Wypuścił z okna przedłużacz. I zaczęła się straszna awantura

Wysokie ceny aut, wciąż niewystarczająca, w porównaniu z pojazdami spalinowymi, ich funkcjonalność, zbyt mała liczba publicznych ładowarek... To najczęściej wymieniane przyczyny znikomej popularności samochodów elektrycznych w naszym kraju. Ale są też inne, które staną się zapewne bardziej dostrzegalne i dotkliwsze wraz z postępami w elektryfikowaniu motoryzacji.

article cover
INTERIA.PL

Jakiś czas temu prasa opisywała perypetie pewnego krakowianina, który kupił hybrydę typu plug-in z myślą o doładowywaniu jej baterii z ogólnodostępnego gniazdka w garażu podziemnym w budynku, gdzie mieszka. Tak też zaczął czynić, co  nie spodobało się sąsiadom, którzy zarzucili panu Wiktorowi, że korzystając z energii opłacanej przez całą wspólnotę mieszkaniową zwyczajnie ich okrada.

Właściciel "ekologicznego" samochodu zaczął poszukiwać sposobu rozwiązania problemu. Zaproponował, by ustanowić dla niego osobne przyłącze elektryczne lub zamontować oddzielny licznik.  Zarząd wspólnoty stwierdził jednak, że podjęcie takiej decyzji przekracza jego uprawnienia. Potrzebna jest zgoda większości mieszkańców bloku. A ci zgody nie wyrażają, obawiając się, że zwiększony pobór prądu przeciąży instalację i może spowodować pożar.

"Ludzie uważają, że czerpię bardzo dużo prądu, za który zapłacą wszyscy. Ale ja chcę zapłacić za ładowanie. Kupiłem osobny licznik, żeby dokładnie sprawdzać koszt ładowania. To wydatek rzędu 5-6 złotych za jedno ładowanie. Wielokrotnie prosiłem o wystawienie faktury za zużytą energię - również bezskutecznie. Pomimo tego przelałem 90 zł na konto wspólnoty za zużyte w okresie ostatnich czterech miesięcy 160 kWh" - mówił pan Wiktor. Jednak sąsiedzi byli nieprzejednani. Wypinali mu kable, zostawiali przykre liściki.

Zaczęły się awantury, wzajemne złośliwości, wzywanie przez obie strony straży miejskiej itp.

“Pojawią się następne osoby z samochodami elektrycznymi, które też będą chciały na podstawie tego jednego przypadku doprowadzić swoją instalację. I w pewnym momencie dostaniemy wiadomość z elektrowni, że przydział energetyczny na nasz budynek się skończył i musimy z czegoś zrezygnować, np. z części oświetlenia garażu albo wentylatora. I co wtedy? Potrzebna jest opinia projektanta, bo pojawią się kolejni roszczeniowi właściciele elektrycznych samochodów" - tłumaczył ich postawę jeden z lokatorów.

I kolejna historia, też z Krakowa. Tę znamy z bezpośrednich relacji, a nie z przekazów medialnych.

Oto do mieszkania na pierwszym piętrze niewielkiego, kilkurodzinnego budynku  wprowadził się mężczyzna, użytkujący w stu procentach elektrycznego nissana. Od razu wypuścił z okna przedłużacz - na stałe, aby podładowywać akumulator w postawionym na dole samochodzie. Niestety, okazało się, że zaparkował w miejscu, zwyczajowo zajmowanym przez auto lokatora z parteru.

Sąsiadowi o bezczelności intruza dodatkowo przypominał widok dyndającego za balkonem cudzego kabla. Zaczęły się awantury, wzajemne złośliwości, wzywanie przez obie strony straży miejskiej itp. Na szczęście po pół roku właściciel "elektryka" wyniósł się, wraz ze swoim dziwacznym pojazdem i wszelkimi związanymi z nim uciążliwościami.

INTERIA.PL

A teraz sięgnijmy myślą w i wyobraźmy sobie budynki, w których, powiedzmy, co drugi mieszkaniec ma elektryczny samochód. Jak będą wyglądały upstrzone zwisającymi przedłużaczami fasady? Do jakich konfliktów sąsiedzkich to doprowadzi? Cała nadzieja w słabości domowych instalacji oraz w... stale zwiększającej się pojemności akumulatorów e-aut. Naładowanie ze zwykłego gniazdka baterii, pozwalającej przejechać e-autem 400 km, trwałoby dwie doby. A to przekreśla sensowność tego rodzaju działań.

Nie obejdzie się zatem bez budowy sieci ogólnodostępnych, wydajnych ładowarek (co już się dzieje). Ba, zważywszy, że uzupełnianie energii w elektrycznym samochodu trwa dłużej i musi być częściej powtarzane niż tankowanie benzyny, takich urządzeń docelowo powinno być znacznie więcej niż dystrybutorów z klasycznym paliwem. A i tak zapewne nie da się uniknąć kolejek lub zamawiania dostępu do ładowarki na określony dzień i godzinę. Tak, jak dzisiaj rejestrujemy się do lekarza. Oby tylko z krótszymi terminami.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas