Czyżby paliwo było jeszcze u nas za tanie?

Tak, wiemy... Koszula jest zawsze bliższa ciału, więc co to nas właściwie obchodzi. Tak, wiemy... Przeciętny mieszkaniec Europy Zachodniej wciąż za swoją pensję może kupić kilkakrotnie więcej benzyny niż statystyczny zmotoryzowany Polak.

Zawsze jednak pocieszająco brzmią wiadomości, że z drożyzną na stacjach paliw borykają się również mieszkańcy innych krajów...

Na przykład Brytyjczycy. Na Wyspach ceny paliw biją kolejne rekordy. W maju za litr bezołowiowej benzyny trzeba było tam płacić średnio 1,37 funta (niemal 7,50 zł), a za taką samą ilość oleju napędowego prawie 1,45 GBP (ok. 7,84 zł). Zatankowanie "pod korek" przeciętnego samochodu rodzinnego z silnikiem benzynowym kosztuje obecnie około 96 funtów, o 18 funtów więcej niż dwa lata temu. W przypadku takiego samego diesla pełny bak to wydatek przekraczający 100 funtów.

Reklama

Brytyjskie media i organizacje zrzeszające kierowców biją na alarm, że horrendalnie wysokie ceny paliw uderzają w gospodarkę i sprawiają, że ludzie nie mogą funkcjonować w sposób, do jakiego przywykli. Co gorsza, najdrożej jest na terenach wiejskich, czyli tam, gdzie samochód jest w codziennym życiu najbardziej potrzebny.

Zwraca się uwagę, że Wielka Brytania to kraj, w którym paliwa są obłożone najwyższymi w całej Unii Europejskiej podatkami. Z każdego funta wydanego na zakup benzyny czy oleju napędowego aż 60 pensów trafia w formie różnych danin do kasy państwa. Kolejna podwyżka stawek podatkowych ma nastąpić w sierpniu. Z różnych stron słychać apele, by z niej zrezygnować. Rząd nie ma na to jednak ochoty, tłumacząc, że wcześniejsze, wprowadzane lokalnie ulgi nie powodowały spadku detalicznych cen paliw. Po prostu właściciele stacji podwyższali swoje marże i zwiększali tym samym dochody. Ech, skąd my znamy te argumenty... A jak się tłumaczy paliwową drożyznę? Też standardowo: niestabilną sytuacją na Bliskim Wschodzie i działaniami międzynarodowych spekulantów.

Analitycy szacują, że latem średnia cena benzyny wzrośnie w Wielkiej Brytanii jeszcze o 3 pensy na litrze.

Przenieśmy się teraz na inny kontynent, do Indii. Tamtejsi kierowcy przeżyli niedawno prawdziwy szok: ceny benzyny w tym kraju z dnia na dzień wzrosły o 10 proc. Była to decyzja odgórna, bowiem stacje paliw w Indiach kontroluje państwo. Rząd tłumaczył tę najwyższą w dziejach kraju jednorazową podwyżkę cen paliw utratą wartości miejscowej waluty. Litr benzyny w New Delhi kosztuje obecnie ponad 73 rupie, czyli około 4,60 zł. Jak na lokalne realia jest to poziom tak zaporowy, że hinduscy producenci i importerzy samochodów z obawy przed całkowitym uwiądem rynku nowych pojazdów zareagowali na decyzje rządu desperacką wręcz obniżką cen aut z silnikami napędzanymi benzyną.

Maruti alto, jeden z najlepiej sprzedających się w Indiach samochodów osobowych, jest oferowany w promocji z rabatem sięgającym jednej dziesiątej jego dotychczasowej ceny. Również tata nano, uznawany za najtańsze seryjnie produkowane auto na świecie, został objęty czasową obniżką, ustaloną na 10 000 rupii.

W Polsce nikt na takie ruchy cen samochodów na razie się nie zdecydował. Czyżby paliwo mimo wszystko było jeszcze u nas za tanie?

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy