Niewielkie auto z oznaczeniem "MAX"
W Europie, zwłaszcza zachodniej, coraz większą popularnością cieszą się samochody, które łączą wszechstronność z kompaktowymi wymiarami, ułatwiającymi poruszanie się w miastach. Do takich pojazdów należy właśnie ford B-MAX.
Najmniejszy z fordów z oznaczeniem "MAX" w nazwie został po raz pierwszy zaprezentowany szerszej publiczności podczas marcowego salonu samochodowego w Genewie. Wzbudził tam duże zainteresowanie. Teraz mieliśmy okazję przekonać się, jak spisuje się w praktyce. Dziennikarskie teksty zorganizowano na drogach niemieckiej Bawarii.
B-MAX dzieli płytę podłogową z fiestą. Jest jednak od niej o 127 mm dłuższy (4077 mm), o 29 mm szerszy (1751 mm, bez lusterek) i o 123 mm wyższy. Przy projektowaniu jego sylwetki korzystano z zasad fordowskiej stylistyki Kinetic Design. Oznacza to charakterystyczny trapezoidalny kształt osłony chłodnicy, mocno zarysowane reflektory i linię okien unoszącą się ku tyłowi, wyraziste podcięcia i ostre linie przetłoczeń. Całość wygląda zgrabnie, a jednocześnie dynamicznie i, naszym zdaniem, może się podobać.
Najbardziej spektakularny element nadwozia forda B-MAX stanowią jego drzwi. Przednie rozwiązano klasycznie, osadzając je na zawiasach. Tylne są przesuwne i kryją zintegrowany z nimi środkowy słupek. Po jednoczesnym otwarciu jednych i drugich powstaje otwór o szerokości 150 cm, dając znakomity dostęp do wnętrza auta. Dużym wyzwaniem dla konstruktorów było zapewnienie odpowiedniej wytrzymałości tak pomyślanej karoserii, a tym samym ochrony podróżnych w przypadku zderzenia. Jak twierdzą inżynierowie Forda udało się to osiągnąć i B-MAX jest pod tym względem równie bezpieczny jak samochody o konwencjonalnej strukturze nadwozia.
Zarówno przednie, jak i tylne drzwi zostały wzmocnione przez zastosowanie w kluczowych miejscach ultrawytrzymałej stali. W chwili uderzenia specjalne blokady i mechanizmy zapadkowe mocują drzwi do konstrukcji podłogi i dachu, co chroni pasażerów przed skutkami kolizji bocznych.
Ciekawie, a jednocześnie elegancko wyglądało wnętrze testowanego przez nas forda B-MAX. Miękkie, przyjemne w dotyku tworzywa, modny lakier fortepianowy, wstawki metalopodobne... Oczywiście nie w każdej wersji jest aż tak ekskluzywnie.
Kierowca ma przed oczami dwie duże, okrągłe tarcze prędkościomierza i obrotomierza oraz wskaźnik poziomu paliwa i niewielki wyświetlacz komputera pokładowego. Centralne miejsce na desce rozdzielczej zajmują elementy sterujące systemem audio sygnowanym przez Sony (wyposażenie opcjonalne). Pod nimi umieszczono panel klimatyzacji, a nad nimi - ekran o czterocalowej przekątnej. Dlaczego tak mały? Podobno celowo - chodziło o to, by nie rozpraszał kierowcy. Badania wykazują bowiem, że większe wyświetlacze prowokują, by nieustannie na nie zerkać...
Przednie fotele nowego forda są niezbyt obszerne (krótkie siedziska!), ale wygodne. Pokryta skórą wielofunkcyjna kierownica dobrze leży w dłoniach. Siedzi się wysoko, co poprawia widoczność z wnętrza pojazdu. Zresztą i tak już całkiem dobrą. Dodatkowym udogodnieniem jest opcjonalna kamera cofania, element raczej rzadko spotykany w tej klasie pojazdów. Pozytywną ocenę psują nieco boczne lusterka - mogłyby być większe.
Jak w przypadku większości współcześnie produkowanych samochodów kierowca i siedzący obok niego pasażer nie będą narzekać na brak miejsca. Niestety, z tyłu jest ciasnawo, brakuje zwłaszcza przestrzeni na nogi.
Ford zalicza swoją nowość do segmentu MAV (multi-activity vehicle), czyli aut multifunkcjonalnych. Chyba jednak trochę na wyrost. Użytkowość B-MAXA ogranicza bowiem niewielki bagażnik. 318 litrów pojemności (wersja bez koła zapasowego, z zestawem naprawczym) to wynik niezbyt imponujący. Na szczęście po złożeniu tylnej kanapy powstaje powierzchnia ładunkowa o płaskiej powierzchni, a jeżeli położymy również oparcie przedniego fotela pasażera, będziemy mogli przewieźć we wnętrzu auta przedmioty o długości do 2,34 m.
Drugim, obok panoramicznych drzwi, wyróżnikiem forda B-MAX, jest montowany w nim silnik typu EcoBoost. Ta trzycylindrowa benzynowa jednostka otrzymała zaszczytny tytuł Międzynarodowego Silnika Roku 2012 (International Engine of the Year). Dzięki turbodoładowaniu, bezpośredniemu wtryskowi paliwa, zmiennym fazom rozrządu oraz kilku pomysłowym technicznym innowacjom z pojemności zaledwie jednego litra daje 100 lub 120 KM. Byliśmy bardzo ciekawi, jak spisuje się w praktyce. W Bawarii jeździliśmy samochodem z mocniejszą, 120-konną wersją EcoBoosta (współpracującą z pięciobiegową manualną skrzynią biegów) i musimy przyznać, że jesteśmy pod dużym wrażeniem jej elastyczności, kultury pracy i osiągów. Tak napędzany B-MAX jest szybki (prędkość maksymalna: 189 km/godz.), dynamiczny (przyspieszenie od zera do setki: 11,2 s), a przy tym bardzo cichy. Do wnętrza auta nie docierają prawie żadne odgłosy pracy silnika. Przypominamy: trzy cylindry, 999 ccm pojemności!
Zastrzeżenia można mieć jedynie do wysokiego zużycia paliwa. Podczas normalnej jazdy po zwykłych pozamiejskich drogach komputer pokładowy pokazywał średnie spalanie na poziomie 7-8 litrów na 100 km, a na ulicach Monachium - ponad 9 l/100 km. To dużo, dużo więcej od obiecywanych przez producenta 4,2 l/100 km (trasa) i 6 l/100 km (miasto). I to pomimo obecności oszczędzającego w zamyśle benzynę systemu Auto-Start-Stop i zastosowania służącej temu samemu celowi technologii ECOnetic (m.in. mniej energochłonne elektryczne wspomaganie układu kierowniczego).
Testowaliśmy także forda B-MAX z dieslem, konkretnie ze znaną z innych pojazdów tej marki 1.6-litrową jednostką Duratorq TDCi o mocy 95 KM. Napędzany nią samochód nie był już tak żwawy, mocny i cichy, ale za to oszczędniejszy - bez trudu można zejść ze spalaniem poniżej 6 litrów na 100 km.
Trudno mieć zastrzeżenia do zachowania nowego forda na drodze. Prowadzi się bardzo pewnie i przyjemnie. Niestety, nie wiemy, jak jego zawieszenie spisywałoby się na dziurach i wybojach, bowiem w okolicach Monachium nie sposób znaleźć drogę o takiej nawierzchni.
W fordzie B-MAX zastosowano popularny już w USA, a teraz wkraczający do Europy system łączności SYNC. Umożliwia on kierowcy sterowanie komendami głosowymi, bez odrywania rąk od kierownicy, telefonem komórkowym, radiem i pokładowym odtwarzaczem muzyki. Głośno odczytuje też treść nadchodzących SMS-ów. Jak sprawdziliśmy, SYNC rozpoznaje nawet dość bełkotliwą angielszczyznę. Kiedy z samochodem będzie można dogadać się po polsku? Tego jeszcze nie wiadomo.
Ważną częścią systemu jest funkcja Emergency Assistance. Gdy SYNC uzna, że doszło do wypadku (zostaną odpalone poduszki powietrzne, odcięta pompa paliwa...) poprzez telefon z Bluetooth samoczynnie skontaktuje się ze służbami ratunkowymi i wezwie pomoc, w języku kraju, w którym akurat się znajdujemy, podając współrzędne GPS miejsca zdarzenia.
Wedle zamysłu producenta, B-MAX to samochód przeznaczony przede wszystkim dla młodych rodzin z 1-2 dzieci i dla osób, które po przekroczeniu sześćdziesiątki postanowiły przesiąść się na auto mniejsze i poręczniejsze niż dotychczas użytkowane. W Polsce w realizacji tej strategii mogą przeszkodzić ceny nowego forda.
W najtańszej wersji, ambiente, z silnikiem benzynowym 1.4 Duratec 90 KM, kosztuje on 58 900 zł. Za najtańszego diesla - 1.5 TDCi 75 KM ambiente - trzeba zapłacić 67 400 zł. Zakup auta z silnikiem EcoBoost to wydatek co najmniej 60 000 zł (100 KM ambiente) lub 67 700 zł (120 KM trend). Jeżeli ktoś chciałby zafundować sobie benzyniaka w testowanej przez nas wersji (120 KM titanium) i z takim wyposażeniem dodatkowym (m.in. system zapobiegający kolizjom przy małych prędkościach, dach panoramiczny, podgrzewane, częściowo pokryte skórą fotele, czujniki parkowania, radioodtwarzacz Sony) musiałby wysupłać ponad 85 000 zł! Za te pieniądze można kupić forda C-MAX ze 115-konnym turbodieslem, w przyzwoicie nieźle wyposażonej wersji trend (m.in z klimatyzacją). To źle wróży rynkowemu powodzeniu o numer mniejszej nowości.
Dobrym prognostykiem jest natomiast fakt, że aż 96 klientów zdecydowało się skorzystać z przedpremierowej oferty Forda i zamówiło B-MAXA, oglądając to auto wyłącznie na zdjęciach.
Na zakończenie dodajmy, że bezpośrednimi rywalami forda B-MAX w segmencie są opel meriva, citroen C3 picasso i nissan note. Ale i tak wszystkich może pogodzić kia venga...