Po raz pierwszy w Korei...

W niedzielę kierowcy po raz pierwszy wystartują w wyścigu o Grand Prix Korei na nowo wybudowanym torze Yeongam.

Trzeci start przed końcem rywalizacji o mistrzostwo świata może być emocjonującym widowiskiem, które może przynieść wiele niespodziewanych zdarzeń.

"W sumie niewiele wiadomo o tym torze. Obejrzałem filmiki na YouTube o nim i zebrałem wraz z teamem tyle informacji, ile tylko mogłem. Zaliczyłem parę wirtualnych okrążeń na symulatorze, żeby nauczyć się układu trasy, zanim w czwartek przejdę pętlę wraz z inżynierami. Szczerze mówiąc, dopiero pierwsze okrążenia na piątkowym treningu dadzą więcej informacji" - powiedział Robert Kubica z teamu Renault.

Reklama

"W sumie ten obiekt wydaje się całkiem interesujący. Jest tam wszystkiego po trochu: dość długie zakręty, szybkie i wolne odcinki. Najbardziej wymagający powinien być ostatni sektor, na którym wiele będzie zależało od stopnia przyczepności asfaltu. Jeżeli będzie duży, to kilka zakrętów będzie można przejechać na pełnym gazie. Natomiast jeżeli mała, to poprawne pokonanie go będzie sporym wyzwaniem. W tym sezonie już widzieliśmy choćby na Hockenheim czy w Montrealu, że przyczepność na nowym asfalcie bywa różna. Dlatego trudno przewidzieć, co się stanie w ten weekend i to czy będziemy konkurencyjni wobec rywali" - dodał Polak, który w ostatni weekend zajął trzecie miejsce w Rajdzie Antibes Cote d'Azur.

Szefostwo Renault, w którego barwach startuje Kubica, powoli przestaje wspominać o celu, jakim było przegonienie ekipy Mercedes GP-Petronas, do której francusko-luksemburski team traci już 42 pkt. Entuzjazm w tej kwestii opadł szczególnie po nieudanej GP Japonii, gdzie Rosjanin Witalij Pietrow rozbił bolid tuż po starcie, a Kubica zakończył występ na poboczu po tym, jak zgubił tylne koło jadąc za samochodem bezpieczeństwa.

Mimo to szef zespołu Eric Boullier podkreśla, że wszyscy są usatysfakcjonowani tegorocznymi wynikami, które dobrze wróżą na kolejny sezon: "Nawet jeżeli nie przeskoczymy Mercedesa, to będziemy dumni z naszych rezultatów. W 2010 roku zrobiliśmy największe postępy ze wszystkich zespołów, a w drugiej połowie rywalizacji walczymy ciągle z czołówką".

Na Yeongam kierowcy będą się ścigać w kierunku przeciwnym do wskazówek zegara, a na torze jest kilka odcinków umożliwiających podejmowanie prób wybierania. Przez ostatnie miesiące kierowcy ćwiczyli jazdę na nim na symulatorach, a ich stratedzy analizowali wszelkie możliwe scenariusze wyścigu. Z zebranych danych wynika, że jedno okrążenie może zająć ponad minutę i 44 sekundy, a ponad połowa trasy będzie możliwa do pokonania na pełnym gazie. Średnia prędkość nie powinna przekroczyć 200 km/godz., a na prostej start-meta bolidy mogą osiągnąć prędkość 320 km/godz.

Jednak wszelkie wątpliwości zostaną rozwiązane na pierwszym piątkowym treningu, podczas którego - podobnie jak w trakcie popołudniowej sesji - większość ekip będzie chciała pokonać jak największą liczbę okrążeń. Specjaliści oceniają, że konieczne będzie zastosowanie dużej siły docisku, podobnie jak przed dwoma tygodniami na japońskiej Suzuce czy na malezyjskim Sepangu.

W tym sezonie w kalendarzu MŚ znalazło się 19 wyścigów, z czego aż siedem zaplanowano w Azji. GP Korei jest szóstą imprezą na tym kontynencie, a siódmą będzie kończące rywalizację GP Abu Zabi 14 listopada. To skutek poszukiwania nowych rynków przez szefa Formuły 1 Berniego Ecclestone'a, który coraz częściej daje wyraz swojemu niezadowoleniu ze zbyt małych przychodów zawodów organizowanych w Europie.

W 2011 roku dojdzie jeszcze jedna impreza azjatycka - GP Indii, a MŚ zostaną wydłużone o jeden start. Kolejny krok w ramach wschodniej ekspansji zrobiony został w ubiegłym tygodniu, kiedy to podpisano umowę z położonym nad Morzem Czarnym rosyjskim Soczi (będzie obowiązywać od 2015 r.) na organizację GP Rosji.

PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy