Likwidacja małych stacji paliwowych? Jestem za!

Przeczytałem właśnie informację, że nawet tysiąc małych stacji benzynowych może w tym roku zostać zamkniętych, ponieważ ich właścicieli nie stać na to, by kosztem 150 tysięcy złotych zainstalować na zbiornikach paliwowych dodatkowe płaszcze ochronne, na co mają czas do 31 grudnia.

Tekst jest utrzymany w tonie alarmistycznym, a ja się zastanawiam, czy rzeczywiście będzie czego żałować...

Mieszkam w dużym mieście, niedaleko jednej z takich małych stacji. Ot, dwa przestarzałe dystrybutory i dość obskurny barak, mieszczący sklepik i biuro. Obiekt mieści się przy ruchliwej, przelotowej drodze, więc nie brakuje mu klientów. Jak zauważyłem, chętnie korzystają zeń kobiety, które nie lubią trudzić się samodzielnym nalewaniem paliwa. Tutaj są wyręczane w tej czynności przez pracowników stacji.

Jeszcze nigdy nie usłyszałem od nikogo z tych ludzi "dzień dobry", "dziękuję" i "do widzenia". Zupełnie jak w PRL. Nie tylko jednak z powodu gburowatej obsługi zajeżdżam na tę stację rzadko, pomimo jej dogodnego, jak wspomniałem, położenia. Po prostu, jak wielu innych kierowców nie mam zaufania do jakości sprzedawanych tu paliw.

Co prawda, duża tablica przy wjeździe zapewnia, że dostarcza je PKN Orlen, ale kto ich tam wie... Zresztą już sam fakt umieszczenia takiej informacji daje do myślenia.

Reklama

Prezes Stowarzyszenia Niezależnych Operatorów Stacji Paliw Marek Pietrzak twierdzi, że część małych stacji może zostać przejęta przez bogatszą konkurencję, co, jego zdaniem, będzie oznaczało podwyżki cen paliw. Czyżby?

Na stacji, o której piszę, benzyna i olej napędowy są zawsze przynajmniej o kilka groszy droższe niż w pobliskich stacjach sieciowych. A i tak jej właściciel, z którym miałem niedawno okazję chwilę porozmawiać, narzeka, że jest zmuszony utrzymywać bardzo niskie marże i ledwo wiąże koniec z końcem. Przyznał szczerze, że zarabia głównie na handlu "innymi artykułami". Rzeczywiście jego stacja służy okolicznym mieszkańcom jako całodobowy sklep z alkoholem. A nie o to przecież chyba chodzi.

Nie wiem, czy wymóg modernizacji zbiorników paliw jest sensowny, czy nie. Uważam jednak, że skoro został wprowadzony, powinien być egzekwowany od wszystkich. Byłoby dziwne, gdyby przepisy dotyczące bezpieczeństwa i ochrony środowiska różnicowano w zależności od możliwości finansowych przedsiębiorców. By inne obowiązywały potentatów, a inne "biedaków".

Każdy, kto prowadzi działalność gospodarczą, musi dostosowywać się do zmian w prawie i nikt nie pyta, czy ma na to pieniądze. Nie sądzę zresztą, by właściciele stacji benzynowych o konieczności montowania dodatkowych płaszczy ochronnych na zbiornikach dowiedzieli się z dnia na dzień. Zapewne mieli sporo czasu na ich wykonanie. Kto tego nie uczynił - obojętnie, z braku środków czy dlatego, że liczył, iż "jakoś to będzie" - nie powinien dzisiaj lamentować i skarżyć się mediom.

W dużych miastach małe, siermiężne, kiepsko wyposażone stacje benzynowe w ogóle nie mają w dzisiejszych czasach racji bytu. W mniejszych miejscowościach jest trochę inaczej. Zamknięcie jedynej w okolicy stacji benzynowej może tam powodować uciążliwości dla zmotoryzowanych mieszkańców. Życie nie uznaje jednak próżni i zwolnione miejsce z pewnością natychmiast wypełni konkurencja. A jeżeli lokalny monopolista zastąpi innego lokalnego monopolistę, wówczas taka zmiana nie powinna odbić się na cenach paliw.

Marian Malarski

Autor jest pracownikiem jednego z państwowych urzędów kontrolnych.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy