Zelektryfikowane samochody rozjadą diesla?

We wrześniu po raz pierwszy w historii w Europie sprzedano więcej samochodów zelektryfikowanych niż takich z silnikami wysokoprężnymi - podaje firma analityczna Jato. Choć te statystyki są nieco "naciągane", to nie ulega wątpliwości, że rynek motoryzacyjny bardzo szybko ewoluuje w kierunku napędów alternatywnych.

Rudolf Diesel musi przewracać się w grobie. Jeszcze pięć lat temu pozycja jego wynalazku na europejskim rynku wydawała się niezagrożona. Ponad 50 proc. samochodów osobowych wyjeżdżających wówczas z salonów, miało pod maską motor zasilany olejem napędowym. Tymczasem we wrzeniu tego roku ich udział skurczył się - jak podaje Jato - do zaledwie 25 proc. Jak to możliwe? Eksperci nie mają żadnych złudzeń - Europejczycy zaczęli odwracać się od silników wysokoprężnych po aferze Dieselgate. Stracili do nich zaufanie. I nie pomogło nawet to, że producenci zaczęli szybko modernizować jednostki tak, by faktycznie spełniały normy emisji spalin i uwalniały do atmosfery jak najmniej trujących substancji (jak choćby tlenki azotu). Tylko w ciągu roku udział diesla skurczył się o 4 pkt. proc. Jeśli tak dalej pójdzie, to już w 2023 r. spadnie do 10 proc.

Reklama

Coraz częściej klienci wybierają zamiast diesla, auta zelektryfikowane. Według Jato we wrześniu miały one już 25-proc. udział w europejskim rynku, podczas gdy we wrześniu ubiegłego roku było to zaledwie 11 proc. Innymi słowy mamy skok aż o 14 pkt. proc.! I już co czwarty samochód wyjeżdżający z salonów ma jakąś formę silnika elektrycznego. Jak to możliwe?

Rosnącym powodzeniem cieszą się auta całkowicie elektryczne. Ich sprzedaż miesiąc do miesiąca rośnie o kilkadziesiąt procent. A najlepszym dowodem na to, jak mocną mają już pozycję na rynku, jest Tesla Model 3, która jest najchętniej kupowanym samochodem segmentu D w całej Unii Europejskiej. Wyprzedziła Volkswagena Passata i BMW serii 3.

Cóż, jest w tym trochę kreatywnej statystyki, ponieważ do grona aut zelektryfikowanych Jato zalicza nie tylko samochody w pełnie elektryczne (BEV), plug-iny (PHEV) i klasyczne hybrydy (HEV), ale także... tzw. miękkie hybrydy czyli mildHybrid (mHEV).

Trudno nazwać to inaczej niż nadużyciem, ponieważ auta mHEV mają malutkie baterie i malutkie, 48-voltowe silniczki, które nie są w stanie samodzielnie ich napędzić. Służą tylko do płynniejszego ruszania, ewentualnie tzw. żeglowania przy wyłączonym motorze spalinowym. Rzeczywiste oszczędności paliwa i emisji spalin z tego tytułu są w zasadzie żadne w porównaniu z klasycznymi hybrydami. Ale producenci mHEV-ów mogą "wykazać" się podczas testów w warunkach laboratoryjnych i lepiej wypadają w procedurze WLTP. Dlatego tę technologię stosuje coraz więcej marek. O ile rok temu była popularna głównie w samochodach klasy premium (np. Volvo czy Audi), to obecnie trafia nawet do najtańszych modeli Fiata, Suzuki, Forda czy Kii. I właśnie stąd ten skok aut zelektryfikowanych w statystykach.

Nie zamienia to faktu, że kategorii "hybrydy", obejmującej również mHEV-y, nadal dominują Toyota i Lexus. Jato pisze wprost, że te dwie marki mają jedną trzecią udziałów w tym segmencie, mimo że są klasycznymi, pełnowartościowymi samochodami spalinowo-elektrycznymi. Na sześć najpopularniejszych samochodów hybrydowych (łącznie z mHEV) w Europie aż cztery to Toyoty. Dwa pozostałe (Fiat 500 i Ford Puma) to łagodne hybrydy. To pokazuje, jak Japończycy zdystansowali pozostałych producentów.

Mocną pozycję Toyoty i Lexusa widać też po danych o sprzedaży. We wrześniu obie marki poprawiły wynik sprzedaży na europejskim rynku o 10,2 proc. w porównaniu z wrześniem zeszłego roku. Cała branża w tym czasie zyskała tylko 0,3 proc., a na przykład grupa PSA straciła 11,8 proc. klientów. Jeszcze ciekawiej wyglądają najnowsze dane z rynku polskiego. Wynika z nich, że Lexus w październiku sprzedał w Polsce o 66 proc. więcej samochodów niż w tym samym miesiącu roku ubiegłego! Od początku roku japońska luksusowa marka jest 6 proc. na plusie. Dla porównana Mercedes w tym czasie stracił 3 proc., a BMW 15,7 proc. klientów. Zaś cały rynek skurczył się z powodu pandemii o niemal 20 proc.

Wszystko to, począwszy od ogromnych spadków diesla, a na sprzedaży elektryków i hybryd skończywszy dowodzi jednego - że świadomość kierowców rośnie. Coraz częściej wybierając auto, biorą pod uwagę to, jak ekologiczne ono jest. Warto jednak przy okazji zdać sobie sprawę z jeszcze jednej rzeczy. O ile samochody elektryczne mają sens w krajach, gdzie energię elektryczną produkuje się ze źródeł odnawialnych, to już w Polsce, gdzie 85 proc. prądu powstaje z węgla, wcale nie są bezemisyjne. Klasyczna hybryda w naszych warunkach wydaje się lepszym rozwiązaniem. I wyniki Lexusa zdają się to potwierdzać.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy