Znakomania. Czy pomysł "nagich dróg" sprawdziłby się w Polsce?

Mniej wiesz, krócej będziesz przesłuchiwany... - głosi "mądrość ludowa". Jednak nie od dziś wiadomo, że nadmiar informacji bywa szkodliwy w wielu sytuacjach. Badania naukowe dowodzą na przykład, że zbyt duża liczba znaków drogowych zamiast pomagać kierowcom - przeszkadza. Dekoncentruje i bywa powodem niebezpiecznych sytuacji.

.
.Fot. Anna KaczmarzReporter

Raporty różnego rodzaju instytucji kontrolnych od lat wskazują na złe oznakowanie polskich dróg. Chodzi tu zarówno o ilość, jak i jakość. Z badań Najwyższej Izby Kontroli wynika, że niewłaściwie oznakowanych jest 70 proc. dróg lokalnych. Znaki drogowe są często uszkadzane, znajdują się na niewłaściwej wysokości, zbyt blisko lub zbyt daleko jezdni, bywają zasłonięte przez drzewa czy krzaki. Jeszcze gorzej wygląda sytuacja z oznakowaniem poziomym. Aż 30 proc. z namalowanych na jezdniach linii jest całkowicie nieczytelnych.

Bałagan i błędy zmniejszają zaufanie kierowców do ustawianych znaków i skłaniają do ich lekceważenia. W naszych realiach chaos informacyjny jest dodatkowo pogłębiany przez ogromną liczbę przydrożnych reklam.

Co pewien czas szumnie ogłasza się generalne przeglądy, mające na celu uporządkowanie oznakowania dróg. Do zgłaszania uwag i wniosków zachęca się samych zmotoryzowanych. Czy z tych akcji wynika coś konkretnego? Być może w sprawozdaniach, bowiem z punktu widzenia przeciętnego użytkownika dróg zmian na lepsze jakoś nie widać, choć oczywiście notuje się lokalne sukcesy. Na przykład w Gdańsku  w ciągu trzech lat, do kwietnia 2013 r., zniknął niemal co trzeci ze stojących tam znaków, łącznie 6335 sztuk. A zatem - można...

W czerwcu tego roku interpelację w sprawie oznakowania i bezpieczeństwa na drogach publicznych zgłosili posłowie Anna Nemś i Józef Lassota. W odpowiedzi Ministerstwo Infrastruktury i Rozwoju poinformowało o swoich licznych inicjatywach, mających na celu nowelizację przepisów, które "stanowią skuteczne narzędzia do usprawniania organizacji ruchu stanu oznakowania dróg dla organów zarządzających ruchem na drogach oraz organów sprawujących nadzór nad zarządzaniem ruchem na drogach".

.Fot. Marek MaliszewskiReporter

Nie wiemy, czy jakimś pocieszeniem będzie świadomość, że inni borykają się z podobnymi problemami. Brytyjski sekretarz ds. transportu (odpowiednik naszego ministra) Patrick McLoughlin zwrócił uwagę, że w ciągu ostatnich dwudziestu lat liczba znaków przy drogach w Wielkiej Brytanii podwoiła się i wynosi obecnie 4,5 miliona. Oznacza to, że na każdych 7 zarejestrowanych w Zjednoczonym Królestwie samochodów przypada 1 znak. Liczba znaków ostrzegających przed nierównościami nawierzchni lub progami spowalniającymi wzrosła z 5 tys. w roku 1993 do prawie 100 tys. obecnie. Znaków zakazu zatrzymywania się z 3444 do ponad 110 tys. (!), pierwszeństwa przejazdu z 1572 do 23 tys. a ograniczenia prędkości z 225 tys. do 442 tys.

Rekordzistą pod tym względem jest niewielka miejscowość Feock w Kornwalii, gdzie ustawiono, często przy polnych drogach, aż 900 znaków - po jednym na każdego ze statystycznych 3 mieszkańców. Po wielkich bojach z lokalnymi urzędami udało się zmniejszyć tę liczbę do... 700. To zapowiada, że Mr McLoughlin'a, który zamierza rozpocząć zdecydowaną, ogólnokrajową walkę ze "znakomanią", czeka bardzo trudne zadanie.

Co ciekawe, Wielka Brytania obok Holandii, Danii i Szwecji była jednym z krajów, w których testowano koncepcję tzw. "nagich dróg". Kilka lat temu jedną z ważnych ulic w Londynie pozbawiono wszelkiego oznakowania, jak również sygnalizacji świetlnej, jednocześnie ograniczając na niej maksymalną prędkość pojazdów do 20 mil na godzinę (ok. 30 km/godz.). Okazało się, że decyzja ta skłoniła kierowców większej koncentracji i ostrożności, w rezultacie skutkując wyraźną poprawę płynności ruchu przy zachowaniu dotychczasowego bezpieczeństwa. Podejmując wspomniany eksperyment wzorowano się na wielkich kempingach samochodowych, gdzie przy minimalnej lub wręcz zerowej liczbie znaków drogowych i często ożywionym ruchu praktycznie nigdy nie dochodzi do kolizji.

Czy pomysł "nagich dróg" sprawdziłby się w Polsce?

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas