RMF Caroline Team po VI (odwołanym) etapie
Wyjątkowo spokojnie, chwilami jak turyści, pokonywali szósty etap zawodnicy rywalizujący w rajdzie Dakar.
Z powodu fatalnych podobno warunków na górskich drogach między Fambialą a Copiapo zaplanowany na ten dzień odcinek specjalny został odwołany. Wytyczono nową, liczącą 650 km trasę, a na jej pokonanie było aż 10 godzin.
Trasa wiodła przez rozdzielające Argentynę i Chile Andy. Większa jej część przebiegała na wysokości ponad 3 tysięcy metrów. Dla nieprzyzwyczajonych do takich ekstremalnych warunków i rozrzedzonego powietrza osób pokonanie tego odcinka było wielkim wyzwaniem. Nie wszystkim się udało, bo kilka samochodów zjeżdżających z gór wpadło do rowów.
- Od tej wysokości boli głowa i chce się spać - tłumaczy Michał Krawczyk. - Na tym etapie wjeżdża się przez 180 km w górę, na wysokość 3 tysięcy metrów. Tam jest granica argentyńska, 120 km ziemi niczyjej i wjeżdża się do Chile. Najwyższa przełęcz ma ponad 4 700 metrów. Przy 4200 sprawdzałem coś w nawigacji i coś zaczęła mnie ćmić głowa. A później strasznie chciało się spać. Nastawiliśmy z Albertem muzykę na maxa i słuchaliśmy jakiegoś łupu cupu, by nie zasnąć - opowiadał pilot Alberta Gryszczuka.
By nie ryzykować wypadku załoga RMF Caroline Team musiała się jednak zatrzymać. - Albert czuł, że na chwilę zamknęły mu się oczy. Zrobiliśmy sobie przerwę na spacerek - zdradził Krawczyk.
Dzielnie trudy podróży zniósł debiutujący w Dakarze Adam Małysz. Jego organizm lepiej zareagował na zmniejszoną ilość tlenu niż bardziej doświadczonego partnera z załogi Rafała Martona. - Tam u góry było ciężko. Powietrze rzeczywiście okazało się inne. Ale jechało się spoko. Rafał miał problemy i zasnął, wtedy mnie też zachciało się spać. Żeby się nie nudzić, wyjąłem aparat fotograficzny i zacząłem sobie robić zdjęcia. Muzyki nie słuchaliśmy, bo znowu rozładował nam się telefon - mówił Małysz.
Podobny sposób na nudę podczas samotnej jazdy przez góry wymyślił Łukasz Łaskawiec, który zatrzymywał się i robił sobie zdjęcia. Mimo tych turystycznych zajęć dotarł na biwak półtora godziny przed czasem.
W Copiapo rajdowa karawana pozostanie przez trzy noce. W sobotę odbędzie się etap prowadzący w okolicy miasta znanego z niesamowitej historii górników, którzy przetrwali zasypani pod ziemią ponad dwa miesiące. Na niedzielę zaplanowano dzień przerwy, w poniedziałek uczestnicy ruszą do Antofagasty. Na razie mogli się przyglądać górującymi nad obozem wydmami, na których będą kończyć sobotnią rywalizację.
- Wydmy chyba zawsze i na każdym robią wrażenie. To coś nieokiełznanego. W górach skalistych widać jakąś drogę. A na wydmach tego nie ma. Jedziesz tam, gdzie uznasz. No chyba, że jedziesz bardzo z tyłu i jest ślad. Ale czasem można się nadziać, bo ten ślad jest nie taki jak trzeba - mówi Adam Małysz. - To co widać, to druga część odcinka. Najpierw są kamienne góry, później dojazdówka i trochę czasu na odpoczynek, a dopiero potem zaczyna się atak na wydmy - uściśla Michał Krawczyk. A użyte przez niego słowo atak doskonale oddaje to, co będzie się działo na piachu. Teren jest tak trudny, że organizatorzy dali załogom aż 32 godziny na jego pokonanie.
Jarek Kazberuk, który na pokładzie Unimoga R-SixTeam wraz z Robertem Szustkowskim i Robertem Szustkowskim JR pokonuje codzienne etapy powrócił wspomnieniami do piątego odcinka specjalnego: Wydmy to moja specjalność, wiec wczorajszy etap pojechaliśmy bardzo szybko...i gdyby nie dwie przygody - byłby dobry rezultat. Po przeskoczeniu ogromnych gór piachu urwał nam się pasek napędzający wentylatory i temp. silnika skoczyła do 120 C. Awarie usunęliśmy. Godzinę później znowu staliśmy zmieniając koło. W ciężarówce to rzecz niełatwa. Z drugiej strony ciągle się głowię skąd na pustyni gwoźdź do podkuwania koni!? Obie przygody zabrały nam około 1.5 godziny, ale nie zepsuły dobrego humoru. Dziś wkraczamy do Chile. Tam Atacama i Andy dadzą nam wszystkim zapewne jeszcze bardziej w kość. Kto to przetrwa ukończy Dakar ...