Przyglądanie się Lexusowi LC to jak obcowanie z piękną, tajemniczą kobietą
I znowu nazwa Lexus myli się nam ze słowem "luksus"... A wszystko za sprawą dwudniowej podróży za kierownicą Lexusa LC z Monachium do Mediolanu, podczas której możemy bliżej poznać najnowsze dzieło japońskich stylistów i inżynierów.
Przyglądanie się Lexusowi LC to jak obcowanie z piękną, tajemniczą kobietą. Zachwyca i intryguje. Co i raz w jej, to znaczy jego wyglądzie odkrywamy nowe, ekscytujące, wysmakowane detale. Zależnie od pogody, oświetlenia, nastroju...
Zresztą nie zamierzamy wdawać się tu w szczegółowe analizowanie prezencji nowego sportowego coupe rodem z Dalekiego Wschodu.
Zamiast czytać mniej lub bardziej udatne opisy doskonałych proporcji i atletycznego profilu nadwozia, przebiegu linii dachu, grilla w charakterystycznym kształcie klepsydry, znakomicie wkomponowanych w nadwozie przyciemnionych świateł LED, przyjrzyjcie się zdjęciom. Wystarczy, gdy powiemy, że przy projektowaniu tego samochodu obficie czerpano z powszechnie chwalonego i nagradzanego designu koncepcyjnego modelu LF-LC. I dodamy, iż drugim, obok estetyki kryterium narzucającym przyjęcie konkretnych rozwiązań stylistycznych, były oczywiście wymogi aerodynamiki. Tak czy inaczej efekt końcowy uważamy za doskonały.
A jak jeździ i co ma pod maską? O tym po powrocie.