Nauka jazdy czyli kto kogo podrywa
W środę 19 grudnia br przeczytałem dość długi artykuł pt. "Instruktorzy podrywają kursantki".
W artykule tym p. Tomasz Czapiński pomylił kilkadziesiąt nurtujących go problemów z rzeczywistością.
Myślę też, że na większość zadanych pytań Pan nie potrafi odpowiedzieć. W zeszłym roku pisałem na temat egzaminów w tekście "Egzamin, czyli polowanie na czarownice" oraz "L-ka, czyli zawalidroga" - odsyłam tam sfrustrowanego pana Tomasza.
Jest pan chyba niespełnionym instruktorem, który z małymi umiejętnościami, ale za to wielkimi potrzebami i ambicjami szuka pracy. U mnie by jej Pan nie znalazł.
Odniosę się do kilku pytań (większość jest bez sensu). Najpierw rzecz najważniejsza - wypadki. Były, są i będą. Temat jest złożony i wymaga szeroko zakrojonych działań. Zacznijmy od siebie. Zwolnijmy nieco, mniej brawury, zero alkoholu, więcej wyrozumiałości i kultury na drodze. Nie pokazujmy palcem na innych. Teraz reszta pytań i odpowiedzi.
Nie znam instruktora, który jeździłby 12-16 godzin dłużej niż tydzień, bo się "zajedzie". W mojej szkole instruktor zarabia 15 zł brutto (220 godz x 15 zł = 3300 zł). Przy cenie kursu 1300 zł (kat.B) 450 zł idzie na wypłatę dla instruktora, a gdzie amortyzacja auta za 45000 zł, gdzie koszty paliwa, przeglądów, rejestracji, ubezpieczenia (2500 zł za rok), naprawy bieżące, ogumienie, nie wspomnę o funkcjonowaniu ośrodka?
Jeśli instruktor zarobi 20 zł na godzinę - zamykam OSK. Warto nadmienić, że ceny kursów w Polsce zaczynają się od 950 zł! Jak oni to robią?
System szkolenia jest zły, bo system egzaminowania jest zły. Najpierw trzeba zmienić zasady egzaminowania, potem szkolenie samo wskoczy na właściwe tory. Systemu oceny instruktorów nie ma chyba, że chodzi o półroczne statystyki zdawalności, przekazywane przez WORD-y urzędom miast i starostwom. I co z tego, że zdawalność (moja jako instruktora) wynosi 40,9% a taką mam? Nikogo to nie interesuje, a w szczególności osób chcących się szkolić w moim OSK.
Co do techniki jazdy, to każdy instruktor ma swoją, wypracowaną, którą stara się przekazać kursantowi. Niestety nie da się też uczyć jeździć bez teoretycznego przygotowania, co Pan łaskawie sugeruje.
O tym kto może zostać instruktorem mówi ustawa Prawo o Ruchu Drogowym i w tym przypadku byłbym skłonny zgodzić się z p. Tomaszem. Według mnie instruktorem powinna być osoba mająca prawo jazdy kategorii A,B,C,CE i D, (a co najmniej B,C,D) bo tylko wtedy ma pojęcie o sytuacjach drogowych i pojazdach w nich uczestniczących, a także rozumie problemy innych uczestników ruchu.
Prawo jazdy jest integralną częścią naszego życia, czy nam się to podoba, czy nie, więc pytania po co je robić są nie na miejscu.
Dlaczego tego, o czym pisze p. Czapiński nikt nie zmienia? Bo części zmieniać nie trzeba, znaczną część możemy zmieniać sami, nie oglądając się na innych, a niektóre tu akurat poruszone są śmieszne.
A czemu instruktorzy podrywają kursantki? Niech p. Tomasz na to pytanie odpowie. I jeszcze dlaczego kursantki podrywają instruktorów? Czemu panie instruktorki podrywają kursantów i kursanci podrywają panie instruktorki?
Pocieszające jednak jest to, że portal INTERIA pisze o nas, instruktorach, nie tylko w przypadku korupcji, bo w naszym środowisku jest dużo do zrobienia. Bardzo dużo. O tym wkrótce napiszę. Pozdrawiam GREG