Śledztwo ws. Autosanu. Nowe ustalenia ws. dyrektora spółki
Dyrektor spółki Autosan, który 20 minut spóźnił się z ofertą firmy w przetargu na autobusy dla wojska, nie współpracował z konkurencją. Jak ustalił reporter RMF FM, taki wątek wykluczyła prokuratura prowadząca śledztwo w sprawie skandalu sprzed roku.
Prowadzący sprawę śledczy największy problem mają teraz z ustaleniem, czy zaniechanie byłego dyrektora doprowadziło do szkody finansowej w spółce, a jeśli tak - w jakiej wysokości. Postępowanie dotyczy właśnie wyrządzenia przez niego szkody znacznych rozmiarów. Okazuje się jednak, że dotąd nie udało się jej obliczyć.
Problem polega na tym, że startując w przetargu Autosan musiałby wygrać postępowanie - co wcale nie było pewne, potem musiałby dostarczyć autobusy, a ostatecznie na tym zarobić.
Śledztwo przedłużono o kolejne trzy miesiące, będzie więc trwało co najmniej rok.
W lipcu ub. roku Autosan starał się o start w przetargu na autobusy dla wojska, jednak jego ofertę odrzucono, bo została złożona 20 minut po czasie. Co więcej, po tej wpadce władze spółki w żaden sposób nie walczyły o umożliwienie udziału w postępowaniu. W efekcie do przetargu wystartował tylko jeden dostawca - niemiecka firma MAN - i to ona wygrała postępowanie.
Tak naprawdę jednak, o czym pisaliśmy w naszym serwisie już rok temu, Autosan nie mógł wygrać tego przetargu, nie miał bowiem w ofercie autokaru spełniającego wymagania przetargowe. Wówczas pisaliśmy tak:
"Już we wstępnych założeniach dotyczących przedmiotu zamówienia mowa jest o 47 miejscach siedzących (45 pasażerów + kierowca + pilot), klimatyzowanej kabinie sypialnej dla drugiego kierowcy, bagażnikach o pojemności 10 m3 (wcześniej 10,4 m3 - założenie zmienione w toku postępowania przetargowego) i silniku o mocy co najmniej 300 kW. O autostradowym przeznaczeniu pojazdów świadczy też lista wymaganego wyposażenia, która - oprócz kompletu rozwiązań umilających podróż pasażerom - obejmuje też szereg nowoczesnych systemów bezpieczeństwa, jak system ostrzegania o niezamierzonej zmianie pasa ruchu czy aktywny tempomat.
Tymczasem jedynym aktualnie produkowanym pojazdem z oferty znacjonalizowanego (włączonego do Polskiej Grupy Zbrojeniowej) niedawno Autosana, który mógłby otrzeć się o wymagania MON jest międzymiastowy Autosan Lider 10, którego konstrukcja liczy sobie przeszło 20 lat (debiutował w 1996 roku). Problem w tym, że nawet w "najciaśniej" skonfigurowanej wersji wóz pomieścić może na miejscach siedzących między 41 a 44 osób, więc odpada z rywalizacji już w przedbiegach, nie spełniając wymogów przetargu. Jakby tego było mało, Lider 10 nie jest też typową konstrukcją wysokopokładową (jakiej wymaga wojsko), lecz autobusem o średniej wysokości podłogi, co wyklucza korzystanie z niego w roli pojazdu dalekobieżnego.
Przeszkodą są np. mieszczące zaledwie 3,4 m3 bagażniki - trzykrotnie mniejsze od minimalnej pojemności wymaganej przez MON. Na tym jednak konstrukcyjne ograniczenia polskiego pojazdu się nie kończą. Producent wyposaża go w wysokoprężny silnik marki Cummins (Autosan współpracuje z tym dostawcą od wielu lat), generujący moc 226 kW (307 KM), czyli o przeszło 100 KM słabszy, niż wymaga zamawiający."
Dodajmy, że Autosan wygrał kolejny przetarg (na 28 autokarów), w którym wojsko całkowicie zmieniło swoje wymagania. Z 45 do 41 zmniejszono wymaganą liczbę miejsc siedzących, a pojemność bagażników - z 10,3 m3 do 3 m3. Proponowany przez Autosana model (Lider 10) ma pojemność bagażników wynoszącą... 3,4 m3.
Autosan przetarg wygrał niższą ceną. Oferta konkurencyjnego MAN-a był wyraźnie droższa. W przeciwieństwie do pierwszego przetargu, w drugim - w szczegółowych warunkach dotyczących zamówienia - znalazł się zapis, że armia udzieli zwycięzcy przetargu zaliczki w wysokości - uwaga 8,4 mln zł. To ponad 1/3 całości kwoty, na jaką Autosan wycenił dostawę 28 autokarów.
To praktyka niespotykana w przetargach, by płacić z góry za jeszcze niewyprodukowany przedmiot zamówienia, bez tego jednak znajdujący się wówczas na skraju upadku Autosan mógłby nie być w stanie wyprodukować autokarów.