Ursus chce się specjalizować w autobusach elektrycznych

- Chcemy się specjalizować w elektrycznych autobusach - mówi przewodniczący rady nadzorczej Ursus Bus Maciej Srebro. Jego zdaniem to niesamowity moment dla branży, wszyscy - bez względu na tradycję - startują z tego samego poziomu.

Kilka dni temu MZK w Zielonej Górze rozstrzygnął - po ponad pięciu miesiącach - przetarg na dostawę 47 autobusów elektrycznych. O zamówienie ubiegały się dwa podmioty - cieszący się 15-letnią tradycją w produkcji autobusów Solaris, oraz konsorcjum Ursus Bus i Ursus. Wygrało konsorcjum Ursusa, które zaoferowało niższą cenę - 96,5 mln zł. Pierwsze "elektryki" lubelskiej fabryki Ursusa mają się pojawić na zielonogórskich ulicach w lipcu przyszłego roku, ostatnie - pod koniec listopada.

Jak mówi Maciej Srebro, to największy kontrakt na dostawę autobusów elektrycznych w Polsce i jeden z największych w Europie. W ramach kontraktu konsorcjum przeszkoli kierowców nowych autobusów. "One się bardzo specyficznie prowadzą, trzeba to robić zdecydowanie bardziej spokojnie i delikatnie, bo mają naprawdę duże przyspieszenie" - wyjaśnia. 

Reklama

Dla liczącej dwa lata spółki-córki Ursusa to wielki kontrakt, choć - jak podkreśla Maciej Srebro - nie pierwszy. "Ursus Bus wykonał już kontrakt dla Warszawy na 10 autobusów elektrycznych, zrealizowaliśmy kontrakty na autobusy dieslowskie, sam Ursus wyprodukował trolejbusy dla Lublina" - podkreśla.

W jego opinii rynek będzie rósł, więc kontraktów będzie coraz więcej. "Wiemy, że Warszawa chce domówić elektryczne autobusy, inne miasta też mają zamiar" - powiedział.

To z jednej strony wynik rządowego programu rozwoju elektromobilności, z drugiej - wyborów samorządowych, podczas których kwestie ograniczenia szkodliwych emisji staną pewnie w centrum uwagi.

Do tego dochodzi trend odchodzenia od diesli. W 2017 roku po raz pierwszy udział samochodów z silnikami diesla w Europie spadł poniżej 50 proc.

Według analityków rynku motoryzacyjnego w 2030 roku na europejskim rynku diesle będą stanowić 9 proc. wolumenu sprzedaży. W 2025 r. koszt produkcji i eksploatacji silników elektrycznych ma zrównać się z kosztami silników spalinowych, a rynkowy udział aut z silnikiem diesla spadnie do 20 proc. Największy spadek zainteresowania na arenie europejskiej diesel odnotował we Francji, obniżając swój rynkowy udział z 71 proc. w roku 2010 do 52 proc. w 2016. Coraz więcej miast wprowadza ograniczenia, np. Oslo w 2016 r. wprowadziło zakaz używania diesli w centrum od godz. 6 do 22. Od pierwszego stycznia zakaz ten obowiązuje przez dwa dni w tygodniu.

Ursus wychodzi na przeciw tym trendom. Jak zapowiedział Maciej Srebro, już w listopadzie zostanie zaprezentowany prototyp elektrycznego samochodu dostawczego. Taki pojazd mógłby przejąć w przyszłości funkcję wycofywanych diesli.

Choć - jak podkreślił przewodniczący rady nadzorczej Ursus Bus - potencjał polskiego rynku jest ogromny i spółki Ursusa liczą przede wszystkim na krajowe kontrakty, ale nie zaniedbują rynków zagranicznych, w tym najbardziej wymagających. "Nasze autobusy jeżdżą pilotażowo w Szwecji i Niemczech, liczymy na współpracę z tamtejszymi operatorami. Mamy też homologowany autobus elektryczno-wodorowy własnej produkcji" - wyliczył.

Chodzi o mieszczący 75 pasażerów City Smile Fuel Cell Electric Bus, który spala ok. 7 kg wodoru na 100 km. Jak wyjaśnił Srebro, ogniwo wodorowe zwiększa zasięg autobusu z ok. 250 km na jednym ładowaniu do ok. 450 km. Jak mówił, w takim mieście jak Zielona Góra, owe 250 km dla pełnodziennej pracy autobusu jest być może wystarczające, ale w przypadku Warszawy już niekoniecznie. Zaznaczył, że Zielona Góra buduje własną infrastrukturę punktów szybkiego ładowania autobusów.

Takim pojazdem mogą być zaineresowane kraje, które ze względu na nadmiar energii produkowanej z odnawialnych źródeł, mogą produkować duże ilości czystego wodoru.

Jak dodał Maciej Srebro, spółki Ursusa są też aktywne na rynkach krajów bałkańskich. "Niewykluczone, że będziemy zainteresowani współpracą z lokalnymi partnerami i operatorami. Być może będziemy zainteresowani akwizycją producentów autobusów na Bałkanach i współpracą z tamtejszymi operatorami" - mówił. 

Nowe pojazdy nie są jednak tanie - elektryczny autobus kosztuje ok. 1,900 mln zł, czyli dwa razy więcej niż dieslowski. I wciąż są miasta - jak np. Kraków - które ogłaszają duże przetargi na autobusy dieslowskie. "Kiedy jednak spojrzymy na sumę kosztów zakupu i kosztów użytkowania w okresie 10-letnim, to zobaczymy, że autobus elektryczny stanie się tańszy od tradycyjnego. Dodatkowo uzyskujemy niewymierne koszty związane ze zdrowiem mieszkańców i czystym powietrzem w ośrodkach miejskich - podkreślił.

Lubelska fabryka Ursusa nadal produkuje diesle, ale - jak mówi Maciej Srebro - to wciąż biznesowy "czerwony ocean", w którym wszyscy "morderczo konkurują", z którego spółki grupy powoli chcą wychodzić. Swą przyszłość widzą w "błękitnym oceanie", czyli mniej konkurencyjnym rynku pojazdów bezemisyjnych.

PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy