W rocznicę tragicznej śmierci Gillesa Villeneuve'a
Włoski team Ferrari i mistrz świata Formuły 1 z 1997 roku Kanadyjczyk Jacques Villeneuve uczcili wczoraj 30. rocznicę tragicznej śmierci Gillesa Villeneuve'a. Jego syn poprowadził na torze we Fiorano bolid Ferrari 312 T4, którym ścigał się ojciec.
W 1979 roku włoski zespół zwyciężył w klasyfikacji konstruktorów, a Villeneuve przegrał o cztery punkty walkę o mistrzostwo wśród kierowców z partnerem z ekipy Jodym Scheckterem z RPA. Był znany z dość ryzykownej jazdy, która często kończyła się uszkodzeniem bolidu lub wypadnięciem z toru. 8 maja 1982 roku tuż przed zakończeniem sesji kwalifikacyjnej do Grand Prix Belgii na torze Zolder wszedł z dużą prędkością w wiraż i zahaczył o koło jadącego przed nim innego zawodnika. Bolid Kanadyjczyka wzbił się w powietrze, a on sam bezwładnie wyleciał z kokpitu i wylądował kilkanaście metrów dalej po uderzeniu głową w ogrodzenie. Zmarł w wyniku licznych obrażeń i wewnętrznego krwotoku.
Dokładnie 30 lat po tamtym tragicznym zdarzeniu we Fiorano, bazie testowej Ferrari, hołd oddali mu szef włoskiego koncernu Luca Cordero di Montezemolo, aktualni i byli kierowcy oraz pracownicy teamu, a także syn z innymi członkami rodziny Villeneuve'a.
Niedługo po śmierci kanadyjskiego kierowcy jego imieniem nazwano tor w Montrealu, na którym groźnie wyglądający wypadek w 2007 roku miał Robert Kubica, startujący wtedy w barwach BMW-Sauber. Polak wyszedł z tego bez poważniejszych obrażeń, choć jego bolid przekoziołkował kilkakrotnie na poboczu. W kolejnym sezonie na tym obiekcie odniósł jedyne jak dotychczas zwycięstwo w F1.