"Zagranica" o polskich kierowcach: Przeniesieni z XIX wieku!

Prestiżowy brytyjski tygodnik The Economist opublikował w swym internetowym wydaniu nasycony wstrząsającymi (dla zachodnich Europejczyków) danymi liczbowymi aczkolwiek wyważony w tonie artykuł na temat bezpieczeństwa ruchu drogowego w Polsce.

Autor tej analizy zauważa, że o ile w wielu dziedzinach życia w ostatnich latach w naszym kraju dokonał się ogromny postęp, to w tej z pewnością nie mamy się czym pochwalić. Powołuje się na statystyki z 2011 r. (4200 zabitych) informując swoich czytelników, że na każdy milion obywateli w wypadkach na polskich drogach ginie 110 osób, co znacznie przewyższa średnią w Unii Europejskiej (60), nie wspominając nawet o analogicznym wskaźniku dla Wielkiej Brytanii (32 ofiary śmiertelne na 1 mln mieszkańców). Po każdym długim weekendzie media w Polsce są pełne doniesień o kolejnych tragediach na drogach. Obfite śmiertelne żniwo przynoszą masowe wyjazdy związane z listopadowym świętem zmarłych, stając się powodem do wizyt na cmentarzach w następnym roku. Dzieje się tak pomimo mobilizacji policji i apeli o ostrożną jazdę wygłaszanych w kościołach przez księży.

Reklama

Sumaryczne straty spowodowane wypadkami drogowymi w Polsce The Economist szacuje na 6,5 miliarda dolarów rocznie. Pisząc o przyczynach zła nie jest odkrywczy. Upatruje ich w zachowaniach kierowców (brawura, egoizm, lekceważenie przepisów), nieostrożności pieszych, kiepskich, starych samochodach, złej jakości dróg, a także ogromnym natężeniu ruchu, w tym ciężarowego, co jest ubocznym skutkiem szybkiego wzrostu polskiego eksportu. Podkreśla także wysiłki władz, które chcą do 2020 r. zmniejszyć liczbę śmiertelnych ofiar wypadków drogowych w Polsce o połowę, a liczbę rannych o 40 proc.

Ciekawe są zamieszczone pod wspomnianym tekstem komentarze internautów, zarówno Polaków, jak i cudzoziemców. Wielu z nich wskazuje, że w Polsce wciąż przeważają wąskie, jednojezdniowe drogi, stwarzające wielkie niebezpieczeństwo podczas wyprzedzania.

"Christian Morgan" opowiada o swoich doświadczeniach z roku 2010. Jechał wówczas samochodem z Poznania do Sopotu, a następnie do Warszawy, "drogami, wedle standardów brytyjskich, kategorii B". Zaobserwował nagminne wyprzedzanie na trzeciego. Kierowcy rozpoczynający ten manewr liczyli, że pojazdy nadjeżdżające z przeciwka ustąpią im miejsca, uciekając na pobocze. Właśnie ów drogowy zwyczaj, obok pięknych krajobrazów, to to, co pozostało mu w pamięci z tamtej podróży.

"Tygrys" pisze, że siedem lat temu podróżował po Portugalii, uchodzącej za kraj wyjątkowo niebezpieczny dla zmotoryzowanych. Potem odwiedził Polskę i przekonał się, że jazda po Portugalii w porównaniu z jazdą po Polsce to "czysta przyjemność".

"LloydDJ", Anglik, wyznaje, że w Wielkiej Brytanii był zapalonym motocyklistą, ale po przeniesieniu się do Polski zrezygnował ze swojej pasji. Powód: fatalne drogi. Jak pisze, w Gdyni jest ulica, gdzie policja w ciemno zatrzymuje i kontroluje kierowców, jadących nią prosto. Podejrzewa, że są pijani, bowiem wszyscy trzeźwi kluczą, starając się ominąć dziury.

Obszerną, ostrą ocenę sytuacji daje "mikeinwarsaw". Zwraca on uwagę, że w ciągu 24 lat liczba samochodów na polskich drogach wzrosła z 2,5 mln do 18 mln. Tymczasem nasi kierowcy, należą, jego zdaniem, do najgorszych w Europie. Bardzo często mylą wolność z anarchią. Jeżdżą po pijanemu. Odebranie prawa jazdy nie powstrzymuje ich przed dalszym zasiadaniem za kierownicą. Mandaty są relatywnie mało dokuczliwe. Ich wysokość zazwyczaj nie przekracza równowartości zatankowania baku paliwa. Nieostrożna jazda, powodowanie kolizji, w zbyt małym stopniu odbija się na wysokości polis ubezpieczeniowych. Zresztą wielu kierowców jeździ bez obowiązkowego ubezpieczenia. Każda zapowiedź zainstalowania nowych fotoradarów (których w Polsce jest tylko około 400, dziesięciokrotnie mniej niż w Hiszpanii, Francji czy Niemczech) budzi gorący sprzeciw. Na drogach ginie bardzo wielu pieszych, co jest skutkiem braku bezpiecznych przejść i chodników...

Jeden z internautów owe protesty przeciwko instalowaniu fotoradarów nazywa "tragikomicznymi". Inny zwraca uwagę na dziwaczne, według niego przepisy, które nie pozwalają inspekcji drogowej od razu karać zarejestrowanych przez fotoradary właścicieli pojazdów, lecz nakazują dochodzić, kto siedział za kierownicą w chwili popełnienia wykroczenia. Wskutek tego sprawy są często kierowane do sądów, w Polsce "archaicznie niewydolnych".

"Abdelkader Hamdaoui" ukazał zagadnienie bezpieczeństwa ruchu drogowego na szerszym tle, aczkolwiek w lapidarnej formie. Stwierdził, że Polacy, podobnie jak Rosjanie i Chińczycy, zostali przeniesieni z wieku XIX wprost w XXI, omijając XX i stąd właśnie bierze się wiele ich problemów.

Nie wszyscy jednak z podobną diagnozą się zgadzają. "Yyyy... Takie błyskotliwe komentarze zawsze odbierają mi mowę" - daje "Abdelkaderowi" odpór "GZEJXEJQeu".

Poniżej kilka filmów opublikowanych przez użytkowników portalu poboczem.pl. Pokazują one jak polscy kierowcy bimbają sobie z przepisów.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: przepisy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy