10 biegów w "osobówce"? To już teraźniejszość!

Jeszcze w latach siedemdziesiątych duża część samochodów wyposażona była w ręczne skrzynie biegów o zaledwie trzech przełożeniach.

Pierwszy bieg - pozbawiony synchronizacji - służył wyłącznie do ruszania, więc w mieście i w trasie musiały nam wystarczyć zaledwie dwa. Standardem szybko stała się jednak skrzynia o czterech przełożeniach - pozwalała lepiej wykorzystać moment obrotowy silnika - dzięki niej auta stały się "żwawsze". Jeszcze w latach dziewięćdziesiątych słowa "pięciobiegowa skrzynia" wpisywane były przez sprzedawców w rubrykę "wyposażenie dodatkowe". Za tzw. "nadbieg", pozwalający zmniejszyć zużycie paliwa w trasie, dopłacać trzeba było m.in. u Mercedesa czy Volkswagena.

Reklama

Wraz z rozwojem doładowanych jednostek wysokoprężnych, charakteryzujących się wysokim, lecz krótkotrwałym momentem obrotowym, inżynierowie wielu marek - niczym twórcy Enigmy - dokładali do przekładni kolejne tryby. Dziś za standard uznawane są skrzynie o sześciu przełożeniach.

Duża część konstruktorów uważa jednak, że sześć przełożeń do jazdy w przód to kres rozwoju ręcznych skrzyń biegów. Wielu kierowców miewa problemy z prawidłowym doborem przełożeń, wykorzystanie charakterystyki jednostki napędowej wymaga częstego sięgania do lewarka, w efekcie prowadzenie przeciętnego auta segmentu C czy D coraz częściej przypomina jazdę ciężarówką. Problem ten nie dotyczy jednak przekładni automatycznych...

Również w ich przypadku, w porównaniu do konstrukcji z lat siedemdziesiątych, liczba biegów uległa podwojeniu. Za standard można dziś uznać skrzynie o sześciu przełożeniach, dzięki upowszechnieniu się przekładni dwusprzegłowych (które nie wpisują się w klasyczną definicję automatu), wielu producentów oferuje już zautomatyzowane skrzynie siedmiobiegowe. W przeciwieństwie do klasycznych, ręcznych skrzynek przekładniowych, nie jest to jednak kres ich rozwoju.

W autach marek premium, takich jak BMW, Lancia czy Lexus powszechnie stosuje się już automatyczne przekładnie o ośmiu przełożeniach. Jako pierwsi tego typu skrzynię zastosowali Japończycy we flagowym lexusie serii LS. Obecnie przekładnie takie spotkać można również m.in. w benzynowej lancii thema z 292-konnym silnikiem 3,6 l V6 i większości pojazdów z oferty BMW.

W ubiegłym roku niemiecka firma ZF opracowała automatyczną skrzynię o dziewięciu przełożeniach stworzoną z myślą o samochodach z napędem na przednie koła i umieszczonym poprzecznie z przodu silnikiem. Urządzenie pozwala zmniejszyć zużycie paliwa aż o szesnaście procent, w porównaniu z konstrukcjami o sześciu biegach. Skrzynia o nazwie 9HP pozwala podróżować z prędkością 120 km/h przy prędkości obrotowej silnika wynoszącej zaledwie 1900 obr./min. Przekładnia ma być wykorzystywana na szerszą skalę od przyszłego roku - jednym z aut, w jakich będzie ją można spotkać będzie dodge dart.

Wiele wskazuje jednak na to, że Niemcy niedługo dzierżyć będą palmę pierwszeństwa w dziedzinie największej liczby przełożeń. Wyzwanie inżynierom zza Odry rzucili Koreańczycy - przedstawiciele działu prasowego Hyundaia potwierdzili właśnie, że koncern pracuje już nad konstrukcją automatycznej skrzyni o dziesięciu przełożeniach.

Co ciekawe, jest bardzo prawdopodobne, że coraz szybszy rozwój skrzyń biegów może być właśnie początkiem ich końca. Jeśli obrany przez wielu producentów kierunek rozwoju motoryzacji elektrycznej nie ulegnie zmianie, może się okazać, że skrzynki przekładniowe w krótkim czasie odejdą do lamusa. Coraz popularniejsze elektryczne silniki trakcyjne prądu zmiennego rozwijają bowiem stały moment obrotowy, a to znaczy, że skrzynia biegów - przynajmniej w teorii - staje się zupełnie zbędna.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: skrzynia biegów
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy