"Przepraszam, zarysowałem panu auto..." Taka informacja to błąd!
Manewrując na zatłoczonym parkingu w centrum handlowym przypadkowo przerysowałeś drzwi w innym stojącym tam aucie. Nie masz czasu, by czekać na powrót jego właściciela, ale jesteś przecież człowiekiem odpowiedzialnym, ponadto masz polisę OC, więc za wycieraczkę na szybie wkładasz kartkę z numerem swojego telefonu, prośbą o kontakt i obietnicą załatwienia sprawy zgodnie z normami cywilizowanego świata. To błąd! Okazuje się bowiem, że skutki takiego, wydawałoby się eleganckiego, postępowania mogą być bardzo przykre...
Dlaczego? Ano dlatego, że informacje, które podałeś, z punktu widzenia prawa są niewystarczające. Mówi o tym wyraźnie ustawa z 22 maja 2003 r. O ubezpieczeniach obowiązkowych, Ubezpieczeniowym Funduszu Gwarancyjnym i Polskim Biurze Ubezpieczycieli Komunikacyjnych. W jej artykule 16. czytamy: "W razie zaistnienia zdarzenia objętego ubezpieczeniem obowiązkowym [czyli również komunikacyjnym OC - przyp. INTERIA.PL] (...) osoba uczestnicząca w nim (...) jest obowiązana do (...) 1) udzielenia pozostałym uczestnikom zdarzenia niezbędnych informacji koniecznych do identyfikacji zakładu ubezpieczeń, łącznie z podaniem danych dotyczących zawartej umowy ubezpieczenia, 2) niezwłocznego powiadomienia o zdarzeniu zakładu ubezpieczeń, udzielając mu niezbędnych wyjaśnień i przekazując posiadane informacje." Mowa jest także o obowiązku "niezwłocznego powiadomienia Policji".
Pewnego czerwcowego dnia Irena M. próbując otworzyć bagażnik swojej toyoty zauważyła, że ktoś uszkodził w jej wozie zderzak. Znalazła też umieszczoną w torebce foliowej kartkę o następującej treści: "ma pan uszkodzony tył samochodu, nr rej. samochodu, który to zrobił : ......".
Kobieta zwróciła się do policji, która bez trudu ustaliła personalia sprawcy parkingowej stłuczki. Sprawcy, a właściwie sprawczyni. Renata J. nie kwestionowała swojej odpowiedzialności i przyjęła mandat w wysokości 100 zł. Była zapewne przekonana, że oznacza to koniec jej kłopotów. Myliła się. Owszem, za naprawę toyoty (rachunek przekroczył 4300 zł) i użytkowanie przez Irenę M. samochodu zastępczego (ponad 700 zł za 4 dni) zapłacił ubezpieczyciel Renaty J., lecz następnie zażądał od niej zwrotu poniesionych kosztów.
Sprawa trafiła do sądu. Renata J. próbowała się tłumaczyć, że po spowodowaniu kolizji czekała dłuższy czas na właściciela uszkodzonego pojazdu, a potem pozostawiła mu kartkę ze swoim imieniem, nazwiskiem i numerem telefonu. Sąd nie dał jej wiary, uznając te wyjaśnienia za element przyjętej "taktyki procesowej".
"(...) gdyby pozwana, jak twierdzi, pozostawiła na kartce za szybą T. informacje, o których zeznała, to zbędnym stałoby się zachowanie anonimowej osoby trzeciej, która w torbie foliowej pozostawiła poszkodowanej dane pojazdu sprawcy. Z zeznań poszkodowanej wynika, że poza kartką na klamce pojazdu nie znalazła ona żadnej innej kartki zawierającej informację. Trudno zakładać, aby ktokolwiek inny tę kartkę usunął. Co więcej, takiego interesu z pewnością nie miała anonimowa osoba, która pozostawiała kartę w torbie foliowej. Skoro bowiem chciała pomóc poszkodowanej, to nie usunęłaby informacji pochodzącej od sprawczyni. (...) Bez wątpienia anonimowa osoba trzecia, która widziała kolizję, zareagowała w związku z brakiem właściwej reakcji ze strony pozwanej na zaistniałe zdarzenie. (...) gdyby w rzeczywistości, jak podaje to pozwana, zostawiłaby swój numer telefonu poszkodowanej to nawet pomimo deszczowej pogody, poszkodowana ujawniłaby tę informację (choćby kartkę z zamazanym zapiskiem), czego niestety w sprawie niniejszej nie odnotowała" - czytamy w uzasadnieniu wyroku Sądu Okręgowego w Sieradzu, który rozpatrywał apelację od podobnego w konkluzjach orzeczenia Sądu Rejonowego w Zduńskiej Woli.
Gdyby jednak Renata J. nawet mówiła prawdę i tylko prawdę, wówczas i tak nie byłaby w pełni usprawiedliwiona, gdyż w ocenie sądu imię, nazwisko i numer telefonu "nie są informacją pozwalającą na zidentyfikowanie zakładu ubezpieczeń a tym bardziej danymi związanymi z zawartą umową ubezpieczenia (...) Pozwana nie podjęła też żadnych działań związanych z koniecznością powiadomienia zakładu ubezpieczeń o zdarzeniu. (...) W tych warunkach należy podzielić stanowisko Sądu Rejonowego, że oddalenie się pozwanej z miejsca wypadku oznacza świadome opuszczenie miejsca zdarzenia bez spełnienia obowiązków wynikających z art. 16 ustawy o ubezpieczeniach obowiązkowych (...)."
Chwila nieuwagi kosztowała Renatę J. w sumie ponad 6000 zł. Plus cztery lata mitręgi w sądach, bo tyle trwało całe postępowanie - od incydentu na parkingu do prawomocnego wyroku w jej sprawie.
Z opisywanej historii wynika dla każdego kierowcy ważny wniosek: jeżeli spowodowałeś szkodę parkingową, jak najszybciej znajdź właściciela uszkodzonego pojazdu. A jeżeli poprzestajesz na pozostawieniu kartki (zabezpieczonej przed porwaniem przez wiatr i zamoknięciem) z własnym imieniem, nazwiskiem i numerem telefonu - koniecznie dopisz na niej nazwę firmy, w której wykupiłeś ubezpieczenie OC oraz numer polisy. I natychmiast poinformuj o zdarzeniu swojego ubezpieczyciela.