Dopłat do do aut elektrycznych w ogóle nie będzie?!

​Do Sejmu w poniedziałek (15 czerwca) trafił projekt ustawy, przewidujący likwidację Funduszu Niskoemisyjnego Transportu i przejęcie funkcji przez NFOŚ. Zamiast FNT miałoby działać tzw. wieloletnie zobowiązanie FNT w ramach NFOŚ.

Projekt trafił do Sejmu jako poselski, zgłoszony przez grupę posłów PiS. Jak stwierdza się w uzasadnieniu, obecny system dysponowania i zarządzania FNT przewiduje współdziałanie operacyjne aż trzech podmiotów. Główne decyzje podejmuje Minister Klimatu, zadania związane z bieżącym zarządzaniem Funduszem są wykonywane przez NFOŚ, a obsługę bankową prowadzi BGK - wylicza uzasadnienie.

Zmiany, w tym likwidacja FNT, mają na celu "uproszczenie, odbiurokratyzowanie i przyspieszenie finansowania ze środków publicznych rozwoju transportu niskoemisyjnego" - stwierdza się w uzasadnieniu.

Reklama

Fundusz Niskoemisyjnego Transportu, z którego mają być wypłacane środki, powstał w lipcu 2018 r. Był dedykowany niskoemisyjnemu transportowi oraz paliwom alternatywnym. Zasilany był  między innymi z tak zwanej opłaty emisyjnej doliczanej do benzyn i oleju napędowego. FNT na początku 2020 r. dysponował 320 mln zł, na koniec jego stan ma wynosić 380 mln zł, a wydatki na realizację zadań to 313 mln zł.

Te 313 mln zł miało być przeznaczone na dopłaty do zakupu samochodów elektrycznych, które rząd PiS zapowiada, a które miały wejść w życie już od listopada 2019 roku. Zgodnie z wydanym wówczas przez ministra energii rozporządzeniem dofinansowanie wynieść miało 30 proc. ceny zakupu auta elektrycznego, jednak nie więcej niż 37,5 tys. zł, a cena samochodu nie mogła przekroczyć 125 tys. zł. Ponieważ jednak rząd "zapomniał" o kwestiach podatkowych (od otrzymanej dopłaty należałoby zapłacić podatek), program nie ruszył, bo "pracowano" nad zmianą przepisów. 

W międzyczasie PiS zmienił zdanie w kwestii wysokości dopłat. Jak po kilku miesiącach ogłosił wiceminister klimatu Ireneusz Zyska, dopłaty do zakupu e-aut z Funduszu Niskoemisyjnego Transportu będą mniejsze. Dodał, że poziom kilkunastu lub kilkudziesięciu tysięcy złotych dopłaty do e-auta jest zbyt wysoki, przez co wspomniane wyżej 313 mln zł mogłoby nie wystarczyć na dopłaty dla wszystkich chętnych.

Tyle tylko, że to nieprawda. Kwota ta, zakładając dopłatę w maksymalnej wysokości 37,5 tys. zł, wystarczyłaby na dopłatę do ponad 8 tys. samochodów. Czy to mało? Bynajmniej - obecnie w Polsce zarejestrowanych jest około 6300 samochodów elektrycznych. Gdyby Polacy faktycznie w tym roku kupili 8 tys. aut elektrycznych, byłby to wynik wręcz rewelacyjny.

Tyle tylko, że PiS po cichu i stopniowo wycofuje się z programu dopłat do aut elektrycznych. Najlepszym dowodem na ten stan rzeczy, są obecne plany likwidacji Funduszu Niskoemisyjnego Transportu. Oczywiście pod płaszczykiem "uproszczenia, odbiurokratyzowania i przyspieszenia finansowania ze środków publicznych rozwoju transportu niskoemisyjnego".

Mirosław Domagała

INTERIA.PL/PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy