Raikkonen o Kubicy. Wylewny nie był...

Fin Kimi Raikkonen, kierowca zespołu Alfa Romeo Racing Orlen w Formule 1, w ubiegłym tygodniu rozpoczął współpracę z Robertem Kubicą - rezerwowym i testowym zawodnikiem tego teamu. "Przyda nam się każda pomoc" - powiedział mistrz świata z 2007 roku.

W Barcelonie odbyły się już pierwsze, oficjalne testy przed rozpoczęciem sezonu F1. Kubica zasiadł w tym czasie za kierownicą jednego z bolidów, ale na torze podczas wyścigów barw zespołu bronić będą Raikkonen i Włoch Antonio Giovinazzi.

"To dopiero początek naszej współpracy (z Kubicą - PAP), zaczęliśmy w ubiegłym tygodniu podczas testów. Znam go trochę z przeszłości. Przyda nam się każda pomoc" - powiedział 40-letni Fin.

Słynący z mało emocjonalnych reakcji i skąpych wypowiedzi "Iceman" ściga się w F1 od 2001 roku, z przerwą w latach 2010-11. Jego zdaniem, w czasie jego kariery rywalizacja w tej serii przebiega w podobny sposób.

Reklama

"Wszystko zależy od tego, jak sformułowane są przepisy. W 2014 roku przyszły nowe silniki, a z tym wiązały się bardziej surowe zasady. Wszystko stało się trochę bardziej skomplikowane. Ale sama jazda się nie zmienia" - zaznaczył.

Nie przewiduje też, aby kiedykolwiek udało się zmniejszyć przepaść między najlepszymi zespołami, takimi jak Mercedes i Ferrari, a resztą stawki.

"To zawsze było częścią tego sportu i to się nie zmieni. Nieważne, co mówią przepisy - dopóki nie ścigasz się dokładnie takimi samymi samochodami, to nigdy nie zniknie. Jest przepaść budżetowa, zresztą to normalne, że jedni są w czymś lepsi niż inni" - ocenił Raikkonen.

Doświadczony Fin nie wyrobił sobie na razie większych oczekiwań na najbliższy sezon.

"Możemy jedynie starać się wypaść jak najlepiej i zobaczymy, gdzie nas to zaprowadzi. Pracujemy ostro i mam nadzieję, że wyniki będą lepsze niż w ubiegłym roku" - stwierdził. W sezonie 2019 zespół Alfa Romeo zajął ósme miejsce w klasyfikacji konstruktorów, a Raikkonen był 12. wśród kierowców.

Sezon mistrzostw świata "królowej sportów motorowych" rozpocznie się 15 marca wyścigiem o Grand Prix Australii.

PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy