Volvo spokojne o surowce do produkcji baterii do aut elektrycznych
Ewentualne problemy w dostawach rzadkich metali wykorzystywanych do produkcji baterii w samochodach nie są zagrożeniem, ale należy je traktować jako wyzwanie tak dla przemysłu motoryzacyjnego jak i wydobywczego - powiedział PAP prezes Volvo Hakan Samuelsson.
"Potrzebujemy nie tylko zwiększenia wydajności wydobycia, ale również więcej górników pracujących na rzecz przemysłu" - powiedział PAP Samuelsson w kuluarach międzynarodowych targów motoryzacyjnych w Genewie. Odniósł się tym samym do analiz takich ośrodków badawczych jak amerykański Massachusetts Institute of Technology (MIT), które podkreślają, że mimo iż nie grożą nam ograniczenia dostępu do strategicznych surowców to jednak bez należytego planowania mogą wystąpić czasowe utrudnienia w dostawach metali rzadkich. Chodzi m.in. o takie pierwiastki jak lit, kobalt i grafit.
Jak ostrzegał w zeszłym roku dziennik "Financial Times" grupa funduszy hedgingowych zgromadziła pokaźne zapasy kobaltu, co według analityków może odbić się na rynku samochodów elektrycznych. Niektórzy eksperci oceniają również, że konwencjonalne baterie litowo-jonowe charakteryzują się niewystarczającą pojemnością, aby sprostać wymaganiom rynku. Dlatego firmy takie jak BMW, Honda czy Toyota pracują nad akumulatorami z elektrolitem stałym. Głównymi zaletami nowej technologii ma być większa pojemność, a także podniesione bezpieczeństwo użytkowania w porównaniu do stosowanych obecnie akumulatorów litowo-jonowych. Zastosowanie konstrukcji na elektrolit stały ma pozwolić na zwiększenie zasięgu pojazdów elektrycznych przy jednoczesnym znaczącym skróceniu czasu ich ładowania. Jednak według prezesa Volvo ta technologia nie stanowi priorytetu dla firmy.
"Baterie na elektrolit stały stanowią drugi krok w rozwoju, pierwszym są dalsze prace nad akumulatorami litowo-jonowymi. Potrzebujemy, aby więcej dużych firm inwestowało w bardziej zrównoważony sposób wydobywania surowców" - dodał Samuelsson. Szwedzka marka zapowiedziała, że od 2019 roku ich wszystkie modele będą wyposażone w silniki elektryczne lub hybrydowe. Do 2025 r. szwedzki producent zamierza sprzedać łącznie milion pojazdów elektrycznych.
Tymczasem wiceprezes Volvo odpowiedzialny m.in. za kraje leżące na obszarze Europy, Bliskiego Wschodu oraz Afryki Lex Kerssemakers powiedział PAP, że firma nie będzie dalej pracować nad rozwojem silników Diesla. Powtórzył tym samym wcześniejszą zapowiedź koncernu. Nie podał jednak dokładnej daty wycofania ich ze sprzedaży.
"Mimo tego nadal mocno wierzymy w przyszłość zelektryfikowanych silników benzynowych. W konkurencyjny sposób będziemy nadal oferować diesle. Na razie nie wiemy jak długo, ale mogę podkreślić, że nie będziemy inwestować w rozwój nowych jednostek wysokoprężnych. Doszliśmy do wniosku, że koncentrujemy się na zelektryfikowanych jednostkach benzynowych i elektrycznych. Oceniamy, że w latach 2020 - 2025 jedną połowę naszych samochodów stanowić będą egzemplarze elektryczne, a drugą pojazdy zelektryfikowane takie jak hybrydy czy hybrydy typu plug in" - podkreślił.
Kerssemakers dodał również, że Volvo na razie nie traktuje technologii ogniw paliwowych jako "priorytetu". Tego typu rozwiązania rozwijają takie marki jak m.in. BMW, Hyundai, Mercedes czy Toyota.
"Oczywiście jako niezależna marka motoryzacyjna musimy śledzić rozwój technologii wodorowej. Jednak na razie bardziej staramy się trzymać rękę na pulsie niż wydawać pieniądze na rozwój w tym kierunku" - dodał Kerssemakers.
Władze Francji i Wielkiej Brytanii ogłosiły w ubiegłym roku, że do 2040 roku chcą zakazać sprzedaży samochodów z silnikami spalinowymi. Podobne plany mają również Indie i Chiny. Jeszcze w lipcu 2017 roku należąca do chińskiego Geely Holding szwedzka marka Volvo poinformowała, że od 2019 roku wszystkie nowe modele w jej ofercie będą stanowić hybrydy i samochody elektryczne. W elektryfikację inwestują również inne koncerny, takie jak niemiecki Volkswagen i francuskie PSA.