Miał być Kubica. Ale raczej nie będzie. Będzie Webber

Poszukiwania przyszłorocznego zespołowego partnera dla Fernando Alonso trwają w najlepsze. Na razie głównie w redakcjach hiszpańskich dzienników, według których faworytem do zastąpienia Felipe Massy jest Mark Webber. Trudno odmówić takiemu rozwiązaniu logiki. Na przenosinach Australijczyka do Maranello zyskałby zarówno kierowca, jak i zespół

Jaka będzie przyszłość Marka Webbera?
Jaka będzie przyszłość Marka Webbera?AFP

Wydaje się, że żurnaliści nie mogą się już bardziej znęcać nad Felipe Massą. Nagminnie krytykowany Brazylijczyk robi co może, żeby dotrzymać kroku Alonso i przedłużyć swoją karierę w Ferrari o kolejny sezon, ale dziennikarze zupełnie mu w tym nie pomagają. Jeśli kierowca z São Paulo nie chce psuć sobie nerwów, raczej nie powinien zaglądać do głównych tytułów europejskiej prasy sportowej. Z publikowanych tam tekstów wynika, że jego starania są daremne, a fakt, iż dotychczas udało mu się zachować posadę w Ferrari, wynika właściwie tylko z dość szczęśliwych dla niego okoliczności.

Współpraca Massy z Ferrari wisiała bowiem na włosku już przed wypadkiem Roberta Kubicy, a nieco ponad miesiąc temu okazało się też, że w poprzednim sezonie Ferrari chciało zastąpić Felipe Jensonem Buttonem. Anglikowi kończył się kontrakt z McLarenem, i Włosi najwyraźniej zwietrzyli doskonałą okazję nie tylko na pozyskanie regularnego i szybkiego kierowcy, ale także osłabienie składu odwiecznego rywala. Ostatecznie do transferu nie doszło, bo zamiast jazdy w cieniu faworyzowanego Alonso, Button wybrał kontynuację wewnątrz zespołowego pojedynku z Lewisem Hamiltonem, z którym, z roku na rok radzi sobie coraz lepiej. Pytany o zainteresowanie ze strony Ferrari, zawsze taktowny Button nie skomentował szerzej sprawy, ale przyznał, że to miłe, kiedy tak poważna ekipa jak Scuderia docenia jego pracę i umiejętności.

W tym sezonie względnym spokojem Massa mógł się cieszyć tylko do wyścigu w Malezji. Sensacyjne zwycięstwo Alonso w połączeniu z drugim miejscem i rewelacyjną jazdą Sergio Pereza (członka akademii kierowców Ferrari) natychmiast wskrzesiły spekulacje na temat przyszłości Brazylijczyka. Mówiło się nawet o tym, że Ferrari rozpatruje możliwość zastąpienia Massy Perezem jeszcze w trakcie trwającego sezonu. Prawdopodobnie zdecydowano jednak, że lepszym rozwiązaniem niż rzucenie Pereza na głęboką wodę, będzie pozwolenie mu na dalsze gromadzenie doświadczenia w zespole Saubera. W końcu trudne tegoroczne auto Ferrari raczej nie pozwoliłoby utalentowanemu 22-latkowi zabłysnąć, a presja jaka wiąże się ze startami dla legendarnej ekipy mogłaby negatywnie wpłynąć na rozwój meksykańskiej nadziei wyścigów Grand Prix.

Skoro ofertę jazdy u boku Alonso odrzuca Button, Perez musi się jeszcze uczyć wyścigowego rzemiosła, a stan zdrowia Roberta Kubicy wciąż nie pozwala mu na powrót do Formuły 1, za naturalnego kandydata do zajęcia miejsca Massy w sezonie 2013 trzeba uznać Marka Webbera.

Kontrakt Australijczyka z Red Bullem wygasa z końcem bieżącego roku. Webber nie ma pewności, że stajnia z Milton Keynes przedłuży z nim kontrakt na sezon 2013, a nie ukrywa, że kontynuacja startów w Formule 1 miałaby dla niego sens tylko w przypadku reprezentowania barw któregoś z czołowych zespołów. Informację o tym, że Mark podpisał już wstępną umowę z Ferrari podał kilka dni temu hiszpański "El Confidencial", co natychmiast podchwyciły australijskie media. Wypytywany przez dziennikarzy Webber, zaprzeczył temu, że porozumiał się z zespołem z Maranello, ale nie zaprzeczył możliwości dołączenia do Ferrari. Trzeba przyznać, że Webber dość zgrabnie poradził sobie z ogniem krzyżowym pytań, ale uniki z wykorzystaniem banałów takich jak te, że wciąż jest zawodnikiem Red Bulla, że przed rozmowami o przyszłości trzeba najpierw w dobrym stylu dokończyć bieżący sezon, że w ogóle to nic nie wiadomo, są klasyką gatunku.

Podobnie brzmiące słowa słyszeliśmy z ust Roberta Kubicy niedługo po wypadku Felipe Massy w 2009 roku, kiedy Ferrari szukało kogoś, kto mógłby do końca sezonu zastąpić kontuzjowanego Brazylijczyka. Podobnie jak teraz, w przypadku Webbera, Ferrari udawało wtedy, że nie wie o sprawie, a Kubica unikał jednoznacznych odpowiedzi na pytania o kontakty z włoską ekipą. Tamta sytuacja (Kubica odmówił związania się z Ferrari krótkim kontraktem, choć wcześniej ton doniesień w mediach sugerował, że kwestia jazdy Polaka dla zespołu jest już praktycznie przesądzona) przypomina, że w Formule 1 nic nie jest pewne, dopóki nie zostanie oficjalnie potwierdzone, ale każe też podejrzewać, że historia o możliwym dołączeniu Webbera do Ferrari nie jest jedynie wytworem wybujałej wyobraźni hiszpańskich dziennikarzy.

Co więcej, w układance Ferrari-Alonso-Webber pasują do siebie wszystkie elementy. Po doświadczeniach sezonów 2009 i 2010, w których zespół wyraźnie faworyzował Sebastiana Vettela, Mark Webber raczej nie może liczyć na to, że kiedykolwiek zostanie liderem, w którym Red Bull położy nadzieje na wywalczenie mistrzostwa. Naiwnością byłoby sądzić, że Mark mógłby nim być w Ferrari, ale biorąc pod uwagę, że skończył już 35 lat i bez wątpienia zalicza ostatnie sezony swojej wyścigowej kariery, wizja zakończenia jej w Maranello jest niezwykle kusząca. Zapewniając sobie usługi Webbera, Ferrari pozyskałoby natomiast kierowcę ciągle szybkiego i dysponującego dużą wiedzą techniczną. Także tą najświeższą, wzbogaconą współpracą z Adrianem Neweyem. Nie bez znaczenia w kontekście ewentualnej przesiadki z Red Bulla do Ferrari są także doskonałe relacje Webbera z Alonso. Australijczyk i Hiszpan świetnie się dogadują, a chcąc utrzeć nosa Vettelowi, Mark kilkukrotnie podkreślał, iż uważa Fernando za najlepszego kierowcę w stawce. Można zatem wnioskować, że zakładałby czerwony kombinezon nie roszcząc sobie pretensji do roli kierowcy numer jeden, jakim bez wątpienia jest w Ferrari Alonso.

Pomijając aspekty czysto sportowe, dołączenie Webbera do Ferrari byłoby po prostu miłym akcentem w najnowszym rozdziale historii australijskich kierowców Formuły 1, z których żaden nie miał dotychczas okazji jeździć dla włoskiej legendy. Bliski startów dla Scuderii był w 1978 roku Alan Jones, ale wtedy Ferrari postawiło na Gillesa Villeneuve’a. Podejrzewam, że mistrz świata z 1980 roku nie miałby nic przeciwko, żeby to Webberowi przypadł zaszczyt przetarcia rodakom szlaku do Maranello.

 Jacek Kasprzyk

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas