Złudne poczucie panowania nad prędkością

Kogo z nas, kierowców, nie fascynuje prędkość jazdy? Każdy w mniejszym lub większym stopniu odczuwa swego rodzaju przyjemność, kiedy wskazówka prędkościomierza przekracza określone w indywidualny sposób wartości.

Dla każdego będą one oczywiście różne, w zależności od tego, czym jedzie, po czym jedzie i jak bardzo ufa w swoje umiejętności. Ta sama prędkość, powiedzmy 120 km/godz., w nowoczesnym, naszpikowanym elektroniką i wygłuszonym komfortowym samochodzie, może nie robić na nikim wrażenia, ale gdybyśmy tak szybko jechali 20-letnim fiatem 126 p, byłoby to już nie lada wyzwanie, wzbudzające spore emocje.

Ten sam nowoczesny samochód jadący 120 km/godz. po suchej autostradzie wyzwala poziom emocji graniczący z "bezpieczną nudą" . Gdyby jednak kierowca utrzymywał taką prędkość na zlodowaciałej nawierzchni wąskiej, górskiej drogi, to poziom adrenaliny we krwi z pewnością nie pozwoliłby mu ziewać z nudów.

Reklama

Zarówno młodzi i niedoświadczeni kierowcy, wykazujący głód bicia własnych rekordów prędkości maksymalnej, jak i ci z dłuższym stażem za kierownicą, w mniejszym lub większym stopniu mają problem z prędkością. Człowiek w naturalnych warunkach przemieszcza się z prędkością 4 km/godz. Jeśli naprawdę bardzo się spieszy, przez chwilę może rozwinąć imponujące 30 km/godz. Powyżej 40 km/godz. nasz organizm nie potrafi kontrolować prędkości. Inaczej postrzegamy zagrożenia, z trudnością możemy określić, gdzie się zatrzymamy, gdy zaczniemy hamować. Jadąc samochodem w trasie spróbujcie określić precyzyjnie prędkość bez patrzenia na prędkościomierz.

Nawet najlepsi zawodnicy w sportach motorowych mają problemy ze znalezieniem tzw. "punktu hamowania", co jest ściśle związane właśnie z naszym naturalnym brakiem umiejętności czucia prędkości. Większość oferowanych na sprzedaż używanych aut sportowych miało lub ma rozbity przód. Najwyraźniej ich kierowcy, niekoniecznie rajdowi, nie potrafili znaleźć wspomnianego "punktu hamowania".

Faktem jest, że łatwiej nam jest rozpędzić auto, szczególnie na prostej, ale z umiejętnością wytracenia prędkości większość z nas radzi sobie dużo gorzej. Kto nie słyszał wyświechtanego powiedzenia, że " prędkość zabija". Jest w tym dużo prawdy, choć tak naprawdę zabija głupota. Wzrost prędkości wpływa na skutki błędu, który możemy popełnić na drodze. Przy małych prędkościach taki błąd można skorygować bez drastycznych konsekwencji. Im prędkość większa, tym większe niebezpieczeństwo, że nie da się go naprawić bez szwanku. Tak stworzyła nas natura i takie są prawa fizyki, których nie oszukamy, jadąc najnowocześniejszym nawet samochodem.

Przed nami lato, okres, w którym pokusa jazdy z dużymi prędkościami jest największa. Największa jest również w tym czasie liczba groźnych wypadków. Dochodzi do nich m.in. dlatego, że ktoś oszukuje sam siebie, iż potrafi panować nad prędkością.

Abarth
Dowiedz się więcej na temat: NAD
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy