Dzięki samoobsłudze LPG stanieje? Wątpimy! A ty?

Są kraje, w których podjeżdżając do hotelu, restauracji, teatru nie musimy kłopotać się parkowaniem auta.

Zadba o to specjalny pracownik, któremu opuszczając pojazd wręczymy, bez żadnych obaw, kluczyki. Gdy będziemy opuszczali lokal, wóz zostanie nam podstawiony pod sam nos.

Na parkingach i szczególnie zatłoczonych ulicach funkcjonują ludzie, opłacani przez firmy czy lokalne władze, których zadaniem jest wskazanie najbliższego wolnego miejsca postojowego i takie ustawianie pojazdów, by na konkretnej powierzchni zmieściło się ich możliwie jak najwięcej. Gdy wyjeżdżamy z parkingu możemy liczyć na pomoc we włączeniu się do ruchu.

Są kraje, gdzie kierowca chcący zatankować paliwo nie musi nawet wysiadać z samochodu. Wystarczy, że podjedzie pod dystrybutor. Ktoś napełni bak jego auta, odkręcając i zakręcając korek wlewu. Potem zainkasuje gotówkę lub podsunie terminal do zapłaty kartą kredytową. W tym czasie ktoś inny zupełnie za friko umyje szyby i klosze reflektorów, często sprawdzi ciśnienie powietrza w oponach, opróżni samochodową popielniczkę, wyrzuci śmieci itp.

Reklama

Tak dzieje się w częściach świata uznawanych powszechnie za mniej cywilizowane. W Europie, gdzie ludzka praca jest droga, dodatkowo obciążona różnymi podatkami, składkami ubezpieczeniowymi, jest inaczej. Europejczycy dali się przekonać, że miarą nowoczesności, symbolem rozwoju i postępu jest samoobsługa. Również na stacjach benzynowych, gdzie o wszystko musisz zatroszczyć się sam, a na koniec karnie pofatygować się do kasy, gdzie łaskawie wezmą od ciebie pieniądze.

Oczywiście nadal trafiają się konserwatyści, osobliwie wśród kobiet, którzy wolą zapłacić kilka groszy za litr paliwa więcej, lecz uniknąć konieczności osobistego mocowania się z pistoletem dystrybutora. Nie chcą pochlapać sobie butów benzyną, nie lubią, gdy ich ręce wydzielają odór węglowodorów. Dlatego szukają stacji, na których przetrwały tradycyjne formy obsługi klientów, niechby nawet z gburowatymi i niezbyt czystymi pompiarzami w roli głównej.

Jak się okazuje, ów konserwatywny nurt wśród zmotoryzowanych Polaków jest zaskakująco licznie reprezentowany. Świadczą o tym wyniki ankiety przeprowadzonej przez TNS OBOP, a dotyczącej opinii na temat planowanego wprowadzenia przepisów umożliwiających kierowcom samodzielne tankowanie autogazu.

Aż 40 proc. badanych uznało, że to kiepski pomysł. Sceptycy wskazują na kwestie bezpieczeństwa i wygody. Ponad połowa właścicieli aut napędzanych LPG nie jest pewna, czy potrafi samodzielnie zatankować swój samochód. Takie obawy w większym stopniu dotyczą kobiet (85 proc.), z których większość (69 proc.) deklaruje, że i tak będą prosić o pomoc pracownika stacji.

Inicjatorzy zapowiadanych zmian argumentują, że dzięki wprowadzeniu autogazowej samoobsługi LPG stanieje. Co ciekawe, aczkolwiek niekoniecznie zaskakujące, w rzekomy spadek cen nie wierzy aż 74 proc. respondentów TNS OBOP.

Jak widać, konserwatyzm łączy się z realizmem...

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy