Polscy kierowcy okiem motocyklisty. Wojna? Nie ma wojny!
Jestem motocyklistą od ponad dwóch sezonów, jeżdżę zwykłym 50-konnym motocyklem (zresztą moim pierwszym).
Mieszkam i pracuję w Krakowie - co tydzień odbywają się tu nocne spotkania motocyklistów jak i samochodziarzy, ja jednak skupię się na motocyklistach.
Chcę tu powiedzieć, że nie są to spotkania organizowane po to, by się ścigać. Mają one raczej cel towarzyski - służą temu, by spotkać się ze znajomymi i wspólnie przejechać do jakiegoś celu.
Nie rozumiem nagonki ze strony policji - wydaje mi się, że "polując" na motocyklistów, ktoś próbuje zrobić sobie na tym karierę...
Owszem - nie twierdzę, że w czasie wspólnych jazd nie przekracza się dozwolonych prędkości - nie traktujemy jednak dróg jak toru wyścigowego - podróżując w grupie, po prostu, nie można jechać za szybko!
W tym miejscu muszę pochwalić kierowców. Na początku sezonu wybraliśmy się w kierunku Zakopanego w kilkadziesiąt maszyn różnego rodzaju, a jak to bywa "zakopianka" była zakorkowana.
Na szczęście kierowcy samochodów osobowych byli wyrozumiali i zjeżdżając do prawej krawędzi jezdni robili nam miejsce, byśmy mogli się przeciskać po krętej i wąskiej drodze. Było to z ich strony bardzo uprzejme i wyrozumiałe (nawet radiowozy policyjne niczym nie odstępowały od innych aut!) i tu chciałbym podziękować wszystkim kierowcom aut, którzy robią zawsze dla motocyklisty troszkę miejsca.
Teraz trochę ciemniejsza strona - wracając niedawno z weekendu grupką motocykli przejeżdżaliśmy przez mniejsze miejscowości i oczywiście trafił się pewien kierowca, który zaczął nas blokować i utrudniać wyprzedzenie.
Nie rozumiem, dlaczego kierowca, który się wlecze w momencie, gdy zaczynam wyprzedzanie, nagle przyspiesza? To iście kretyńskie zachowanie, które powoduje ogromne zagrożenie, zwłaszcza gdy jedzie się słabszym, załadowanym motocyklem.
Nie twierdzę, że motocykliści nie powodują na drodze zagrożeń - w każdej grupie użytkowników dróg trafiają się tzw. czarne owce.
Nieraz słyszałem np. o biciu rekordów prędkości (dochodzących do 150 km/h) w jeździe pomiędzy stojącymi w korku autami. W ustach takich "motocyklistów" używanie hasła "patrz w lusterka, motocykle są wszędzie" zakrawa na kpinę...
Z drugiej strony, nie sposób też pominąć kierowców samochodów, którzy - włączając się do ruchu - przecinają po dwa pasy ruchu zajeżdżając mi drogę. Gdyby nie to, że nie szaleję i staram się na drodze myśleć "za wszystkich" zapewne nie pisałbym teraz tych słów...
Chcę jednak zaznaczyć, że tych sytuacji jest coraz mniej i kierowcy aut coraz częściej ustępują miejsca motocyklistom. Uważam, że kolejnym krokiem w dobrą stronę byłoby też umożliwienie (zalegalizowanie) korzystania przez motocyklistów z tzw. bus-pasów. Byłby to miły ukłon w kierunku motocyklistów, który na pewno przyczyniłby się do zwiększenia bezpieczeństwa ruchu.