. Umieszczają na różnych portalach społecznościowych swoje i nie tylko swoje najbardziej osobiste zdjęcia, zwierzają się z najbardziej intymnych spraw. Znam (niestety) takie osoby, które wręcz nie mogą przeżyć dnia bez opisania tego, co robili, gdzie i z kim byli na imprezie, co sobie kupili, co jedli itd. Po co to robią? Kto czyta takie wypociny?
Trudno się jednak temu dziwić, skoro media też zamieszczają bardzo chętnie podobne brednie, sensacyjki z życia różnych tzw. celebrytów (co za okropne słowo). A to pani X założyła tym razem różowy stanik, a to pan Y poderwał dziewczynę swojego chłopaka (tak, tak!), a to pan Z miał plamę na spodniach itp. No cóż, jeśli ktoś chce czytać tego rodzaju bzdury, to jego sprawa. Zainteresowania człowieka zależą wszak od jego poziomu intelektualnego.
Proszę was i apeluję: nie bądźcie hienami, nie bawcie się w paparazzi, zachowajcie odrobinę przyzwoitości. Nie mam nic przeciwko nagraniu przebiegu albo skutków wypadku i opublikowaniu tego w internecie. Może dla innych będzie to przestroga, może przemówi to do wyobraźni zmotoryzowanych "mistrzów". Uważam natomiast, że pokazywanie rannych lub zabitych ludzi, prezentowanie ich twarzy jest po prostu świństwem.
Poza tym warto wiedzieć, że jest to również naruszenie prawa. Publikowanie wizerunku danej osoby wymaga bowiem jej zgody (z wyjątkiem tzw. osób publicznych i to tylko w określonych sytuacjach). Trudno jednak oczekiwać i spodziewać się takiej zgody od rannego, zabieranego do karetki albo pieszego potrąconego przez samochód. Myślę zresztą, że żaden uczestnik wypadku nie jest zainteresowany tym, by inni robili mu wątpliwą reklamę w internecie, właśnie w takiej sytuacji. By pokazywano jego dramat, tragedię, cierpienie.
Uważajcie zatem, bo taka osoba może zażądać bardzo wysokiego odszkodowania i będzie miała ogromne szanse na wygranie takiej sprawy. Niejeden tabloid już płacił zadośćuczynie za coś takiego. Tyle tylko, że brukowce mają na to kasę, a wy?
Polski kierowca