Ciężkie przygody Małysza. Łaskawiec włos od wypadku

Po dwóch etapach, na których nie miał większych problemów, Adam Małysz wreszcie przekonał się jak trudnym rywalem jest Dakar.

Na szybkim, prowadzącym głównie po szutrowych drogach oraz w kamienistych, wyschniętych korytach rzek przebił oponę i utknął na kamieniu.

- Odcinek niby miał tylko 200 kilometrów, ale okazał się bardzo trudnym - podsumował kierowca RMF Caroline Team.

Początkowo załoga Pajero startującego z numerem 372 nie wiedziała o konieczności wymiany koła z dziurawą oponą. - Na początku myśleliśmy, że skrzywiliśmy wahacz, bo na prostych samochód ściągało nam w bok. Powietrze musiało schodzić z niej powoli, ale kiedy wreszcie zarzuciło nam tyłkiem i poczuliśmy, że coś dobija, zatrzymaliśmy się. Opony na feldze już prawie nie było. Jechaliśmy na flaku ze trzydzieści kilometrów - opowiadał Małysz. Niedługo później jadący z Rafałem Martonem były skoczek narciarski przeżył jeszcze jedną, o wiele poważniejszą przygodę.

Reklama

- Uderzyliśmy w rzece o kamień. Na szczęście na środku, więc nie zniszczył niczego w zawieszeniu, ale auto zawisło. Koła kręciły się nie dotykając dna. Straciliśmy tam z pół godziny. Wyjechać pomagali nam miejscowi, bo nawet kiedy podnieśliśmy samochód na podnośnikach, nie chciał ruszyć.

Dopiero później podkładaliśmy kamienie, by się wydostać. Po tej przygodzie jechaliśmy już zachowawczo - tłumaczył Małysz.

Surową lekcję otrzymał na etapie z San Rafael do San Juan Łukasz Łaskawiec. Po dwóch świetnych etapach we wtorek o mało nie odpadł z rywalizacji. W jego quadzie dwukrotnie pękały gałki przy kołach. To sprawia, że dolny wahacz wbija się w ziemię, a pojazd zatrzymuje się niemal w miejscu. - Za pierwszym razem uderzyłem się w kolana. Niestety, przy drugim uderzyłem głową w konstrukcję roadbooka i przyrządów nawigacyjnych. Bardzo boli mnie twarz, jestem wykończony - mówił zawodnik, który po przyjeździe na biwak długo nie mógł dojść do siebie. Nie miał nawet siły pójść pod prysznic. Do prowizorycznej łaźni na obozowisku musiał zostać zawieziony samochodem.

Spory awans w klasyfikacji generalnej i wreszcie spokojna noc to osiągnięcie drugiej załogi samochodowej RMF Caroline Team, którą stanowią Albert Gryszczuk i Michał Krawczyk. Po dwóch wcześniejszych etapach musieli usuwać poważne awarie. We wtorek tylko raz w ich aucie zabrakło prądu.

- Cel był prosty, dojechać do mety za dnia i zrobić sobie jak najlepsze miejsce na start. O klasyfikację generalną w tej chwili w ogóle się nie martwimy. Chodzi o to, by być jak najbliżej Adama. Za nim, ale blisko. Od jutra także samochody i ciężarówki startują kolejno według klasyfikacji ważne było więc również, by nasza ciężarówka była za naszymi plecami - tłumaczył Gryszczuk.

Mimo problemów z lewą stopą kierowca Mitsubishi oznaczonego numerem 399 nie zjawił się u lekarza.

- Nie poszedłem. Nie chcę ryzykować. Bo gdyby lekarz powiedział, że nie mogę jechać byłaby tragedia. Radzę sobie. Mam jakieś maści przeciwbólowe, staram się ją oszczędzać. W naszych autach jest sekwencyjna skrzynia biegów, więc sprzęgło potrzebne jest tylko do ruszania. A hamuję prawą - śmiał się.

W maratonie nie jedzie już dakarowy debiutant RMF Caroline Team na quadzie - Maciek Albinowski. We wtorek rano na biwaku w San Rafael zawodnik nie mógł uruchomić swojej maszyny i przekroczył limit czasu wyznaczony na start do trzeciego etapu. Oznacza to, że quada z numerem 273 nie zobaczymy już na bezdrożach Dakar Rally 2012.

W trzecim dniu Dakar Rally 2012 zawodnicy mieli do pokonania 291 km dojazdówkę i 208 km (motocykle/quady) lub 270 km (samochody/ciężarówki) odcinka specjalnego.

Chcesz szybko dowiedzieć się o postępach Hołowczyca i Małysza? Dodaj kategorię Rajd Dakar do Dinga, a nie ominie cię żadna informacja na ten temat! Wystarczy kliknąć TUTAJ.

Dowiedz się więcej na temat: przygody
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy