Transferowe lato nie będzie gorące. A czy ktoś jeszcze pyta o Roberta Kubicę?

Jeszcze niedawno wydawało się, że lato 2012 upłynie w Formule 1 pod znakiem poważnych ruchów na rynku transferowym. Jednak przedłużenie kontraktu Marka Webbera z Red Bullem niemal gwarantuje, że w przyszłym sezonie będziemy oglądać czołowe zespoły w niezmienionych składach.

Jeszcze niedawno wydawało się, że lato 2012 upłynie w Formule 1 pod znakiem poważnych ruchów na rynku transferowym. Jednak przedłużenie kontraktu Marka Webbera z Red Bullem niemal gwarantuje, że w przyszłym sezonie będziemy oglądać czołowe zespoły w niezmienionych składach.

W F1 co kilka lat dochodzi do dużych przetasowań w stawce kierowców. Wszyscy z niecierpliwością czekają na takie momenty, bo zwykle oznaczają one zdecydowaną ingerencję w obowiązujący układ sił oraz stanowią zapowiedź nowych, ekscytujących rozdziałów karier kierowców i ciekawych etapów w historii zespołów. Sezon 2012 mógł być rokiem sporych zmian, ale kluczowi gracze postawią raczej na bezpieczne, elastyczne rozwiązania, które dadzą im szerokie pole manewru w niedalekiej przyszłości.

Można powiedzieć, że klucz do tegorocznego rynku transferowego trzymał w swoich rękach Mark Webber. Z końcem sezonu 2012 wygasał kontrakt Australijczyka na starty w Red Bull Racing, a wysoka forma zespołu sprawiała, że potencjalny wakat stanowił łakomy kąsek dla innych kierowców czołówki. Najczęściej wymieniało się w tym kontekście Lewisa Hamiltona. Anglik od lat lojalnie reprezentuje barwy McLarena, ale wielokrotnie podkreślał, że priorytetem jest dla niego dysponowanie sprzętem umożliwiającym regularne zwyciężanie.

Za każdym razem, gdy forma McLarena niepokojąco nurkowała, Lewis nie wahał się sugerować, że jeśli zespół z Woking nie będzie w stanie zapewnić mu oczekiwanych możliwości, w przedłużeniu współpracy mogą nie pomóc nawet dobre wieloletnie relacje, trwające od czasów startów kierowcy w kartingu.

Reklama

Gdyby rozmowy z Red Bullem potoczyły się inaczej i Webber zdecydował się zwolnić miejsce w ekipie, Lewis miałby wszelkie powody ku temu, żeby poważnie zainteresować się przesiadką do jego auta. Biorąc pod uwagę fakt, że Adrian Newey jest związany z zespołem niemal dożywotnią, obwarowaną licznymi obostrzeniami umową, można zakładać, iż w najbliższych latach Red Bull raczej nie wypadnie ze ścisłej czołówki, nawet gdyby dominacja z sezonów 2010-2011 miała się już nie powtórzyć. Taka gwarancja to wiadomość, którą chce usłyszeć każdy ambitny kierowca rozpoczynający współpracę z utytułowanym zespołem.

Transfer na linii McLaren-Red Bull to jednak tylko jedna z możliwości, jakie pojawiłyby się  wskutek odejścia Webbera z Milton Keynes. Rozwiązaniem, które miało szanse największego pobudzenia migracji kierowców, było negocjowane przejście Australijczyka do Ferrari. Wiemy, że Włosi byli bardzo poważnie zainteresowani zapewnieniem sobie usług 35-letniego weterana na sezon 2013.

W takim wypadku z miejscem w jednym z czerwonych aut pożegnałby się Felipe Massa, choć raczej nie należy sądzić, że odprawiony z Maranello powędrowałby na miejsce Marka w Red Bullu. Świadomy sytuacji na rynku i zbudowany swoimi niedawnymi występami, Webber nie zdecydował się jednak na radykalną zmianę otoczenia i został z obecnym pracodawcą. Co ważne, nowa umowa została zawarta tylko na przyszły sezon. Dzięki temu za rok o tej porze kierowca i zespół będą mogli swobodnie reagować na pojawiające się możliwości.

O ile Felipe Massa nie jest kierowcą, który może odgrywać kluczową rolę w transferowych roszadach (Brazylijczyk jest na łasce Ferrari, które już kilkukrotnie przymierzało się do jego zastąpienia, ale najprawdopodobniej przedłuży z nim umowę na sezon 2013), zdecydowanie więcej będzie zależało od decyzji, którą wkrótce podejmie Michael Schumacher. Zdrowy rozsądek podpowiada zakończenie kariery 43-letniego kierowcy, ale sam Schumacher przebąkuje o tym, że najchętniej kontynuowałby rywalizację w Formule 1. Wyniki Schumachera nie zachęcają szczególnie do pozostania w stawce, ale i nie przynoszą wstydu, który skłaniałby do szybkiego pożegnania się z wyścigami Grand Prix.

Schumacher musi jednak uważać - w jego wieku nagły spadek formy może czaić się tuż za rogiem. Jeśli "Schumi" rzeczywiście chce zostać w Mercedesie, najsensowniejszym rozwiązaniem byłoby skopiowanie ruchu Webbera i podpisanie umowy na rok. Takie rozwiązanie będzie wygodne zarówno dla Schumachera, jak i zespołu, do którego przymierzani są już młodzi Nico Hülkenberg i Paul di Resta, a przecież nie można wykluczyć też zainteresowania Mercedesa Hamiltonem i vice versa.

W interesujący krajobraz kreślony przez krótkie umowy czołowych zawodników, które zapowiadają transferowe trzęsienie ziemi przed sezonem 2014, dobrze wpisuje się też sytuacja Sebastiana Vettela. Niemiec związał się z Red Bullem na dwa kolejne lata, ale w kuluarach mówi się już o wstępnym porozumieniu z Ferrari, które przewiduje starty urzędującego mistrza dla włoskiej ekipy właśnie od sezonu 2014. Czy do nich dojdzie, nie wiadomo.

Wstępna umowa, jeśli w ogóle istnieje (podobną Ferrari zawarło z Robertem Kubicą na sezon 2013), niczego przecież nie gwarantuje. Równie dobrze za rok Vettel może zdecydować się na dłużej zostać w Red Bullu.

Niemal pewne jest natomiast, że przed sezonem 2014 w prawie wszystkich czołowych zespołach pojawią się wakaty. Wskazuje na to roczny kontrakt Webbera z Red Bullem, chyba przesądzone, krótkoterminowe przedłużenie umowy Schumachera z Mercedesem oraz coraz bardziej realne zatrzymanie w Ferrari Felipe Massy, który powoli zaczyna przypominać sobie, na czym polega szybka jazda wyścigówką F1.

Należy się też spodziewać, że mimo plotek o zainteresowaniu startami dla Lotusa (klasyczna zagrywka menedżera, mająca na celu poprawić pozycję negocjacyjną kierowcy), Hamilton nie opuści szeregów McLarena. W reakcji na ostrożne posunięcia innych graczy, zmierzające do przyszłorocznego poważnego finału transferowego, w interesie Anglika powinno leżeć podpisanie z McLarenem możliwie najkrótszej, najlepiej jednorocznej umowy.

Innym aspektem, który ma niebagatelny wpływ na tegoroczne decyzje kierowców, są zmiany regulaminu technicznego F1, jakie wejdą w życie od sezonu 2014. Nowa formuła silnikowa praktycznie uniemożliwia przewidzenie układu sił ekip czołówki, więc nic dziwnego, że myśląc o swojej przyszłości, najlepsi zawodnicy wolą na razie zachować status quo. W tym roku mają do ugrania stosunkowo niewiele. Za dwanaście miesięcy stawka gry będzie znacznie wyższa i warto przystąpić do niej z możliwie najszerszym wachlarzem możliwości.

Jacek Kasprzyk

PS A czy ktoś jeszcze pyta o Roberta Kubicę? O tym napiszemy już niebawem.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy