Samochód miał być od starszego pana

Dwa tygodnie temu kupiłem megane z 1999 roku. Z komisu. Miał być od starszego pana.

Fakt środek w stanie idealnym. Potem okazało się, że samochód należał do firmy. Przebieg tylko 118 tysięcy. Bezwypadkowy, itd... Cena 14 900.

Mówię, że zależy mi na bezpieczeństwie, bo to dla żony i małe dzieci będą z nią jechały...

Po tygodniu oderwał się tłumik, przestał działać zamek w klapie bagażnika, coś stuka w silniku. Chciałem dolać olej, ale nie wiedziałem, jakim był zalany silnik wcześniej. Zacząłem więc wydzwaniać po dilerach Renault w okolicy szukając, czy być może nie był tam serwisowany, bo oczywiście książki serwisowej nie było. Znalazłem.

Okazało się, że samochód ma cofnięty licznik o blisko 200 000 kilometrów!

Nie mam żadnego dowodu, z jakim licznikiem go brałem, ale zastanawiam się nad powiadomieniem prokuratury o popełnionym przestępstwie. Wady ukryte rozumiem, ale licznik cofnąć o 2 setki to przesada!

Ogólnie jestem załamany, bo to mój pierwszy samochód i dostałem nauczkę, jak się patrzy. Zadłużony jestem po uszy i nadal płacę za ciągłe naprawy. Handlarze samochodów to banda oszustów, żerująca na ciułaczach. Bo gdybym miał kasę, poszedłbym po nowy. I tak zrobię z następnym moim samochodem. Wolę płacić za serwis i mieć święty spokój. Napiszę, co z tego wyszło dalej.

Reklama

Marek H.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy