​Fabia Monte Carlo. A dlaczego nie Nový Jičin lub Frýdek Mistek?

Skoda Fabia postrzegana jest jako dość niepozorne - zarówno z wyglądu, standardowego wyposażenia, jak i pod względem możliwości technicznych - a jednocześnie na co dzień niemiłosiernie eksploatowane narzędzie pracy przedstawiciela handlowego.

Wyobraźnia może podsunąć nam także obraz starszego, statecznego małżeństwa, które z chwilą przejścia na emeryturę postanowiło kupić sobie jeszcze jedno, prawdopodobnie ostatnie w życiu nowe auto. Na pewno jednak nie zaliczylibyśmy tego modelu do modnej grupy pojazdów zwanych ze staropolska "lajfstajlowymi". Jest jednak wyjątek - to skoda fabia Monte Carlo.

I tu nasuwa się pytanie: dlaczego akurat Monte Carlo, a nie na przykład Hradec Králové, Frýdek Mistek czy choćby Nový Jičin? Co wspólnego ma Skoda z położoną nad Morzem Śródziemnym europejską stolicą bogatych snobów i hazardzistów? Wyjaśnienie jest proste. Szefostwo czeskiej marki, nadając tę nazwę limitowanym, specjalnym wersjom Skody, chciało uhonorować jej historyczne sukcesy w motosporcie.

Reklama

Człowiek odpowiedzialny za ten projekt musi być miłośnikiem powieści Stendhala pt. "Czerwone i czarne", bowiem taka właśnie kolorystyka obowiązuje we wszystkich topowych autach wspomnianej serii. Nie inaczej było oczywiście w przypadku fabii Monte Carlo, która na kilka dni zawitała do naszej redakcji.

Czerwone nadwozie (niemetalizowany lakier Red Corrida), do tego czarne: obręcze kół, obudowy bocznych lusterek, atrapa wlotu powietrza, nakładki na zderzaki, wnętrze reflektorów, środkowy słupek i panoramiczny dach. Plus przyciemnione szyby i spojler, a na ozdobę plakietka z nazwą "Monte Carlo". W sumie samochód, w przypadku trzeciej generacji fabii i bez tego chwalony za przydające stylistyce dynamiki ostre linie i zmianę proporcji gabarytów, może, naszym zdaniem, naprawdę się podobać.

Otwierając drzwi dostrzegamy najpierw specjalne, dekoracyjne listwy na progach, przypominające o wyjątkowości tej wersji auta. Pół sekundy później rzucają się w oczy fotele, pokryte oryginalną, rzecz jasna czarno-czerwoną tapicerką. Są głęboko wyprofilowane, nieprzesadnie twarde i wygodne. Wielofunkcyjna, trójramienna, spłaszczona u dołu kierownica została obszyta (przy użyciu, jakżeby inaczej, czerwonych nici) miękką, perforowaną skórą, podobnie jak dźwignia zmiany biegów. Pedały otrzymały ozdobne nakładki.

Poza tym w kabinie fabii Monte Carlo znajdziemy to wszystko, co znamy z innych, zwykłych odmian tego modelu. A zatem raczej twarde, jednak nie sprawiające wrażenia wybranych "po taniości" tworzywa sztuczne (z dużym udziałem koloru czerwonego), wzorowe rozplanowanie wnętrza (słowa krytyki należą się jedynie za niezbyt szczęśliwe, bo na boczkach drzwi, umieszczenie elementów sterujących ustawieniem lusterek), bardzo dobrą czytelność instrumentów pokładowych. Z przodu miejsca jest dość, z tyłu, jak to bywa w przypadku samochodów segmentu B (i nie tylko ich), jest niestety raczej ciasnawo, a po maksymalnym odsunięciu przednich foteli - całkiem ciasno.

Bagażnik hatchbacka został skrojony pod potrzeby wspomnianego na wstępie handlowca lub pary emerytów, więc trudno byłoby go nazwać przepastnym (standardowo 330 litrów pojemności, maksymalnie 1150). Ma jednak regularne kształty i jest przez to funkcjonalny.

Z ciekawszych elementów wyposażenia testowanego egzemplarza fabii warto wymienić radio Bolero z dotykowym, kolorowym ekranem o przekątnej 6,5" i naprawdę niezłej rozdzielczości. Napisaliśmy: radio, tymczasem w rzeczywistości jest to serce całego pokładowego systemu informacji, komunikacji i rozrywki (wizualizacja wskazań czujników cofania, obsługa telefonu, wyświetlanie danych z komputera itp.). Nie zabrakło oczywiście również mocno lansowanych przez Skodę rozwiązań typu "simply clever".

Pod maską "naszej" fabii pracował turbodoładowany silnik benzynowy 1.2 TSI 110 KM. Jeszcze niedawno nawet samochody lokowane o półkę wyżej (segment C, czyli tzw. kompakty) z takimi jednostkami uchodziły za ponadprzeciętnie mocne. Cóż dopiero powiedzieć, gdy mamy do czynienia z pojazdem przeznaczonym bądź co bądź głównie do miasta.

Przy normalnej jeździe testowanej skodzie nigdy nie brakowało mocy ani momentu obrotowego (maksymalnie 175 Nm). Manualna sześciobiegowa skrzynia pracowała płynnie i gładko, bez jakiegokolwiek haczenia (dźwignia zmiany biegów mogłaby być odrobinę dłuższa). Auto pozostawało niezmiennie posłuszne woli kierowcy, pewnie pokonując zakręty, a zawieszenie sprawnie tłumiło nierówności nawierzchni. Nic w nim nie stukało, ani nie pukało. Zadbano także o dobre wyciszenie wnętrza kabiny. Cóż, jeszcze raz mamy okazję przekonać się, jak ogromny postęp dokonał się w ostatnich latach w ogólnym komforcie podróżowania i  prowadzeniu aut segmentu B...

Zużycie paliwa? Na trasie, przy delikatnym obchodzeniu się z pedałem gazu - ok. 5 l/100 km; przy jeździe nieco bardziej dynamicznej - 6,5-7 l/100 km. W miejskich korkach - nawet ponad 9 l/100 km. 

Najtańsza skoda fabia Monte Carlo kosztuje 53 300 zł. Ceny pojazdów z silnikiem 1.2 TSI 110Km zaczynają się od 57 830 zł. Za auto wyposażone tak, jak użyczony nam egzemplarz, trzeba zapłacić prawie 70 000 zł (dokładnie 69 180 zł). A to już, nawet biorąc pod uwagę wszystkie jego zalety i wyjątkowości, naprawdę dużo. Niestety... 

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama