Elektromobilność zabije emocje w samochodach? Może być wprost przeciwnie!
Napęd elektryczny, który traktowany jest obecnie jako nieuchronna przyszłość transportu, chociaż może zapewnić świetne osiągi, nie wywołuje aż takich emocji, jak duży silnik spalinowy. Według niektórych ekspertów pozwoli on jednak na wyjście poza schemat tego, jaką bryłę może mieć samochód.
Kamil Łabanowicz, polski projektant pracujący dla Audi, powiedział, że napęd elektryczny zmieni stylizowanie aut, przywróci im piękne linie, które nie będą musiały podlegać części dzisiejszych ograniczeń wynikających z kwestii bezpieczeństwa. Chodziło mu na przykład o przestrzeń, jaką trzeba zachować ponad górną krawędzią silnika, co sprawia, że ostatnie samochody spalinowe mają pękate maski. Elektromobilność może więc przywrócić samochodowemu designowi polot i swobodę, odebraną wcześniej przez liczne regulacje.
Zmiana napędu sprzyja jednak także przyspieszonemu rozwojowi różnych bardziej czy mniej dziwnych pojazdów, już nie zawsze samochodopodobnych. Nie mam tu na myśli tylko prototypów przedstawianych przez firmy motoryzacyjne przy okazji targów, takich jak IAA w Monachium, ale często pojazdy już szukające sobie miejsca na rynku.
W tym nurcie wracają także stare koncepcje stylistyczne w nowym wydaniu. Nowe życie otrzymuje koncepcja leżąca u podstaw powstania Smarta - małe, pudełkowe toczydełko, które będzie zabierać mało miejsca na zatłoczonych ulicach miast. Niedawno Opel pokazał dwuipółmetrowy model Rocks-e, zapowiadany jako miejski samochód elektryczny na nowe czasy. Na razie jest on kierowany do piętnastolatków z kategorią prawa jazdy AM (prędkość maksymalna 45 km/h), ale może być "segmentem wejścia" dla kolejnych takich aut. Baterie o pojemności 5,5 kWh dają zasięg do 75 km, a z domowego gniazdka ładują się w 3,5 godziny. Pojazd mieści dwie osoby na fotelach obok siebie.
W Monachium izraelski start-up City Transformer pokazał nieco inną koncepcję miejskiego toczydełka - z dwoma fotelami w linii, przez co pojazd ma tylko 1 m szerokości, dzięki czemu do parkowania wystarcza mu tyle miejsca, co motocyklowi. Ten już jednak ma zasięg 180 km i prędkość maksymalną sięgającą 90 km/h. Ceny startują od 12 500 euro w przedsprzedaży i 16 000 euro po jej zakończeniu.
Szwajcarski star-up Microlino odświeżył z kolei i przełożył na elektryczny napęd prototyp następcy Isetty - mikrosamochodziku produkowanego przez BMW w drugiej połowie lat 50. Najbardziej charakterystycznym elementem jest niemal pionowa maska, otwierająca się z przednią szybą jako drzwi. Autko ma pomieścić dwie osoby i trzy skrzynki piwa. W zależności od pojemności baterii powinno zapewnić 125 km lub 200 km zasięgu. Maksymalna prędkość ma wynieść 90 km/h. To już więcej niż projekt - w tym roku w Mediolanie ma ruszyć produkcja, a firma deklaruje, że ma już ponad 16 000 zamówień. Cena to 12 000 euro.
Inny kierunek pokazuje Polestar - jeszcze nie tak dawno nadworny tuner Volvo, a obecnie elektromobilne ramię szwedzkiej marki oraz Geely, któreod jakiegoś czasu współpracuje z firmą Cake - pochodzącym ze Szwecji producentem elektrycznych motocykli. Polestar "dokleił się" do ostatniej konstrukcji firmy, skutera Makka, tworząc Makka Polestar edition. Skuter jest dostępny w dwóch wersjach - pierwsza ma zasięg 50 km, ale maksymalną prędkość 45 km/h, druga może pojechać 10 km dalej, ale z prędkością ograniczoną do 25 km/h. Ceny to 3800 euro lub 3500 euro, zależnie od wersji, ale najwcześniejszy termin dostawy to marzec przyszłego roku. Wcześniejsza produkcja już wyprzedana.
Ciekawsze jest jednak inne wspólne dzieło Cake i Polestar - prototypowa platforma transportowa Re:Move, która ma być zastępstwem aut dostawczych w ścisłych centrach miast. To połączenie deskorolki z hulajnogą ma 75 cm szerokości i może zabrać do 180 kg towaru. Maksymalna prędkość 25 km/h wystarczy na zakorkowane centra miast czy strefy zamknięte dla samochodów.
Wydaje się, że nowe możliwości, jakie daje prostszy i mniejszy napęd elektryczny rozwiną wyobraźnię projektantów w strony, jakie dla napędu spalinowego były niedostępne.
Jan Stora
***