Panda z Polski na Dakarze. Tylko po co?

"Chlebak, jak sama nazwa wskazuje, służy do przenoszenia granatów" - uczył studentów pewien oficer, wykładowca studium wojskowego.

Fajnie jest pościgać się "w pięknych okolicznościach przyrody"
Fajnie jest pościgać się "w pięknych okolicznościach przyrody"AFP

Rajd Dakar, jak sama nazwa wskazuje, odbywa się w Ameryce Południowej. Mniejsza jednak o to; nazwa, jak nazwa, ma znaczenie li tylko historyczne. I to nie z jej powodu impreza rozgrywana na drogach i bezdrożach Argentyny, Chile i Peru jest wydarzeniem wyjątkowym.

Cały świat drży przed kryzysem gospodarczym, klimatolodzy ostrzegają przed wiszącą nad ludzkością katastrofą w postaci postępującego globalnego ocieplenia, producenci samochodów nie ustają w wysiłkach, by ich auta emitowały do atmosfery jak najmniej dwutlenku węgla, najważniejszego z tzw. gazów cieplarnianych... A parę tysięcy ludzi (740 kierowców i pilotów plus obsługa techniczna, dziennikarze itp.) wraz z kilkuset pojazdami, przy których konstruowaniu i przeróbkach nikt nie myślał o minimalizowaniu zużycia paliwa, downsizingu i ecodrivingu, jak gdyby nic leci na drugą półkulę, by pościgać się "w pięknych okolicznościach przyrody".

AFP

Jak zwał tak zwał, ale Rajd Dakar może gościć tylko w Afryce, Azji i właśnie w Ameryce Południowej. Gdzie indziej jego organizatorzy zostaliby wręcz pożarci przez obrońców środowiska naturalnego, tabloidy, przeliczające, ile dzieci w Sudanie można by wyżywić za pieniądze wydane na fanaberie miłośników rajdowania, przez mieszkańców terenów, sąsiadujących z trasą wyścigu. Wreszcie przez urzędników, żądających niezliczonych zezwoleń, opinii, uzgodnień, certyfikatów bezpieczeństwa itp. Czy potraficie sobie wyobrazić na przykład Rajd Solina, z udziałem samochodów terenowych, ciężarówek, motocykli i quadów, pędzących na przełaj przez bieszczadzkie połoniny? Nie? I słusznie...

Zresztą w Ameryce też niektórzy próbują protestować przeciwko niszczeniu przez uczestników rajdu cennych przyrodniczo i kulturowo miejsc, m.in. stanowisk archeologicznych, są jednak od razu zakrzyczani przez zwolenników imprezy, twierdzących, że "Dakar" ma nieocenione znaczenie dla promowania ich krajów w świecie.

AFP

Dakar 2012. Etap I

Alfie Cox i Jurgen Schroder (RPA) chwilę po ewakuacji ze spalonego volvo XC60AFP
AFP
AFP
AFP
AFP
AFP
AFP
AFP
AFP
AFP
AFP
AFP
AFP
AFP
Spalone volvo XC-60 załogi Alfie Cox - Jurgen Schroder (RPA)AFP

Rajd Dakar jest wyjątkowy również dlatego, że może w nim wystartować teoretycznie każdy. Dotyczy to zarówno ludzi, jak i pojazdów. W tegorocznej imprezie uczestniczy, zresztą już po raz kolejny, m.in. wyprodukowany w Polsce fiat panda. Za kierownicami dwóch samochodów o zgrabnej nazwie panDAKAR zasiadają Loris Calubini i Alex Caffi, kierowca mający za sobą 56 startów Formule 1, uczestnik ubiegłorocznego Rajdu Monte Carlo (w fabii S2000), a także naszego... Rajdu Żubrów. Pandy zostały specjalnie do południowoamerykańskiej próby przygotowane, otrzymały silniki 1.9 z fiata bravo i nowe zawieszenia. Mają zatem niewiele wspólnego z autami tej marki znanymi z ulic miast.

Dakar 2012. Etap II

AFP
AFP
AFP
AFP
AFP
AFP
AFP
AFP
AFP
AFP
AFP
AFP
AFP

To pojazdy, a ludzie? Cóż, w Rajdzie Dakar na serio ściga się zaledwie kilkunastu kierowców w każdej kategorii. Reszta to "turyści", pragnący przeżyć niezwykłą przygodę, móc się później pochwalić wyniesionymi z niej wrażeniami w towarzystwie, opowiadać w przyszłości o wyczynach dziadka wnukom, powiesić na ścianie oprawiony w ramki dyplom, zaświadczający o udziale w legendarnej imprezie.

Oczywiście o pełnym, nieograniczonym dostępie do rajdu nie ma mowy. Aby wpisać się na listę startową nie wystarczą bowiem same dobre chęci, gotowość do maltretowania kręgosłupa na argentyńskich wybojach i łykania kurzu na chilijskiej pustyni. Potrzebne są jeszcze pieniądze.

Dakar 2012. Etap III

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Duże pieniądze. Własne lub sponsorów. Do pozyskania tych ostatnich bardzo przydaje się cenne marketingowo nazwisko. Skorzystał na tym m.in. Adam Małysz, który dzięki swej popularności już po kilku miesiącach treningów mógł wziąć udział w uchodzącej za arcytrudną rajdowej próbie. "Początkowo wydawało mi się to wszystko snem. I nawet teraz, tu na lotnisku Chopina w Warszawie, pytam siebie: Adam, co ty tu robisz?" - mówił tuż przed odlotem do Argentyny.

Swoją drogą dyscyplina sportowa, którą dotychczas reprezentował nasz Mistrz jest jeszcze mniej demokratyczna. Aby stanąć na szczycie skoczni narciarskiej, zjechać z niej w dół i szczęśliwie wylądować, nie wystarczy nawet największa kasa i odwaga. Potrzebne są jeszcze duże umiejętności.

Tekst pochodzi z POBOCZEM.PL

Chcesz szybko dowiedzieć się o postępach Hołowczyca i Małysza? Dodaj kategorię Rajd Dakar do Dinga, a nie ominie cię żadna informacja na ten temat! Wystarczy kliknąć TUTAJ.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas