Jadąc tylnym napędem ma się przyjemniejszą śmierć?
Podobno tylny napęd w samochodzie jest sexy. Dlaczego? Nie wiadomo. Próbowaliśmy znaleźć odpowiedź na to ważkie pytanie we wszystkowiedzącym internecie. Bezskutecznie.
Może chodzi o to, że samochody tylnonapędowe wymagają od kierowców większych umiejętności, lecz dają też więcej frajdy z jazdy? A może dlatego, że ze względów ekonomicznych (jak to ktoś ładnie podsumował: tylny napęd skonstruowali inżynierowie, a przedni - księgowi) jest obecnie mniej popularny? Cóż, kobiety z brodą też widuje się raczej niezbyt często, ale nikt, może poza szczególnego typu koneserami, nie powie przecież, że są bardziej sexy od tych bez zarostu...
Typowym przedstawicielem rodziny aut z napędem na tylne koła jest bmw. Akurat w Polsce ta bawarska marka, podobnie jak tamtejsza kuchnia, muzyka i Oktoberfest, jakoś niespecjalnie kojarzy się z seksapilem. Choć w zwyczajowych komentarzach na temat klasycznego właściciela używanej beemki przewijają się słowa, które w jakiś sposób wiążą się z szeroko pojętą sferą erotyki.
Na jednym z forów przeczytaliśmy, że tylny napęd jest bardziej... demokratyczny, bowiem zakłada sprawiedliwy podział zadań między obie osie samochodu - przednia odpowiada za kierowanie, tylna za napędzanie. To taka demokracja socjalistyczna: polityczne przywództwo i masy pracujące. Tylko co u licha demokracja, niezależnie od przymiotników, ma wspólnego z seksem? A jeżeli tylny napęd jest sexy, to jak ocenić pojazdy z napędem na wszystkie koła? Są seksowne czy nie?
Absurdalne, ze zdroworozsądkowego punktu widzenia, rozważania na temat seksowności tylnego napędu kierują nasze myśli ku innemu zagadnieniu: czy samochody mają płeć?
W języku polskim - jak najbardziej. Występują w trzech rodzajach: męskim, żeńskim i nijakim. Ten: volkswagen, opel, citroen, peugeot... To: audi, mitsubishi, suzuki, volvo... Ta: honda, skoda, toyota... Mamy też "obojnaka": alfa romeo. Pół baba, pół chłop.
Ciekawym przypadkiem lingwistycznym jest mercedes. Jego nazwa pochodzi od imienia kobiety, ale nikt przecież nie powie o mercu "ta mercedes".
Płcią samochodów manipulują ich właściciele. I tak renault staje się renówką, a gdy jest to "renówka meganka", wówczas mamy do czynienia ze zmianą rewolucyjną, wręcz chirurgiczną.
Różnica polega na tym, że przy przednim napędzie widziałeś przez przednią szybę drzewo, w które zaraz uderzysz, przy tylnym miałeś przyjemniejszą śmierć, bo tego drzewa w przedniej szybie nie było widać...
Hm... Odnosimy wrażenie, że również nonsensowność dyskusji o płciowości pojazdów mechanicznych osiąga już granicę patologii. Nikt chyba jednak nie zaprzeczy, że w opinii użytkowników podział na samochody bardziej męskie i raczej damskie jest mocno utrwalony.
Podstawowe kryterium stanowi wielkość. Im auto mniejsze, tym uchodzi za bardziej kobiece. Prawdopodobnie dlatego, że wydaje się łatwiejsze w prowadzeniu i, co ważniejsze - w parkowaniu. Przy obecnym upowszechnieniu się wspomagania układu kierowniczego, coraz większej dostępności kamer cofania, czujników odległości, elektronicznych asystentów pomagających kierowcy przy wykonywaniu manewrów, gabaryty nie są już jednak tak istotne. Bardziej liczy się wyposażenie. Mowa oczywiście o gabarytach i wyposażeniu pojazdów... Mimo wszystko znamy facetów, którzy za nic nie pokażą się kumplom w małym miejskim wozidełku żony.
Ważną rolę odgrywa kolor auta, przy czym za typowo męskie uznawane są te ciemne i ponure: czarny, szary, granatowy itp. Opinię barw babskich mają kolory pastelowe i bardziej jaskrawe. Seledynowa toyota aygo? Prawdziwy macho będzie się trzymał od tego cudeńka z daleka... Jeśli stać was tylko na jeden samochód w rodzinie, kupcie model kompaktowy. Ona się go nie przestraszy, a i on, aczkolwiek z pewnym ociąganiem, zasiądzie za jego kierownicą. Typowe auto "unisex".
Silniki. Bardzo męskie są diesle. W przypadku silników benzynowych tylko jednostki o największych pojemnościach. I nie pytajcie właściciela takiego smoka o zużycie paliwa. Dżentelmeni o spalaniu nie rozmawiają. Bo byłaby to również rozmowa o pieniądzach...
Mocnym ciosem wymierzonym w męskie ego jest downsizing. Kupiłeś sobie właśnie volkswagena passata, nówkę. I co, przyznasz się, że ma pod maską silniczek 1.4 litra? Zanim wyjaśnisz, że turbo, że 122 konie, mniej zorientowane w branży chłopaki zwyczajnie cię wyśmieją.
Sprawa jeszcze bardziej się komplikuje, gdy swoją benzynówkę zagazujesz. Niby wykazałeś się zdrowym rozsądkiem, ale z drugiej strony nie na darmo wlew LPG nazywany jest "korkiem wstydu".
A wracając do kluczowego pytania o tylny napęd i jego przewagę nad napędem przednim... Jeremy Clarkson ujął to mniej więcej tak: w aucie z przednim napędem wchodzisz za szybko w zakręt, wylatujesz z drogi, uderzasz w drzewo i giniesz. W samochodzie z tylnym napędem wchodzisz za szybko w zakręt, wylatujesz z drogi, uderzasz w drzewo i giniesz. Różnica polega na tym, że przy przednim napędzie widziałeś przez przednią szybę drzewo, w które zaraz uderzysz, przy tylnym miałeś przyjemniejszą śmierć, bo tego drzewa w przedniej szybie nie było widać...
Czy dlatego jednak tylny napęd miałby być bardziej sexy?
Oceń swoje auto. Wystarczy wybrać markę... Kliknij TUTAJ.