Nie będzie jazdy na zderzaku? Oczywiście, że będzie!

O jeździe na zderzaku pisałem wielokrotnie, tłumacząc polskim kierowcom, że jest to postępowanie bardzo groźne, a także świadczące o braku wyobraźni i kultury. Propagowałem nawet taką oto rymowankę: "Polaku, nie jedź na zderzaku!" Dlaczego? Bo właśnie w Polsce z taką jazdą możemy spotkać się na co dzień, na każdej drodze. W krajach o wyższej kulturze motoryzacyjnej podobne postępowanie nikomu nawet nie przychodzi do głowy. W końcu moje apele o zajęcie się tą drogową patologią trafiły do ministerstwa, które przygotowało projekt zmian w Prawie o ruchu drogowym.

Niewielki ruch, prawy pas niemal pusty, gęsto na środowym oraz kierowcy na lewym, którzy siedząc na zderzakach chcą wywalczyć sobie możliwość szybszej jazdy. Typowy (niestety) polski obrazek.
Niewielki ruch, prawy pas niemal pusty, gęsto na środowym oraz kierowcy na lewym, którzy siedząc na zderzakach chcą wywalczyć sobie możliwość szybszej jazdy. Typowy (niestety) polski obrazek.Wojciech Strozyk/Reporter

W projekcie zawarto następującą propozycję zmiany ustawy: art. 19 ust. 3a będzie miał brzmienie:

"Kierujący pojazdem podczas przejazdu autostradą i drogą ekspresową jest obowiązany zachować minimalny odstęp między pojazdem, którym kieruje, a pojazdem jadącym przed nim na tym samym pasie ruchu. Odstęp ten wyrażony w metrach określa się jako nie mniejszy niż połowa liczby określającej prędkość pojazdu, którym porusza się kierujący, wyrażonej w kilometrach na godzinę. Przepisu tego nie stosuje się podczas manewru wyprzedzania."

Warto mieć na uwadze, że w obowiązującym obecnie art. 19 ust. 2 pkt. 3 ustawy jest już zawarty wymóg:

"Kierujący pojazdem jest obowiązany (...) utrzymywać odstęp niezbędny do uniknięcia zderzenia w razie hamowania lub zatrzymania się poprzedzającego pojazdu. Proponowana zmiana stanowiłaby zatem doprecyzowanie tego wymogu na autostradach i drogach ekspresowych."

INTERIA.PL

Można domniemywać, że autorom tego projektu przyświecają dobre intencję, natomiast wydają się one niewystarczające i to z kilku powodów.

Po pierwsze, aby jakikolwiek przepis prawa spełnił zamierzony cel, nieodzowne jest jego konsekwentne i masowe egzekwowanie. Nasuwa się zatem zasadnicze pytanie: w jaki sposób policja będzie egzekwować przestrzeganie tego przepisu? Fotoradary znajdujące się w gestii Generalnej Inspekcji Transportu Drogowego nie mają funkcji mierzenia odległości pomiędzy pojazdami.

Mierniki Ultralyte mogą mierzyć odległości między pojazdami, ale GUM homologował je tylko do pomiaru prędkości. Homologacja mówi za to o pomiarze nawet z 1200 metrów, podczas gdy instrukcja - ze 100 metrów!Łukasz SolskiEast News

Ręczne mierniki prędkości najnowszej generacji używane przez policję mają taką funkcję (DBC), ale homologowane są przez Główny Urząd Miar i Wag wyłącznie jako urządzenia do pomiaru prędkości pojazdów. Oznacza to, że póki co nie można nimi mierzyć odstępów pomiędzy pojazdami. W jaki zatem sposób policjant ma udowodnić kierowcy, że nie zachował wymaganego odstępu, na przykład 70 metrów przy prędkości 140km/h?

W ostateczności możliwe jest nagranie z wideorejestratora. Tylko jeśli jednak kierowca odmówi przyjęcia mandatu, policjant będzie udowodnić sądowi, że widoczny na nagraniu odstęp jest ewidentnie mniejszy niż wymagany. Co jest właściwie nierealne, ponieważ jedyne co wideorejestrator mierzy, to prędkość radiowozu.

