Takiego sezonu w historii F1 jeszcze nie było!

Jenson Button, Fernando Alonso, Nico Rosberg, Sebastian Vettel, Pastor Maldonaldo i Mark Webber. Co łączy tych kierowców? Oczywiście fakt, że wszyscy stawali w tym roku na najwyższym stopniu podium.

A co łączy Michaela Schumachera i Lewisa Hamiltona? Kilka faktów. Obaj byli mistrzami świata, jednocześnie obaj nie zdołali w tym sezonie wygrać wyścigu, chociaż ich partnerzy z zespołu mają ten wyczyn już za sobą.

Obecny sezon zapowiada się najciekawiej w historii. Jeszcze nigdy nie zdarzyło się, by sześciu różnych kierowców wygrało sześć pierwszych wyścigów. Skąd aż takie wyrównanie poziomu?


Za obecną sytuację odpowiedzialne są przepisy. Rozwój silników jest już od dobrych kilku lat zamrożony, a kilka zespołów dysponuje bardzo porównywalnymi jednostkami napędowymi. Stąd konstruktorzy mają - ale i tak niewielką, znów ograniczoną restrykcyjnymi przepisami - swobodę ruchu jedynie w kwestii aerodynamiki. Jeśli komuś uda się znaleźć lukę w regulacjach (tak jak Red Bullowi, który w zeszłym roku wymyślił dmuchane spalinami dyfuzory), to zyskuje przewagę, którą konkurencji trudno jest w trakcie sezonu zniwelować. Ale jeśli nikomu nie uda się skonstruować niczego przełomowego, o sukcesie lub porażce decydują detale - szybkość nagrzania opon, moment zjazdu do boksu czy dobry start.

Reklama

Wydawało się, że takim języczkiem u wagi, jakim były dmuchane dyfuzory, stanie się w tym roku podwójny DRS zastosowany przez Mercedesa. To głównie on pozwolił Rosbergowi odnieść zwycięstwo w Chinach. Tyle tylko, że niemiecki zespół wciąż nie wyeliminował problemów ze słabym dogrzewaniem opon, co równoważy zysk z innowacyjnego systemu DRS.


Biorąc pod uwagę zakaz testów w trakcie sezonu oraz kalendarz wypełniony wyścigami do granic możliwości, wydaje się pewne, że aż do końca będziemy świadkami tak zaciętej rywalizacji, jak do tej pory. Dla fanów F1 to na pewno dobra wiadomość!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama