Produkcja samochodów może zostać sparaliżowana. Powodem nowe unijne przepisy
Volkswagen to kolejny producent, który opowiedział się przeciwko normie Euro 7. Firmy samochodowe uważają, że jej wprowadzenie, wobec docelowego przejścia na napędy elektryczne jest bezcelowe i oznacza zbędne koszty. Ponadto planowana data wprowadzenia normy Euro 7 oznacza, że producenci nie zdążą się na nią przygotować i produkcja wielu modeli zostanie wstrzymana.
Producenci wskazują również, że Unia Europejska dała zbyt mało czasu na opracowanie rozwiązań, dzięki którym samochody będą spełniały nową normę. Komisja Europejska przez wiele miesięcy nie była w stanie ustalić założeń normy Euro 7. Ostatecznie jej wymogi ogłoszono w listopadzie 2022 roku, a datę wprowadzenia dla samochodów osobowych ustalono na 1 lipca 2025 roku.
Proces legislacyjny nie jest jeszcze zakończony, propozycję Komisji Europejskiej muszą zaakceptować kraje członkowskie. To dlatego producenci samochodów głośno mówią co najmniej o przełożeniu wejścia w życie normy Euro 7.
Volkswagen chce opóźnienia Euro 7
W oficjalnym oświadczeniu Volkswagen podał, że będzie w stanie dostosować się do nowych przepisów, jeśli wejdą w życia w połowie 2024 roku, ale przynajmniej z dwuletnim okresem karencji. Innymi słowy, niemiecki koncern chce, by nowe samochody musiały spełniać normę Euro 7 nie od 1 lipca 2025 roku, ale nie wcześniej niż jesienią 2026 roku. Dzięki temu koncern zyska czas na opracowanie stosownych rozwiązań technicznych i wdrożenie ich do produkcji.
Jednocześnie Volkswagen ostrzegł, że jeśli norma emisji Euro 7 zacznie obowiązywać - zgodnie z propozycją Komisji Europejskiej - 1 lipca 2025 roku, to wówczas produkcja wielu spalinowych modeli będzie musiała zostać wstrzymana "na wiele miesięcy".
Co więcej, Volkswagen odnosi się tylko do założeń normy Euro 7 dotyczących emisji spalin. Natomiast zakłada ona również pomiar emisji cząstek stałych ze zużywających się opon oraz klocków hamulców. Według niemieckiej firmy, wejście w życie przepisów dotyczących tej emisji również powinno zostać odłożone, przy czym nie sprecyzowano daty.
Rośnie sprzeciw wobec Euro 7
W branży motoryzacyjnej rośnie opór wobec normy Euro 7. Szef grupy Stellantis Carlos Tavaras określił nowe przepis jako bezużyteczne, wobec tego, że firmy motoryzacyjne już rozpoczęły inwestowanie w samochody elektryczne.
Z kolei Europejskie Stowarzyszenie Producentów Samochodów (ACEA) podało, że dostosowanie samochodów do Euro 7 podniesie cenę każdego egzemplarza o 2 tys. euro, podczas gdy Komisja Europejska twierdzi, że będzie to od 150 euro w przypadku aut osobowych do 2600 euro w przypadku autobusów i ciężarówek.
Zwolnieniem nawet 3 tys. osób z powodu normy Euro 7 grozi Skoda, Audi wzywa do opóźnienia wejścia w życie nowych uregulowań. Szef grupy Renault, Luca de Meo również ostrzegł, że może dojść do masowego zamykania europejskich fabryk.
Jaka ma być norma Euro 7?
Zgodnie z propozycją Komisji Europejskiej norma Euro 7 nie będzie już brała pod uwagę paliwa czy źródła napędu samochodu. Wymagania dotyczące emisji dwutlenku węgla i tlenków azotu mają być identyczne dla pojazdów z silnikami benzynowymi, wysokoprężnymi, a także z hybrydowymi czy elektrycznymi układami napędowymi.
Wobec założenia, że w 2035 roku emisja CO2 z samochodów ma wynosić 0, w normie Euro 7 w ogóle nie zajmowano się dwutlenkiem węgla i dopuszczalny poziom pozostanie niezmieniony w stosunku do obowiązującej dziś normy Euro 6. Natomiast emisja NOx (tlenów azotu) nie będzie mogła przekroczyć 60 mg/km, co oznacza, że dopuszczalna emisja dla silników benzynowych się nie zmieni, natomiast dla jednostek Diesla spadnie z 80 do 60 mg/km. Ponadto ma zmniejszyć się o 13 proc. emisja cząstek stałych z rury wydechowej.
Nowością jest wprowadzenie pomiaru emisji pyłów z hamulców i opon, które mają dotyczyć również samochodów elektrycznych.
Wszystkie pojazdy homologowane w ramach normy Euro 7 będą musiały spełnić jej wymagania przez 10 lat lub 200 tys. km przebiegu. Dla normy Euro 6 jest to odpowiednio 5 lat lub 100 tys. km przebiegu. Samochody mają być wyposażone w czujniki na bieżąco monitorujące poziom emisji. Jeśli wykryją problem - auto samo zdiagnozuje usterkę i ją zgłosi.
***