Po drugie, sam proponowany przepis stwarza poważne wątpliwości. Jeśli obowiązek utrzymywana odstępu równego połowy prędkości ma nie obowiązywać podczas wyprzedzania, stwarza to furtkę dla wszystkich bezmyślnych kierowców jadących na zderzaku innego pojazdu. Taki cwaniak zawsze będzie mógł powiedzieć, że jechał na zderzaku, bo właśnie wyprzedzał. Wyobraźmy sobie następującą sytuację: samochód A wyprzedza tira i jedzie z prędkością 130km/h. Na jego zderzaku siedzi kierowca w aucie B, który oczekuje aby samochód A jak najszybciej zjechał mu z drogi.

INTERIA.PL

De facto samochód B też wyprzedza tego tira, a więc formalnie kierowca jest usprawiedliwiony. Oczywiście można mu zarzucić naruszenie art. 19 ust 2 pkt. 3 ustawy, ale w praktyce na palcach jednej ręki policzymy przypadki, w których ktoś został za to ukarany.

Po trzecie nasuwa się pytanie, w jaki sposób kierowca ma określić odstęp od poprzedzającego pojazdu. Samochody nie są wyposażone w dalmierze. Pozostaje więc tylko ocena "na oko", a ona może być myląca. Na przykład odstęp wynoszący 70 metrów odpowiada w praktyce odcinkowi, jaki zajęłoby 14 dużych limuzyn jadących przed nami (każda o długości 5 metrów). Nie tak łatwo określić to w praktyce. Na drogach są ustawiane słupki kilometrowe (tzw. pikietażowe), ale umieszcza się je w odległości 100 metrów. Pomiar z wykorzystaniem tych słupków byłby możliwy przy prędkościach 200-300 km/h, ale na szczęście w Polsce takie prędkości są dla większości kierowców nieosiągalne. No cóż, po prostu kierowca musi nauczyć się oceniać orientacyjnie odległość od poprzedzającego pojazdu. Wielu kierowców w innych krajach jakoś się tego nauczyło. Polacy natomiast mają zdecydowaną skłonność do zachowywania zbyt małego odstępu.

Należy natomiast założyć, że jeśli przy prędkości 140 km/h kierujący zachował odstęp wynoszący nie wymagane 70 metrów, ale np. 55  metrów, można mu to wybaczyć, przyjąć jako margines dopuszczalnego błędu. Jeśli jednak przy takiej prędkości kierowca jedzie w odległości 2 metrów od poprzedzającego auta, to powinien być natychmiast pozbawiony prawa jazdy.

Warto zauważyć, że w Niemczech obowiązuje identyczna zasada: odległość od poprzedzającego pojazdu musi wynosić co najmniej połowę prędkości. Tyle tylko, że u naszych zachodnich sąsiadów autostrady pokryte są całą siecią kamer mierzących odległości pomiędzy pojazdami. Co więcej, w Niemczech prawo działa nieco inaczej niż w Polsce. Tam nie ma żartów, nie ma pobłażania dla drogowych piratów. Jeśli kamera zarejestruje zbyt mały odstęp, kierowca dostaje wezwanie do zapłacenia mandatu i nikogo nie interesuje, czy to on jechał akurat tym samochodem, czy może żona albo synek. Decyzja policji jest uznawana przez sądy jako wiarygodna i pozostaje bardzo niewielkie pole do dyskusji czy szukania wykrętu.

Szumnie zapowiadany przez ministerstwo projekt zmian pod hasłem: "Zwiększamy bezpieczeństwo w ruchu drogowym! Koniec jazdy na zderzaku!" wywołał oczywiście szeroką dyskusję w internecie.

Informacja prasowa (moto)

Znalazłem tam między innymi interesującą wypowiedź pana Radosława Kucko, który obawia się, jak to będzie wyglądać, gdy napotka przed sobą na autostradzie lub drodze ekspresowej dwa wyprzedzające się tiry, jeden jadący z prędkością 89 km/h a drugi z prędkością 90 km/h. Autor tego postu, umieszczonego na Facebooku, wyobraża sobie jaka to wielokilometrowa kolejka samochodów utworzy się za nim, gdy będzie jechał za tym wyprzedzającym tirem przez 5 minut, zachowując wymagany odstęp 45 metrów. Zakłada też, że po wyprzedzeniu tira będzie mógł zjechać na prawy pas dopiero w odległości 70 metrów przed nim.

Od razu dodam dla sprostowania: jeżeli wyprzedzi pan tira jadącego z prędkością 90 km/h, to nie musi pan powracać na prawy pas w odległości 70 metrów przed nim. Gdyby nawet zakładać takie rozumowanie, to jedynie 45 metrów (bo należałoby brać pod uwagę  prędkość tego tira - 90 km/h podzieloną przez 2, a nie prędkość pana samochodu.

W istocie jednak proponowany przepis nie odnosi się do kierującego wyprzedzającym pojazdem. Wymóg zachowania przez kierowcę odstępu dotyczy pojazdu go poprzedzającego, a nie jadącego za nim. Jeśli zaś chodzi o odstępy pomiędzy pojazdami, to tak naprawdę lepiej byłoby, mając na uwadze bezpieczeństwo, gdyby za takim wyprzedzającym tirem jechały samochody w odstępie 45 metrów jeden od drugiego (nawet przez 5 minut), niż - jak to dzieje się obecnie - by jechały jeden na zderzaku drugiego.

INTERIA.PL

Moim zdaniem problem leży w czymś innym. Na dwupasowych autostradach lub drogach ekspresowych uciążliwe i denerwujące wyprzedzanie się relatywnie powolnych ciężarówek jest odmiennym zagadnieniem i tę kwestię należy rozwiązać w inny sposób. Na przykład wyznaczając odcinki autostrad, na których wyprzedzanie ciężarówek przez inne pojazdy ciężarowe byłoby zabronione. Dla tirów należałoby założyć odcinki autostrad, np. co 25 km, na których wyprzedzanie byłoby dozwolone na dystansie np. 5 km i potem znowu zabronione. Oczywiście najlepiej i najbezpieczniej byłoby, gdyby takie odcinki zezwalające ciężarówkom na wyprzedzanie miały trzy pasy ruchu, a nie dwa.

Natomiast powracając do postu pana Radosława, to jestem gotów założyć się, że jeśli będzie pan jechał za tirem wyprzedzającym inną ciężarówkę, zachowując przepisowy odstęp wynoszący np. 45 metrów, to w lukę pomiędzy pana autem a poprzedzającą ciężarówką zaraz wpakuje się jakiś inteligentny inaczej i bardzo spieszący się kierowca, który wyprzedzi pana prawym pasem. A może nawet dwóch lub trzech?

INTERIA.PL

Jeżeli nadal będzie pan chciał zachować wymagany przepisami odstęp, to będzie pan de facto spychany do tyłu przez cwaniaków, którzy wykorzystując lukę wjadą panu przed maskę. Niezachowanie bezpiecznego odstępu na autostradach i drogach ekspresowych jest przyczyną prawie połowy bardzo poważnych wypadków. Wystarczy, że z jakichkolwiek powodów pojazd poprzedzający będzie musiał gwałtownie hamować i karambol gotowy. U wielu mniej doświadczonych kierowców  widok w lusterku samochodu jadącego tuż za ich autem wywołuje też silny stres, który może skłonić do wykonania jakiegoś nieobliczalnego manewru, np. zajechania drogi wyprzedzanemu pojazdowi.

Nie ulega zatem wątpliwości, że tych lubiących jechać na zderzaku trzeba surowo karać.  Bardzo cieszę się, że ministerstwo zainicjowało wreszcie działania legislacyjne zmierzające do uregulowanie tego problemu, do zwalczania jazdy na zderzaku. Niestety, przypomina to nieco sytuację, gdy na wojnę wysyłamy żołnierza z karabinem, ale bez nabojów. Może on tylko postraszyć przeciwnika, ale wróg szybko się zorientuje, że to jedynie blef. Obawiam się zatem, że nic z tego nie wyjdzie. Do jazdy po autostradach trzeba po prostu dorosnąć, a przepisy dostosować do rzeczywistości i możliwości.

W polskich realiach policja nie potrafi sobie poradzić z takimi patologiami (niespotykanymi w cywilizowanych motoryzacyjnie krajach),  jak zawracanie na autostradach, cofanie, jazda pod prąd, wyprzedzanie poboczem. Czy można zatem oczekiwać, że poradzi sobie z jazdą na zderzaku?

Aby mogła skutecznie działać, trzeba dać jej do ręki odpowiednie narzędzia, odpowiednią broń przeciwko drogowym piratom. W przeciwnym razie będą to działania z góry skazane na niepowodzenie. Co gorsza, twórcy prawa, którzy wprowadzają w życie takie martwe przepisy, demoralizują kierowców, gdyż uczą ich, że przepisy to jedno, a praktyka to zupełnie coś innego. Mam nadzieję, że autorom tego projektu nie chodzi tylko o to, by mieć czyste sumienie i móc powiedzieć: zrobiliśmy cos dobrego na rzecz bezpieczeństwa na drogach!

Jeśli naprawdę chcecie zrobić coś dobrego, to zanim przepis wejdzie w życie, poważnie zastanówcie się nad obecnymi możliwościami jego egzekwowania. Może warto najpierw zainstalować w Polsce chociażby kilkanaście kamer mierzących odległości pomiędzy pojazdami, wykonać nową homologacje dla policyjnych mierników prędkości tak, aby mogły również mierzyć odległość pomiędzy samochodami.

Trzeba też zmienić brzmienie proponowanego przepisu, bo w obecnym kształcie stwarza on ewidentną furtkę do jego omijania. W uzasadnieniu rządowego projektu napisano:

"Odstępstwo od obowiązku zachowywania bezpiecznej odległości między pojazdami na drogach ekspresowych i autostradach ma dotyczyć przypadków, w których kierujący dokonuje manewru wyprzedzania. Takie rozwiązanie zapewnia możliwość bezpiecznego wykonania manewru wyprzedzania na drogach jednojezdniowych ekspresowych."

Skoro ten wyjątek dotyczyć ma tylko dróg ekspresowych jednojezdniowych, to dlaczego rozciągnięto go na wszystkie sytuacje? Dlaczego tego wyraźnie nie wskazano? Doprawdy trudno to pojąć! Ponadto nie można wymagać od kierowcy pojazdu wyprzedzanego, by zachowywał wymagany przepisami odstęp od pojazdu poprzedzającego w sytuacji, gdy pojazd wyprzedzający wjeżdża tuż przed niego. Przynajmniej chwilowo taki odstęp nie może być zachowany, gdyż spełnienie tego warunku wymuszałoby na kierowcy wyprzedzonego samochodu gwałtowne hamowanie!

INTERIA.PL

Powinien być zatem zwolniony z tego obowiązku, po prostu powinien poczekać, aż pojazd wyprzedzający oddali się.

Wspomniana nowelizacja przepisu powinna zatem brzmieć następująco:

"Kierujący pojazdem podczas przejazdu autostradą i drogą ekspresową jest obowiązany zachować minimalny odstęp między pojazdem, którym kieruje, a pojazdem jadącym przed nim na tym samym pasie ruchu. Odstęp ten wyrażony w metrach określa się jako nie mniejszy niż połowa liczby określającej prędkość pojazdu, którym porusza się kierujący, wyrażonej w kilometrach na godzinę. Przepisu tego nie stosuje się podczas manewru wyprzedzania w stosunku do kierującego pojazdem wyprzedzanym oraz podczas wyprzedzania na drogach ekspresowych jednojezdniowych."

Naprawdę dobrze by było gdyby ruchem drogowym zajmowali się ludzie, którzy się na tym znają. Jeszcze jest czas, by wprowadzić mądre zmiany! Jeśli tego nie zrobicie, powstanie kolejny bubel prawny, a zwolennicy jazdy na zderzaku będą się śmiali i jeździli tak, jak do tej pory.

Polski kierowca  

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas