Czy dyslektyk może mieć prawo jazdy?

Dysleksja to zaburzenie, o którym Polacy dowiedzieli się dopiero w końcu ub. wieku. Wcześniej uczeń, który robił błędy ortograficzne albo nie potrafił opanować tabliczki mnożenia, traktowany był po prostu jako leń i nieuk. Nagle, z nastaniem tzw. transformacji ustrojowej i napływem różnych "jedynie słusznych" wzorców z Zachodu, dyslektycy zaczęli wyrastać jak grzyby po deszczu. Skoro są to osoby mające tak poważne trudności, które część lekarzy nazywa wręcz ślepotą słowną, powstaje pytanie: czy mogą one kierować pojazdami?

Wiem, wiem, zaraz pojawią się głosy protestu i oburzenia. Waszym zdaniem każdemu wolno jeździć samochodem albo motocyklem. Nie należy komplikować ludziom życia. Nawet egzamin na prawo jazdy to dla was niepotrzebne utrudnienie, bo przecież jesteście wspaniali, wszystko wiecie i potraficie. A co dopiero jakieś badania lekarskie, psychologiczne...

Bądźmy jednak dorośli i konsekwentni. Jeśli ktoś ma problemy z rozróżnieniem liter i nie może sobie przyswoić, że piszemy "wąż" a nie "wonsz",  "żółw" a nie "rzułf", "wschód" a nie "wshut" to czy potrafi poprawnie odczytać znak "ograniczenie prędkości"?

Reklama

Co to jest dysleksja?

Okazuje się, że dysleksja to nie tylko problem z poprawnym pisaniem. Jak definiują to zaburzenie naukowcy? Jak określają jego etiologię czyli przyczyny występowania?

Koncepcji jest wiele. Prof. dr hab. Marta Bogdanowicz wyróżnia następujące przyczyny dysleksji rozwojowej: genetyczne, organiczne, hormonalne, opóźnione dojrzewanie centralnego układu nerwowego, zaburzenia emocjonalne.

Z kolei dr hab. Kazimierz Jacek Zabłocki wskazuje takie przyczyny dysleksji rozwojowej, jak: genetyka, mikrouszkodzenia centralnego układu nerwowego, brak opanowania podstawowych technik czytania i pisania, zaburzenia procesu lateralizacji, przyczyny hormonalne, zaburzenia emocjonalne, zaburzenia tempa i rytmu rozwoju. Wynika stąd, że jeśli dysleksję traktować poważnie, nie jest ona wcale błahą przypadłością, lecz może świadczyć o uszkodzeniu centralnego układu nerwowego, czyli jest schorzeniem neurologicznym.

Potwierdzają to także opisywane w literaturze naukowej objawy charakterystyczne dla dyslektyków:

- mylenie kierunków

- zaburzenia koordynacji psychoruchowej

- łatwe gubienie się i utrata orientacji, zwłaszcza w nieznanym miejscu

- negatywny wpływ hałasu na koncentrację

- podatność na rozproszenie uwagi

- zwierciadlane albo zdeformowane postrzeganie liter

- zmniejszona prędkość przetwarzania bodźców przez mózg.

Czy nie należy się obawiać, że dyslektyk może mieć także problemy z prawidłową oceną linii wyznaczających pasy ruchu, oceną krzywizny zakrętu, obrazu widzianego w lusterkach itp.?

Popatrzcie na ten rysunek. Tak podobno widzą dyslektycy, można więc im serdecznie współczuć.

Czy nie należy jednak obawiać się, że dyslektyk może mieć także problemy z prawidłową oceną linii wyznaczających pasy ruchu, oceną krzywizny zakrętu itp.?

Co szósty uczeń to dyslektyk?

Z danych Centralnej Komisji Egzaminacyjnej za 2016 rok wynika, że do egzaminu gimnazjalnego przystąpiło łącznie 344 677 uczniów, z czego 47 558 cierpiących na dysleksję rozwojową (17%). Wynika stąd, że co szósty uczeń jest dyslektykiem!

Egzamin gimnazjalny zdaje się w wieku 16 lat, a zatem za dwa lata ta młodzież będzie już mogła ubiegać się o prawo jazdy. I tak zapewne uczyni ogromna większość z nich. Prawie 48 tysięcy dyslektyków pojawi się na polskich drogach. Oczywiście można przypuszczać, że na tak duży wskaźnik tego zaburzenia wśród dzieci i młodzieży składają się dwie przyczyny.

Pierwsza to - zdaniem specjalistów - komputery, smartfony i tablety. O ile w ubiegłym stuleciu dzieci i młodzież bawiła się na podwórkach, biegając za piłką, grając w klasy i inne zabawy zręcznościowe, o tyle teraz siedzi w domach żyjąc w wirtualnym świecie i fascynując się rewelacjami z "fejsa".

Osoby, u których prawa półkula mózgu jest bardziej stymulowana, nie mają dominującej funkcji przetwarzania języka - a właśnie taka stymulacja prawej półkuli występuje u osób, używających często komputerów, tabletów i smartfonów. Druga przyczyna to... wątpliwa autentyczność dysleksji u całej populacji dzieci i młodzieży szkolnej.

Jak zdobyć zaświadczenie o dysleksji

Nauczyciele podejrzewają, że część uczniów wcale nie jest dyslektykami. To po prostu bezstresowo wychowywani lenie, wspierani przez rodziców, którzy - aby uniknąć kłopotów albo wywalenia potomka ze szkoły - załatwiają dziecku stosowne zaświadczenie u jakiegoś psychologa.

Okazuje się, że spora część uczniów zgłasza się do poradni psychologicznych dopiero wtedy, gdy zbliża się termin egzaminu gimnazjalnego albo matury. W internecie można znaleźć na różnych forach porady, jak udawać dyslektyka:

(pisownia oryginalna)

- Toshira podpowiada:  Jak bedziesz cos pisać to gub litery i pisz z błędami :)

- MajaxDee3 radzi: Pisz strasznie krzywo, rób błędy ortograficzne, pisz źle gramatycznie słowa

- Zajebisty15 ma inną wskazówkę: Udawaj że nie kumasz co do ciebie mówiom, gap sie w okno pisz tak jakbyś widział wszystko odwrotnie. Potrenuj se to najpierw w domu. Ja tak zrobiłem i dali mi zaświadczenie :)

- JustinBigg wyznaje zaś bez ogródek: Najlepiej żeby twoi starzy mieli jakieś dojścia. Moja matula ma kumpele co jest psychologiem więc mi to załatwiła i po sprawie. Mam teraz luzik i wisi mi ortografia ;)

No proszę, jaka zaradna polska młodzież, a także jacy mądrzy rodzice. Porównajmy wyniki egzaminu gimnazjalnego u uczniów z dysleksją i bez niej. Okazuje się, że odchylenia nie są wcale takie duże. Oczywiście, mądrzy specjaliści i psycholodzy powiedzą zaraz, że to efekt ich ciężkiej pracy oraz zaangażowania rodziców w terapię dysleksyjnych dzieci.

Śmiem w to wątpić. A może po prostu jest tak: na egzaminie ci pseudo-dyslektycy wiedzą, że to już nie przelewki i wtedy jakoś dziwnym trafem zaczynają dobrze widzieć litery, rozumieć, to co czytają? A na co dzień nie chce im się uczyć i korzystają w szkole z przywilejów dyslektyka...

Zbadano dyslektyków za kierownicą

Hermundur Sigmundsson, z Norweskiego Uniwersytetu Nauki i Technologii w Trondheim przebadał 17 ochotników, w tym sześciu, u których stwierdzono dysleksję. Testy na symulatorze samochodowym kontrolującym czas reakcji wykazały, że u dyslektyków był on dłuższy o 22-32%. W czasopiśmie New Scientist ukazał się nawet kontrowersyjny artykuł pt. "Dysleksja gorsza niż jazda po alkoholu".

Z kolei Brachacki, Nicolson i Fawcett przygotowali już w 1995 roku opracowanie:  Impaired recognition of traffic signs in adults with dyslexia (Zaburzone rozpoznawanie znaków drogowych u dorosłych z dysleksją). Stwierdzili oni wyraźny deficyt w zakresie wiedzy na temat znaków drogowych wśród badanych z dysleksją. Okazało się również, że w grupie osób z dysleksją stwierdzono dużo niższą wartość wskaźnika zwiększania się zasobu wiedzy jako funkcji doświadczenia w jeżdżeniu.

Oczywiście w Polsce takich badań nie prowadzi się w odniesieniu do kierowców. A szkoda. Wspaniali wszechwiedzący psycholodzy, zabierzcie się wreszcie do pożytecznej i rzetelnej roboty!

To nie jest nagonka na dyslektyków

Nie twierdzę wcale, że dyslektycy powinni być automatycznie pozbawiani szans na uzyskanie prawa jazdy. Może jednak warto przeanalizować ten problem profesjonalnie i naukowo, by sprawdzić, czy dysleksja ma wpływ na bezpieczne prowadzenie pojazdu?

Niestety, problem ten jest zupełnie lekceważony. W rozporządzeniu dotyczących badań lekarskich osób ubiegających się o prawo jazdy w ogóle nie ma słowa "dysleksja", a badania psychologiczne, które dotyczą niestety tylko kierowców zawodowych, też nie obejmują tego zaburzenia.

Naukowcy twierdzą, że dysleksji nie da się całkowicie pozbyć. A poza tym, jeśli ktoś udawał w szkole dyslektyka (nie twierdzę bynajmniej, że czynią tak wszyscy uczniowie), to niech ponosi tego dalsze konsekwencje.

Gdyby takie zaświadczenia o dysleksji były wprowadzane obowiązkowo do centralnego rejestru pacjentów (którego w Polsce nie ma), to kiedyś okazałoby się, na przykład podczas rutynowego badania przed uzyskaniem prawa jazdy albo uprawnień na dźwig, koparkę, wózek widłowy, że dany delikwent jest przecież dyslektykiem! A skoro tak, to trzeba go poddać wnikliwym testom. Ciekawe, czy wówczas nie obniżyłaby się liczba tych szkolnych dyslektyków, a także biedaków cierpiących na dysortografię, dysgrafię, dyskalkulię...

Życie zna przypadki cudownych ozdrowień.

Polski kierowca

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy