Samochodem do Chorwacji. W drodze tankujemy
Drugi dzień podróży do Chorwacji. Mimo wczorajszych przygód zaufaliśmy nawigacji, która tym razem wyprowadziła nas szybko i bezbłędnie na autostradę A 1.
Jazda tą trasą to prawdziwa przyjemność. Dobra nawierzchnia, piękne krajobrazy, imponujące wiadukty i tunele. Co pewien czas spotykamy fotoradary, zwiastowane tablicami z ostrzeżeniem o ich obecności. Są też wyświetlacze, informujące o prędkości, z którą się porusza nadjeżdżający pojazd. Gdy przestrzegasz przepisów - nie przekraczasz 130, 100, a w niektórych miejscach, uznanych za szczególnie niebezpieczne, 80 km/godz. - oprócz liczby, pojawia się również słowo HVALA, czyli "dziękujemy". To dyscyplinuje.
Kilka lat temu Słowenia wprowadziła dla samochodów osobowych winiety i zrezygnowała z ręcznego poboru opłat na autostradach. Bramki jednak pozostały, bo kierowcy większych pojazdów, m.in. ciężarówek i autobusów, płacą po staremu. Wszystko to trochę spowalnia podróż i mimo wszystko dla kogoś, kto przejeżdża przez ten kraj tylko tranzytem, chyba podwyższa koszty. Miesięczna winieta kosztuje 30 euro, a przecież korzystamy z niej tylko dwa razy - w drodze do Chorwacji i z powrotem.
Przed Lublaną zatrzymujemy się, by zatankować. Na wszystkich stacjach benzynowych w Słowenii obowiązują jednakowe ceny. Jak oni to robią - nie wiemy. W każdym razie dziś litr oleju napędowego kosztuje 1,320 euro, a bezołowiowej 95 - 1,433 euro. To taniej niż w Austrii. Za 67 litrów "diesla" wlanych do baku viano płacimy dokładnie 88,44 euro.
Im dalej na południe, tym cieplej, ale i większy ruch. Przybywa samochodów ciągnących przyczepy lub łodzie i kamperów. Spragniona słońca Europa zmierza nad Adriatyk. Rejestracje niemieckie, austriackie, holenderskie, czeskie, węgierskie, słowackie, trafiają się także Francuzi, Rumuni, Belgowie, Brytyjczycy. Nie brakuje i Polaków. Najczęściej w grupach po 2-3 auta. Jak widać, nadal lubimy podróżować za granicę w towarzystwie...
Wszystkie te pojazdy przy mercedesie viano wyglądają jakoś niepozornie...
W mieście Koper konwoje turystów skręcają na drogę oznaczoną drogowskazem "Pula HR". My jednak zgodnie ze wskazówkami pokładowej nawigacji jedziemy prosto. Znamy zresztą tę trasę z poprzednich wojaży. Po kilku kilometrach zatrzymujemy się, by przywitać się z morzem i zrobić kilka zdjęć.
Droga wije się malownicze, omijając słoweńskie, ogromnie zatłoczone o tej porze roku kurorty - Piran i Portoroż. Zbliżamy się do granicy, która wciąż jeszcze jest zewnętrzną granicą Unii Europejskiej (Chorwacja, mimo, że już została przyjęta do UE, formalnie jeszcze do niej nie należy). Mimo to przekraczamy ją praktycznie bez kontroli. Pogranicznicy i celnicy na widok polskich paszportów (honorowane są też dowody osobiste) tylko leniwie kiwają głowami - jechać dalej! Mijamy kilkukilometrowy sznur pojazdów jadących w odwrotnym kierunku, choć właściwie częściej stojących. Już wiemy, co nas czeka w drodze powrotnej.
Korki w sezonie są tu wręcz obezwładniające, chociaż żyjąca z turystyki Chorwacja w ostatnich latach mnóstwo pieniędzy i wysiłku włożyła w rozwój infrastruktury drogowej. Również na trudnej dla prowadzenia tego typu inwestycji Istrii. Rezultaty są fantastyczne. Wystarczy spojrzeć choćby na liczący ponad 1,3 km długości wiadukt Mirna.
Zjeżdżając z drogi szybkiego ruchu w kierunku wybrzeża płacimy (wcześniej, przy wjeździe, otrzymaliśmy specjalny bilet) 33 kuny (jeśli ktoś nie ma chorwackiej waluty - 4,70 euro). Przynajmniej wiemy jednak za co...
Po przejechaniu w ciągu niespełna czterech godzin od startu 322 km docieramy do celu, którym jest kemping w okolicy urokliwego miasteczka Vrsar. Wygody, które zapewnia viano, powodują, że w ogóle nie czujemy zmęczenia. Zupełnie spokojnie można by pokonać nieco ponadtysiąckilometrową trasę z Polski w ciągu jednego dnia, bez noclegu po drodze. No, ale w końcu jesteśmy na urlopie...
Jeszcze rzut oka na pokładowy komputer, by sprawdzić średnie spalanie - dokładnie 9 litrów na 100 km, całkiem nieźle - i można przystąpić do wypakowywania bagażu. Rany! To wszystko się tutaj zmieściło?! A szczerze mówiąc wcale nie byliśmy aż tak obładowani...
TUTAJ zdjęcia z drugiego etapu "Moto-lato". Głosuj na najlepsze.