Nowa limuzyna prezydenta. Chce być jak car?
Władimir Putin stara się zrobić wszystko, by przekonać Rosjan, że znów są częścią potężnego mocarstwa dyktującego warunki na świecie.
Do łask wracają widowiskowe defilady i zakrojone na szeroką skalę manewry wojskowe, dzienniki z dumą informują o udanych próbach nowych, międzykontynentalnych pocisków balistycznych czy wodowaniu kolejnego okrętu podwodnego.
Rosyjska władza dba o to, by szeregowi obywatele mieli powody do radości - trend dotyczy również odcinka o nazwie "motoryzacja". Przychylne prezydentowi gazety (innych w Rosji już właściwie nie ma...) triumfalnie donoszą o kolejnych sukcesach. Dzięki współpracy z koncernem Renault-Nissan z fabryki w Togliatti wyjeżdżają nowoczesne łady (Putin "dyplomatycznie" motywował inwestorów, grożąc odebraniem udziałów w AutoVaz), w Soczi, w okolicach budowanego właśnie miasteczka olimpijskiego, powstaje też pierwszy w tej części świata tor Formuły 1.
Prawdą jest, że nie wszystkie próby ożywienia lokalnego przemysłu motoryzacyjnego zakończyły się powodzeniem. W 2008 roku Putin, przy blasku fleszy, oficjalnie uruchomił linię montażową nowej Wołgi Siber, czyli budowanego na amerykańskiej licencji Chryslera Sebringa. Kariera auta nie trwała jednak długo. Dwa lata temu - 31 października 2010 roku - z taśmy zjechała ostatnia Wołga Sieber. Łącznie wyprodukowano jedynie 8952 egzemplarzy - samochód okazał się zbyt drogi dla rosyjskich obywateli, ekskluzywna marka definitywnie zniknęła z rynku.
Trzeba jednak przyznać, że przedstawiciele władz dołożyli wszelkich starań, by pracownikom zakładów w Niżnym Nowogrodzie nie stała się krzywda. W zeszłym roku podpisano wartą 200 mln euro umowę, na mocy której fabryka produkuje obecnie samochody dla koncernu Volkswagen (m.in. Skodę Yeti).
Upadek Wołgi to niewątpliwie porażka lokalnych władz. W Rosji wciąż istnieje jednak inna marka, która zapisała się w powszechnej świadomości jako symbol mocarstwowej potęgi kraju - zarezerwowany niegdyś dla najwyższych dostojników Kremla Ził. Czy istnieje lepszy sposób na podkreślenie w oczach szeregowych obywateli rangi kraju niż przesiadka prezydenta do produkowanych w Rosji aut z najwyższej półki?
Marka Ził, której limuzyny woziły m.in. Chruszczowa czy Breżniewa, straciła na znaczeniu, gdy w ZSRR zaczęły się przemiany ustrojowe. Niedługo po tym, jak pierwszym prezydentem Rosji został Borys Jelcyn, miejsca zarezerwowane dla ziłów zajęły w rządowym garażu zachodnie mercedesy. Od tego czasu moskiewska fabryka imienia Lichaczowa (Zawod Imieni Lichaczowa) skupiła się na produkcji samochodów użytkowych - w jej obecnej ofercie znajdują się wyłącznie przystosowanych do ciężkiej pracy pojazdy ciężarowe.
Od dłuższego czasu w rosyjskich mediach pojawiały się jednak informacje o tym, że konstruktorzy Ziła pracują nad nową generacją reprezentacyjnych, opancerzonych limuzyn, które miałyby pełnić funkcję pojazdów służbowych dla najwyższych dostojników państwowych. Chociaż mało kto wierzył w powodzenie takiej operacji, sensacje rosyjskich brukowców okazały się prawdą. W Moskwie powstał właśnie prototyp prezydenckiej limuzyny - Ził model 4112OP.
Samochód ma na razie status prototypu i - jak podkreśla dyrektor wykonawczy marki Siergiej Sokołow - powstał na wyraźne życzenie władz państwowych. Co ciekawe, projekt o nazwie "Orszak", zgodnie z założeniami którego powstał model 4112OP, zakłada również stworzenie od podstaw pojazdów ochrony zaprojektowanych zgodnie ze ścisłymi wytycznymi osób odpowiedzialnych za bezpieczeństwo głowy państwa. Rosyjskie władze zamierzają wydać na ten cel nawet miliard euro.
Przedstawiciele Ziła nie kryją, że auto nie zostało zbudowane "od zera". Wykorzystano w nim wiele elementów poprzednika - produkowanego w latach osiemdziesiątych modelu 41047. W jednym z wywiadów sam Sokołow użył nawet w odniesieniu do pojazdu słów "wznowienie produkcji".
Na pierwszy rzut oka wydawać się może, że w stosunku do poprzednika prototyp zyskał jedynie nowy pas przedni. W rzeczywistości w konstrukcji auta zaszły jednak daleko idące zmiany. Chociaż wymiary zewnętrzne nie uległy zmianie (długość około 6 m), przedział pasażerski powiększono aż o 400 mm.
Nowością jest również zastosowanie dwuskrzydłowych tylnych drzwi, podobnych do tych stosowanych np. przez Rolls Royce'a. Tak samo jak w nowym Fordzie B-Max, stanowią one integralną część struktury nośnej nadwozia pełniąc po zamknięciu rolę dodatkowych słupków. Dzięki temu nietypowemu rozwiązaniu samochód ma się cechować większym bezpieczeństwem niż konkurencyjne pojazdy. Jego odporności dowieść mają testy zderzeniowe, które w najbliższym czasie przeprowadzone zostaną na jednym z podmoskiewskich poligonów.
Jak myślicie, czy przywołująca zimnowojenne wspomnienia nowa limuzyna prezydenta Rosji stanie się symbolem powrotu państwa do czasów świetności, czy raczej stanie się obiektem drwin zachodnich dziennikarzy?
Wnętrze pomieścić może sześciu pasażerów. Każdy z nich zasiądzie na osobnym fotelu, które umieszczono naprzeciw siebie. Te zamontowane w przedniej części (tyłem do kierunku jazdy) składają się automatycznie. We wnętrzu znajdziemy ponadto telewizor, lodówkę czy pokładowy minibar. Wszystko wykończone naturalnie najwyższej jakości skórą i drewnem.
Za napęd, podobnie jak w poprzedniku, odpowiada 7,7 litrowy, benzynowy silnik V8. Jednostka została jednak gruntownie zmodyfikowana, dzięki czemu spełnia teraz wymogi normy emisji spalin Euro 4. Moment obrotowy przekazywany jest na koła za pośrednictwem pięciostopniowej, automatycznej skrzyni biegów amerykańskiej firmy Allison.
Wyposażony we wtrysk paliwa motor rozwija moc 400 KM (o 85 KM więcej niż w poprzedniku). Chociaż osiągi pozostają tajemnicą, Rosjanie podkreślają, że samochód jest w stanie poruszać się z prędkością 200 km/h. To dobry wynik, jeśli wziąć pod uwagę, że masa własna auta to około 3,5 tony.
Przedstawiciele Ziła nie ukrywają, że samochód - po testach zderzeniowych - ma zostać skierowany do produkcji "seryjnej". Wszystko wskazuje więc na to, że Władimir Putin już wkrótce pokaże się w nim publicznie.
Jak myślicie, czy przywołująca zimnowojenne wspomnienia nowa limuzyna prezydenta Rosji stanie się symbolem powrotu państwa do czasów świetności, czy raczej stanie się obiektem drwin zachodnich dziennikarzy?