Renault Zoe – francuski „elektryk” nadal w formie

Oferowany od 2012 roku elektryczny, miejski hatchback od Renault doczekał się właśnie na tyle poważnej modernizacji, że producent wprost mówi o nowej generacji. Na ile jest to znany już model, a na ile nowa jego odsłona, sprawdzaliśmy podczas pierwszych jazd testowych.

Renault, podobnie jak wielu innych producentów, ma ambitne plany dotyczące samochodów napędzanych energią elektryczną. Przedstawiciele marki zapowiadają, że już za trzy lata 50% gamy modelowej będzie zelektryfikowana. Oznacza to nie tylko auta elektryczne, ale ogólnie wszystkie wykorzystujące silnik elektryczny, a więc także hybrydy, również te "miękkie". W tym samym roku Grupa Renault ma oferować aż osiem "elektryków" - Twizy, Zoe, Kangoo Z.E., Mastera Z.E. K-Ze (tylko na rynek chiński), Renault Samsung SM3 oraz dwa jeszcze niezapowiedziane. Mają one odpowiadać za 10% sprzedaży grupy. Plany są więc ambitne, a dużą w nich rolę ma do odegrania model Zoe.

Reklama

Ten dobrze znany elektryczny hatchback, z roku na rok notuje duży wzrost sprzedaży. W 2013 roku sprzedano w całej Europie jedynie 8863 egzemplarzy, a w 2018 roku do klientów trafiło 39 469 sztuk. Prognoza na rok bieżący zakłada wzrost sprzedaży o 50%. Częściowo ma być to zasługa zmodernizowanej wersji tego modelu.

No właśnie - jak to jest z tym Zoe? Czy to już nowa generacja? Cóż, według Renault mieliśmy okazję jeździć już trzecią odsłoną tego modelu! Zaskoczeni? My też. Francuzi jednak tłumaczą, że po zmianie baterii na taką o pojemności 41 kWh (poprzednio 22 kWh) w 2016 roku, mieliśmy do czynienia z drugą generacją Zoe (rok wcześniej zwiększono też moc silnika do 108 KM). Obecnie natomiast debiutuje trzecia odsłona modelu. Nie jest to oczywiście prawda (to ciągle to samo auto), ale zmian i nowości jest naprawdę bardzo dużo.

Zacznijmy od tych najbardziej widocznych, czyli od stylistyki. Uwagę zwraca przede wszystkim zupełnie nowy (choć przywodzący na myśl poprzedni) pas przedni ze zmienionym zderzakiem, reflektorami, itd. Same światła są teraz w pełni LEDowe w każdej wersji. To, że mamy do czynienia z dobrze znanym Zoe zdradza sylwetka samochodu oraz tylne reflektory. Mają one teraz nowe, diodowe wypełnienie, ale w takim samym, jak dotąd, kształcie.

Prawdziwa rewolucja nastąpiła we wnętrzu, gdzie znajdziemy deskę rozdzielczą znaną z nowego Clio i Captura. Kierowca ma teraz przed sobą nową kierownicę oraz zestaw wirtualnych zegarów wyświetlanych na 10-calowym ekranie. Dostępne jest kilka sposobów prezentowania wskazań (w tym z dużym podglądem mapy), grafika jest ostra i ma wysoką jakość, a co najważniejsze element ten stosowany będzie seryjnie w każdej wersji wyposażenia.

Wybrać możemy za to rozmiar centralnego, pionowo umieszczonego ekranu, który może mieć 7 lub 9 cali. Należy go pochwalić za czytelność, prostotę obsługi oraz umieszczenie, pozwalające szybko na niego zerkać i łatwo sięgać. Kierowca ma możliwość konfiguracji ekranu głównego i wyświetlania jednocześnie na przykład wskazań nawigacji, informacji o multimediach oraz o pracy układu napędowego. Jedyne zastrzeżenie jakie mamy, to niewielkie opóźnienie w przełączaniu się pomiędzy poszczególnymi opcjami, które czasem się pojawia.

Odnośnie nowej kabiny Renault podkreśla też, że znalazło się tu wiele materiałów pochodzących z recyklingu - przykładowo materiał, jaki trafił na część foteli oraz deski rozdzielczej, choć wygląda jak zwykła tapicerka, de facto pochodzi między innymi z zużytych pasów bezpieczeństwa. Francuzi poprawili także wygłuszenie w drzwiach oraz grodzi, a wszystkie przyciski tempomatu znajdziemy obecnie a kierownicy (to prawdziwa rewolucja dla Renault!). Do obsług radia nadal służy pilot ukryty za kierownicą (nieco mniej wygodny w użyciu, niż w starszych modelach), a regulacja głośności przy ekranie multimediów odbywa się tylko dotykowo.

Pozycja za kierownicą jest wygodna, choć dla niektórych może wymagać chwili przyzwyczajenia, ponieważ przednie fotele umieszczono dość wysoko i pozbawione są regulacji wysokości (nawet ten kierowcy!). Musieliśmy przesunąć się też daleko do tyłu, ale na szczęście dwupłaszczyznowa regulacja kierownicy ma na tyle duży zakres, że nie było to problemem. Same fotele są dość wygodne, ale zapewniają słabe trzymanie boczne. Rozczarowaniem jest natomiast ilość miejsca z tyłu - mając nieco ponad 180 cm wzrostu zmieścimy się z kolanami na styk, ale głowę będziemy już wbijać w (wykonaną z tanich materiałów) podsufitkę. Uwagę zwraca tez niezbyt szerokie wnętrze - efekt tego, że całe auto ma tylko 173 cm szerokości. Trudno pochwalić też tylne klamki, które są ukryte w słupkach i wymagają najpierw wciśnięcia palcem konkretnego miejsca, żeby klamka się wysunęła można było za ną pociągnąć. Dobrze wypada natomiast bagażnik, oferujący 338 l.

Kolejna poważna zmiana w Zoe, to nowy układ napędowy. To zaskakujące, ale obecnie oferowana bateria mająca 52 kWh, ma ten sam rozmiar i waży niewiele więcej, od 22 kWh, oferowanej w momencie debiutu modelu. Dobrze to obrazuje jak duży postęp dokonał się w kwestii projektowania akumulatorów do aut elektrycznych. Dzięki tak dużej pojemności, model ten ma przejechać nawet 395 km na jednym ładowaniu. Kolejna dobra wiadomość jest taka, że teraz będzie można ładować prądem stałym o mocy do 50 kW. W ten sposób można uzupełnić energię od 0 do 80% w około 70 minut. Na drugim końcu spektrum jest ładowanie z gniazdka domowego, które od 0 do 100% trwa 34,5 godziny.

Do napędu odświeżonego Zoe służy elektryny motor o mocy 108 KM (225 Nm), wprowadzony już w zeszłym roku, który rozpędza to auto do 100 km/h w 11,4 s. Nowością jest druga odmiana, wzmocniona do 135 KM i 245 Nm. Właśnie tą drugą mieliśmy okazję sprawdzić i robi ona naprawdę dobre wrażenie. Samochód bardzo chętnie nabiera prędkości (sprint do 100 km/h w 9,5 s), a reakcje na gaz są wręcz żywiołowe. Producent dla obu odmian deklaruje średnie zużycie energii na poziomie 17-18 kWh/100 km i podczas naszych jazd, takie wartości były jak najbardziej realne. Nieco rozczarowuje jedynie prędkość maksymalna, ograniczona elektronicznie do 140 km/h. Wiadomo - samochód elektryczny to nie pojazd na autostradę, ale Zoe jest na tyle mocne i ma na tyle dużą baterię, że spokojnie można by przesunąć nieco ten limiter.

Tym, czego nam zabrakło, jest większa możliwość sterowania stopniem rekuperacji. W trybie D jest ona porównywalna do jazdy na biegu spalinowym autem, a po przełączeniu na B, wyraźnie się zwiększa. Konkurenci stosują jednak lepsze rozwiązanie, jakim są łopatki za kierownicą, pozwalające na większy zakres regulacji siły hamowania silnikiem elektrycznym (i odzyskiwania energii) w tym również zupełne dezaktywowanie rekuperacji. Szkoda, że Renault nie skorzystało z rozwiązania stosowanego przez jego partnera Nissana, zwanego e-Pedal. Po jego aktywacji regulujemy siłę rekuperacji za pomocą pedału gazu, która może być na tyle silna, że w niemal każdej sytuacji na drodze nie musimy korzystać z hamulców.

Pod względem komfortu jazdy Zoe można określić jako całkiem niezłe. Pozytywnie zaskakujące jest za to prowadzenie - chociaż mówimy tu jedynie o miejskim hatchbacku, to bardzo pewnie czuje się na górskich serpentynach. W jego zachowaniu wyraźnie wyczuwalne było, że jest to częściowo zasługa umieszczonej w podłodze baterii (ważącej 326 kg), która wyraźnie obniża środek ciężkości auta.

Listę nowości w odświeżonym Zoe zamykają nowe systemy asystujące kierowcy. Jest to rozpoznawanie znaków drogowych, automatyczne światła drogowe, ostrzeganie o pojazdach w martwym polu, wykrywanie ryzyka kolizji oraz asystent pasa ruchu. Auto jest też teraz wyposażone w elektryczny hamulec ręczny z funkcją auto hold.

Ceny i specyfikacja zmodernizowanego Zoe mają zostać ogłoszone w październiku i niedługo później pierwsze egzemplarze mają wyjechać na ulice. Przedstawiciele polskiego importera Renault już teraz jednak zapowiadają bardzo pozytywną wiadomość - na naszym rynku pojawi się (choć z niewielkim opóźnieniem) odmiana wyceniona poniżej 125 tys. zł dzięki czemu kupując ją, załapiemy się na rządową dotację do zakupu auta elektrycznego. Wynosi ona 30% wartości samochodu, ale nie więcej, niż 37 tys. zł. Nie wiemy na ile takie auta będą zubożone, ale biorąc pod uwagę możliwość jazdy buspasami, darmowe parkowanie w strefach oraz możliwość ładowania w domu za grosze (lub na darmowych ładowarkach), staną się ciekawym pomysłem na samochód do miasta.

Wracając do pytania z początku artykułu - nie, to nie jest nowa generacja Zoe, ani tym bardziej trzecia. Bazą nadal jest ten sam samochód, który pojawił się na rynku w 2012 roku. Rozumiemy jednak o co chodzi przedstawicielom Renault - wyraźnie odświeżona stylistyka, nowe wnętrze, nowy układ napędowy, nowe elementy wyposażenia - gdyby nie niezmieniony kształt nadwozia moglibyśmy faktycznie mówić o nowej generacji. Nie jest to jednak tak istotne z punktu widzenia potencjalnego klienta. Dla niego ważne jest, że auto wygląda świeżo, ma nowocześnie zaprojektowane i wyposażone wnętrze, a jego osiągi i oferowany zasięg są na poziomie konkurentów, którzy debiutowali w tym roku. Patrząc na Zoe z tej perspektywy, to faktycznie nowe auto i po prostu bardzo fajny "elektryk".

Michał Domański


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy