Chevrolet Project X z 1957 roku to teraz auto elektryczne
Ten wyjątkowy samochód od dekad służy jako pojazd doświadczalny dla kolejnych technologii oraz napędów. Nic dziwnego, że teraz postanowiono poddać go kolejnym przeróbkom, aby szedł z duchem czasu.
Project X zaczął życie jako jeden z wielu egzemplarzy Chevroleta Bel Air, ale wszystko zmieniło się, gdy w 1965 roku został zakupiony (za zawrotną kwotę 250 dolarów) przez magazyn MotorTrend. W tamach należącej do niego marki Hot Rod, testowano na nim kolejne produkty i technologie, między innymi wsadzając pod maskę silniki R6 oraz V8. Samochód zasilany był przez gaźniki, układy wtryskowe, a nawet miewał czasami pod maską kompresory.
Obecnym trendem jest jednak elektromobilność, więc nic dziwi fakt, że również Project X wpisał się w obecne czasy. Zamiast V8 z kompresorem, które zamontowano w ramach poprzedniego projektu, pod jego maskę trafił silnik elektryczny o mocy około 340 KM oraz generujący 447 Nm maksymalnego momentu obrotowego. Osiągów po konwersji na elektryka nie podano.
Zaskakująco mała jest za to bateria, mająca jedynie 30 kWh pojemności. Według twórców nie jest to jednak problem, ponieważ dzięki możliwości zmiany dyferencjału na taki o mniejszym lub większym przełożeniu, można dostosować pojazd do większego nastawienia na osiągi lub na zasięg. Ponadto sama bateria to nowe rozwiązanie modułowe, które, gdy trafi do klientów, ma im dać możliwość łatwego skalowania wielkości akumulatora, zależnie od potrzeb.
Oprócz nowego napędu, Chevrolet Project X otrzymał także zmodyfikowany układ hamulcowy (pozwalający na korzystnie z rekuperacji), elektrohydrauliczne wspomaganie układu kierowniczego, z przodu pojawiło się bardziej miękkie zawieszenie, za to z tyłu twardsze (efekt zmiany rozkładu mas). Z kolei usunięcie układu wydechowego pozwoliło na obniżenie pojazdu o około 5 centymetrów. Największą zmianą we wnętrzu, które nadal zachowało swój klasyczny wygląd, są przyciski do wyboru kierunku jazdy, zapożyczone z Corvetty.
***