Jeden pojazd cofa, drugi włącza się do ruchu. Kto ma pierwszeństwo?
Polskie przepisy ruchu drogowego zawierają sporo niejasności i wciąż brak jest oficjalnej interpretacji tych przepisów. Dlatego właśnie można napotkać całkowicie odmienne wyroki i orzeczenia sądów w bardzo podobnych sprawach. Czy tak być powinno? Dobre prawo nie może budzić żadnych wątpliwości i stwarzać dowolności w jego interpretowaniu.
Opiszę wam dzisiaj dwie kolizje drogowe, które potwierdzają, że niejasności w przepisach i automatyczne orzekanie w takich sprawach mogą być krzywdzące dla uczestników tych zdarzeń.
Pierwszą sytuację opisała w mailu nasza czytelniczka, pani Dorota.
Tak właśnie wyglądała ta sytuacja. Nasza czytelniczka, kierująca czerwonym samochodem, dostrzegła wolne miejsce postojowe i postanowiła wjechać na nie tyłem.
Rozpoczęła zatem cofanie.
Kiedy jechała do tyłu, z sąsiedniego miejsca postojowego ruszył nagle żółty samochód i doszło do kolizji.
Przeanalizujmy sytuację prawną.
Art. 23 ust. 1 pkt. 3 ustawy Prawo o ruchu drogowym stanowi:
Kierujący pojazdem jest obowiązany (...) przy cofaniu ustąpić pierwszeństwa innemu pojazdowi lub uczestnikowi ruchu i zachować szczególną ostrożność, a w szczególności:
- sprawdzić, czy wykonywany manewr nie spowoduje zagrożenia bezpieczeństwa ruchu lub jego utrudnienia,
- upewnić się, czy za pojazdem nie znajduje się przeszkoda; w razie trudności w osobistym upewnieniu się kierujący jest obowiązany zapewnić sobie pomoc innej osoby.
Bez wątpienia nasza czytelniczka wykonywała manewr cofania, więc wszystkie powyżej opisane w przepisie wymogi jej dotyczyły.
A teraz rozważmy, jaka była sytuacja prawna drugiego, żółtego pojazdu.
Tu trzeba zacytować art. 17 ust. 2 ustawy:
Nie ulega wątpliwości, że żółty samochód włączał się do ruchu, gdyż rozpoczynał jazdę wyjeżdżając ze stanowiska postojowego. Warto jeszcze przytoczyć definicję uczestnika ruchu.
Art. 2 pkt. 17 ustawy określa:
Zwróćcie uwagę, że przepis nie określa, że uczestnik ruchu musi poruszać się. Uczestnikiem ruchu jest także osoba siedząca na przykład w zaparkowanym samochodzie albo stojąca na chodniku.
Zatoka postojowa znajdująca się przy jezdni stanowi niewątpliwie element składowy drogi. Co z tego wynika?
Cofająca czerwonym samochodem nasza czytelniczka miała obowiązek ustąpić pierwszeństwa wszystkim uczestnikom ruchu. Właśnie dlatego, że wykonywała manewr cofania. W takiej samej sytuacji znajdowała się kobieta kierująca żółtym autem. Też miała obowiązek ustąpić pierwszeństwa wszystkim uczestnikom ruchu, bo włączała się do ruchu. A zatem, z prawnego punktu widzenia, oba pojazdy znajdowały się w sytuacji równorzędnej i nie można tutaj określić, który z nich miał pierwszeństwo.
Logiczne wydaje się, że nasza czytelniczka kierując czerwonym autem była już w ruchu, natomiast kobieta za kierownicą żółtego samochodu dopiero włączała się do ruchu. Polskie przepisy nie określają tutaj jednak żadnej hierarchii i to uważam za błąd.
Uważam, że obowiązujące przepisy należałoby zmodyfikować następująco: art. 23 ust. 1 ustawy powinien brzmieć:
Taka zmiana byłaby całkowicie logiczna i uzasadniona. Kierujący pojazdem włączając się do ruchu ma o wiele lepsze możliwości powstrzymania się od tego manewru, niż ten, kto jest już w ruchu i wykonuje jakiś manewr. Wystarczy po prostu nie ruszyć.
Zwróćcie też uwagę na okoliczności, w których doszło do omawianej wyżej kolizji. Można przypuszczać, że kobieta kierująca żółtym samochodem przed wyjechaniem z zatoki postojowej spojrzała jedynie w lewo, nie dostrzegła zbliżającego się pojazdu i śmiało ruszyła. Nie spojrzała natomiast w prawo i dlatego nie dostrzegła wcześniej cofającego samochodu naszej czytelniczki. Gdyby rozejrzała się uważnie w obie strony, z pewnością zauważyła by cofające auto i poczekała.
A teraz wyobraźcie sobie inna sytuację. Zamiast cofającego czerwonego samochodu mógł pojawić się przecież inny pojazd wykonujący na tym odcinku drogi manewr wyprzedzania. W tym miejscu wyprzedzanie nie było zabronione, przepisy nie zabraniają też wyprzedzania z powodu położenia przy jezdni zatok postojowych.
Gdyby w tej sytuacji pani kierująca żółtym samochodem też nagle wyjechała z zatoki nie spoglądając w prawo, mogłaby doprowadzić do groźnego zdarzenia z wyprzedzającym samochodem:
Czy za to można obwiniać cofającego?
Druga kolizja zdarzyła się w podobnym miejscu. Nasz czytelnik dostrzegł wolne stanowisko postojowe w zatoce i rozpoczął cofanie, aby wjechać tam tyłem.
W tym czasie jezdnią podążał inny pojazd. Jego kierowca dostrzegł również to wolne miejsce postojowe i bez namysłu wjechał tam, nie bacząc na manewry naszego czytelnika.
W czasie gdy tamten kierowca wjeżdżał do zatoki, doszło do kolizji obu pojazdów.
Przybyła na miejsce załoga radiowozu uznała, że kierowca cofającego samochodu nie zachował ostrożności i zaproponowała mu przyjęcie mandatu. Kierowca odmówił, a zatem skierowano sprawę do sądu.
Całkowicie pominięto okoliczność, że kierujący tamtym autem zachował się w sposób wyjątkowo niekulturalny i niebezpieczny, wjeżdżając na miejsce postojowe, na które ewidentnie kierował się nasz czytelnik.
Uszkodzenia pojazdów stwierdzone po kolizji wskazują, że to ten drugi pojazd w głównej mierze je spowodował, albowiem na tylnym zderzaku auta naszego czytelnika widniały podłużne, rozległe rysy. Oznacza to, że de facto to nie jego auto uderzyło w skręcający pojazd, ale zostało porysowane właśnie przez tamten samochód.
Można mieć nadzieję, że sąd analizując to zdarzenie uwzględni wszystkie jego okoliczności.
Pomijam już niekulturalne wjechanie na miejsce postojowe, na które wyraźnie kierował się autor maila do redakcji. Niestety, w naszym kraju nie karze się nikogo za brak kultury, a wielka szkoda...
Sąd powinien odpowiedzieć sobie jednak na pytanie, czy można wymagać od kierowcy cofającego samochodu wjeżdżającego na dość wąskie miejsce postojowe, by przewidywał takie zaskakujące manewry innego pojazdu? Przecież był on zajęty obserwacją drogi za swoim autem i starał się precyzyjnie wjechać na miejsce postojowe, pomiędzy zaparkowane auta.
W mojej ocenie winien jest wyłącznie kierowca drugiego samochodu, który doskonale wiedział, że nasz czytelnik szykuje się do wjazdu do zatoki, ale chciał być pierwszy. W rzeczywistości to on spowodował uszkodzenia cofającego pojazdu.
Nigdy nie wolno rozpatrywać danego zdarzenia "z automatu" nie uwzględniając wszystkich okoliczności - cofał, powinien ustąpić innym pierwszeństwa, a więc jest winien. Nieprawda! Wcale nie musi tak być. Od kierowcy nie można wymagać, aby był jasnowidzem i przewidywał wszystko, nawet zaskakujące i nieodpowiedzialne manewry innego kierującego.
Najgorszą możliwą rzeczą jest wymierzenie kary komuś, kto wie i czuje, że w niczym nie zawinił. To natychmiast powoduje utratę wiary w zdrowy system prawa, w jakąkolwiek sprawiedliwość.