Spór o wożenie drewna ciężarówkami

Nie ma szans na zakończenie protestu firm specjalizujących się w przewozie surowego drewna - ocenił we wtorek Ogólnopolski Związek Pracodawców Transportu Drogowego.

Nie ma szans na zakończenie protestu firm specjalizujących się w przewozie surowego drewna - ocenił we wtorek Ogólnopolski Związek Pracodawców Transportu Drogowego.

Koncerny - klienci firm transportowych nie podejmują rozmów z przewoźnikami.

"W przypadku zakładów papierniczych Mondi w Świeciu nad Wisłą (woj. kujawsko-pomorskie), udział kosztów paliwa w oferowanych nam stawkach za przewóz waha się od 40 do nawet 80 proc., a gdzie tu koszty wynagrodzenia kierowców, amortyzacji taboru czy koniecznych remontów? Chcielibyśmy otrzymywać stawki takie, by zmieściły się w nich koszty plus niewielki zysk" - powiedział PAP Andrzej Kuszilek, przewodniczący kujawsko-pomorskiego oddziału Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Transportu Drogowego, organizacji koordynującej protest.

Reklama

Według transportowców, od początku kwietnia większość firm świadczących w regionie kujawsko-pomorskim usługi dla Mondi Świecie przerwało pracę. Do zakładów dociera transportem drogowym ledwie kilka dostaw dziennie.

Akcja protestacyjna objęła także przewoźników świadczących w innych województwach usługi dla zakładów I.P. Kwidzyn, Stora Eenso Ostrołęka, Kronospan Szczecinek oraz Pfleiderer Grajewo. Przyłączyli się także, w ostatnich dniach, przedsiębiorcy transportujący drewno do Homanit Karlino oraz przewoźnicy dłużycy dostarczający ją do tartaków Seeger Dach i Poltarex.

Klienci przewoźników: papiernie, zakłady przerobu drewna i tartaki należące do dużych koncernów nie podejmują jednak rozmów. Przedstawiciele zakładów Mondi Świecie odmówili we wtorek komentarzy na temat sytuacji wywołanej akcją protestacyjną.

"Niestety, odbiorcy drewna nie chcą z nami rozmawiać, za to grożą karami i zerwaniem współpracy. Analizując cenniki, można przypuszczać, że są ze sobą w kontakcie i uzgadniają stawki obowiązujące na rynku, bo różnice są kosmetyczne" - powiedział Kuszilek.

Duże zakłady przemysłowe, opierające produkcję na surowym drewnie, zużywają po kilka milionów metrów sześc. tego surowca rocznie. Dostawy jednak odbywają się w połowie transportem kolejowym i czasowe choćby zwiększenie udziału tej formy dostaw pozwala koncernom na utrzymanie produkcji mimo bojkotu przewoźników drogowych.

Jak podkreślają właściciele firm transportowych, stawki, jakie płacą odbiorcy drewna nie pozwalają na osiągnięcie zysku przy zachowaniu norm załadunku samochodów. Celem akcji protestacyjnej jest także obniżenie jednorazowego ładunku do 25 m sześc. oraz uzyskanie stawek adekwatnych do ponoszonych kosztów.

"Nie chcemy dłużej uchodzić za przestępców drogowych, którzy z racji zbyt niskich stawek są zmuszani do przeładowywania zestawów, narażając się na kontrole Inspekcji Transportu Drogowego i kary, a w razie katastrofy drogowej nawet karę więzienia. Przepisy przewidują, że samochód wyładowany drewnem nie może być cięższy niż 40 ton, a jeżeli stawki są zbyt niskie, to zawsze znajdzie się przewoźnik, który włoży tego drewna więcej" - dodał Kuszilek.

Jego zdaniem, przeładowanie ciężarówki o 700 kg było prawdopodobnie jedną z istotnych przyczyn wypadku, do którego doszło dwa tygodnie temu w centrum Bydgoszczy. Zginęło wówczas niespełna dwuletnie dziecko, a kierowcy grozi kara ośmiu lat pozbawienia wolności.

"Z naszymi pojazdami jest zdecydowanie gorzej. Do momentu wstrzymania dostaw, np. do zakładów Mondi Świecie, codziennie przyjeżdżało ok. 340 zestawów transportowych z drewnem, trocinami i zrębkami, w tym ok. 170 pojazdów przewożących drewno. W większości przypadków były to pojazdy przeładowane" - zaznaczył Kuszilek.

PAP
Dowiedz się więcej na temat: W.E. | 'Wtorek'
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy