Kubica: Gaz do dechy

Zwycięzca Grand Prix Kanady Robert Kubica zapowiedział, że będzie teraz przyciskał pedał do dechy, tj. dążył do zdobycia tytułu mistrza świata Formuły 1.

Do tak odważnego ujawnienia planów sportowych zachęciło go pierwsze miejsce w klasyfikacji generalnej po niedzielnym wyścigu w Montrealu.

Polski kierowca teamu BMW Sauber dodał, że objętego w niedzielę prowadzenia łatwo nie odda. "Jeśli się prowadzi w klasyfikacji mistrzostw świata po siedmiu wyścigach (bez GP Australii, której Kubica nie ukończył - przyp. red.), a twoje najgorsze miejsce to czwarte, wtedy trzeba wykorzystać sposobność. Mam nadzieję, że zespół wesprze mnie maksymalnie, a ja dam z siebie wszystko, by walczyć o mistrzostwo. Musimy pracować, walczyć, atakować. Na pewno nie zabraknie nam motywacji. Jeśli się jest liderem po siedmiu wyścigach, to jasne, że ma się samochód, którym można zwyciężać. Z kolei, jeśli się dysponuje topowym bolidem, wtedy jest się topowym teamem" - powiedział 23-letni krakowianin.

Reklama

Kubica, który rok wcześniej miał na torze im. Gillesa Villeneuve'a straszliwą kraksę, został powitany bardzo serdecznie przez kibiców, w tym spory "kontyngent" Polaków, którzy skandowali jego nazwisko, gdy wstępował na podium. Jego zwycięstwo w Montrealu jest pierwszym triumfem innego niż Ferrari lub McLaren teamu od GP Japonii w październiku 2006 r., gdy wygrał dwukrotny mistrz świata, Hiszpan Fernando Alonso, wtedy w zespole Renault.

"Atmosfera była wspaniała, podobnie jak reakcje fanów, w tym wielu Polaków, którzy wiwatowali na moją cześć. To było coś szczególnego - zwycięstwo tutaj, w Montrealu, zważywszy na to, co było tu rok temu" - powiedział Kubica, który ma cztery punkty przewagi nad Brytyjczykiem Lewisem Hamiltonem z McLarena.

Kubica przyznał, że zwycięstwo w Montrealu ułatwiła mu kraksa Hamiltona z Finem Kimi Raikkonenem (Ferrari). Nie ukrywał, że przed teamem BMW Sauber wiele pracy, by zwyciężać w normalnych okolicznościach.

"Pracujemy nad tym. Naszym celem na ten rok było wygranie wyścigu Grand Prix i dokonaliśmy tego. Jednak, szczerze mówiąc Hamilton był tu najszybszy. Popełnił błąd, za który drogo zapłacił. Musiałem mu podziękować, za to, że wybrał Kimiego, a nie mnie" - powiedział Polak, który z Raikkonenem oczekiwał na wyjazd z pit stopu. Sam fiński kierowca, z nieco wisielczym humorem, opisał incydent. "Stałem sobie pod światłem, gdy nagle wjechał mi w tył jakiś daltonista".

Cały ubiegły sezon Kubica prosił o zmiany w swym samochodzie i teraz powiedział, że wyniki sezonu 2008 wykazały, iż miał rację. "Było kilka drobiazgów, które nie pracowały właściwie i nalegałem, by to zmienić. Niestety, nie mogliśmy tego zrobić w trakcie sezonu. W tym roku rezultaty pokazały, jak starałem się o to. Efekt jest bardzo pozytywny dla mnie i dla zespołu" - podkreślił Kubica.

INTERIA.PL/PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy