Nikt nie chce Samochodu Roku 2012!
Gdy w zeszłym roku Samochodem Roku 2011 uznano elektrycznego nissana leaf, w świecie motoryzacji zawrzało. I słusznie.
Owszem, leaf to innowacyjna konstrukcja, jednak w plebiscycie Car of The Year zawsze uwzględniano wiele aspektów. Kluczem nie było nigdy zaawansowanie techniczne, mocne silniki czy bogate wyposażenie. Na samochód zawsze patrzono przez pryzmat ceny i możliwości.
Dlatego tytuły zdobywały często auta miejskie, by wymienić tylko volkswagena polo (rok 2010), renault clio (2006) czy fiaty 500 (2008) i panda (2004)...
Przez lata ta formuła się sprawdzała, a zdobycie tytułu Samochodu Roku zapowiadało wysoką pozycję w zestawieniach sprzedaży. I to nie dzięki przyznanemu wyróżnieniu, ale właśnie dlatego, że dany model na tytuł zasługiwał.
W zeszłym roku uczyniono wyłom, samochodem roku wybierając leafa. Od tamtej pory minęło 12 miesięcy i tego modelu wciąż praktycznie nie sposób zobaczyć na ulicy. Przy czym Polska nie jest wyjątkiem. Podobnie sprawa wygląda również w miastach europejskich, a nawet amerykańskich.
Volt i ampera - na złość krytykom?
W tym roku jury chciało chyba pokazać krytykom ich miejsce w szeregu, bo tytuł przyznano chevroletowi volt i jego bliźniakowi od Opla - amperze. W pobitym polu zostawiły one m.in. volkswagena up!, o którym już teraz można z dużą dozą prawdopodobieństwa powiedzieć, że będzie sprzedażowym hitem. A co z amerykańskim "elektrycznym pojazd rozszerzonego zasięgu" czyli voltem? Tym razem nie musimy czekać 12 miesięcy, by stwierdzić, że decyzja dziennikarskiego jury była strzałem kulą w płot.
A produkcja staje...
Otóż niemal równocześnie z ogłoszeniem wyników tegorocznego plebiscytu pojawiła się informacja, że Chevrolet, ze względu na słabe wyniki sprzedaży, zawiesza na pięć tygodni produkcję volta!
Produkcja w zakładach Detroit-Hamtramck stanie 19 marca, wznowiona ma być dopiero 23 kwietnia. Przymusowe wolne otrzyma 1300 pracowników.
Co gorsza, to już drugi przestój w ciągu kilku miesięcy. Produkcja volta rozpoczęła się dopiero 6 lutego, po tym, jak została wstrzymana 23 grudnia. Wówczas powodem była konieczność wprowadzenia poprawek konstrukcyjnych. Testy zderzeniowe wykazały bowiem, że zespół baterii był zbyt słabo chroniony, przez co podczas wypadku mogło dojść do ich uszkodzenia. Podczas badań przeprowadzonych przez NHTSA (amerykańska agencja zajmująca się bezpieczeństwem na drogach) baterie rzeczywiście zostały uszkodzone, co doprowadziło do pożaru w dwóch rozbitych samochodach.
NHTSA przeprowadziła śledztwo w sprawie tych pożarów oraz ogłosiła zalecenia dla producenta. Obecnie baterie są lepiej chronione, a wg oficjalnego komunikatu, ryzyko pożaru volta nie jest wyższe niż innego samochodu.
W lutym w Stanach Zjednoczonych znalazły nabywców 1023 volty. To ponad dwukrotnie więcej niż wyniosła sprzedaż nissana leaf (czyli zeszłorocznego Samochodu Roku!), ale i znacznie poniżej oczekiwań producenta. Jak wyliczyli analitycy, sprzedaż jednego volta zajmuje Chevroletowi 154 dni. To oznacza, że od wyjechania z fabryki do opuszczenia salonu przez dany egzemplarz mija ponad pięć miesięcy. Tymczasem uznaje się, że sytuacja jest normalna wtedy, gdy auto sprzedaje się w ciągu najwyżej dwóch miesięcy.
To się po prostu nie opłaca
Jako powód słabej sprzedaży chevroleta volt podaje się wysokie ceny. W USA model ten kosztuje 32 500 dolarów, a cena obejmuje już ekologiczną, federalną zniżkę podatkową w wysokości 7 500 dolarów (w Polsce amperę wyceniono na 46 tys... euro!). Tymczasem benzynowego chevroleta cruze (1.4 turbo) w USA można mieć już za niewiele ponad 25 tys. dolarów (z podatkami i kosztami dostawy). Co więcej, koszty eksploatacji obu pojazdów mogą okazać się bardzo zbliżone - cruze, wg danych technicznych, zużywa około 6,5 l benzyny na 100 km, z kolei volt również wyposażony jest w silnik spalinowy, który zużywając benzynę ładuje baterie. Oficjalne dane mówią o średnim zużyciu paliwa na poziomie 2,5 l/100 km.
Przy cenie benzyny wynoszącej 1 dolar za 1 litr (3,75 dolara za galon), 7 tys. dolarów różnicy w cenie zwróci się dopiero po przejechaniu 175 tys. km! Gdzie więc sens kupowania volta?
W zeszłym roku Chevrolet planował sprzedać w USA 10 tys. voltów, jednak rok został zakończony liczbą 7671 samochodów dostarczonych klientom. Mimo to koncern uznał, że w roku 2012 sprzeda 45 tys. voltów (60 tys. na całym świecie, 10 tys. w Europie, gdzie jak na razie zebrano 7 tys. zamówień). Już wiadomo, że ten plan nie zostanie osiągnięty. W ciągu dwóch pierwszych miesięcy w Stanach Zjednoczonych nabywców znalazło zaledwie 1626 samochodów.
Kiedy auta elektryczne zdobędą portfele klientów?
Ampera (volt) napędzana jest silnikiem elektrycznym o mocy 111 kW (150 KM), który czerpie energię z baterii litowo-jonowych o pojemności 16 kWh. Baterie zapewniają zasięg 40-80 km. Po rozładowaniu zaczyna pracować silnik spalinowy, który pełni rolę generatora i ładuje akumulatory.
Samochód przyspiesza do 100 km/h w 9 sekund oraz może rozpędzić się do 161 km/h. Maksymalny moment obrotowy wynosi 370 Nm.
Obserwując rynek motoryzacyjny w ostatnich latach można dojść do wniosku, że podstawowym zadaniem firm samochodowych nie jest produkcja aut, ale ochrona środowiska. Producenci zachwalają nowe technologie, pokazują dane techniczne, z których wynika, że nawet 200-konne silniki turbo spalają w cyklach pomiarowych średnio 5-6 litrów paliwa na 100 km (och, jaka to niska emisja CO2!), przy czym linijkę niżej znajdziemy informację, że sprint do 100 km/h trwa np. 7 sekund.
Tymczasem praktyka pokazuje, że podczas normalnej jazdy wszystkie nowe samochody zużywają 20-30 procent paliwa więcej niż deklaruje producent. Bo życie to nie cykl pomiarowy, ale korki, wyprzedzania i ciągłe hamowania...
A samochody elektryczne? Jeszcze długo nie będą popularne. Po pierwsze, trzeba rozwiązać problem zasięgu i najlepiej nie przy pomocy silnika spalinowego (patrz: chevrolet volt). Po drugie, trzeba "zjechać" z ceną. Oba te warunki zapewne zostaną kiedyś spełnione. Ale raczej nie za naszego życia...