Naklejka "Uwaga! Dziecko". Po co ludzie to robią?

Pani Ewa z Wieliczka poprosiła nas, abyśmy zapytali czytelników, po co niektórzy właściciele samochodów oznaczają swoje pojazdy naklejkami z ostrzeżeniem: "Uwaga! Dziecko". "Ja sama mam kilka koncepcji (dzieci też konkretnie dwójkę), ale nie wiem czy są one właściwe (koncepcje a nie dzieci). Może chodzi o to, aby w tak oznaczone samochody nie walić w tył (a w inne jak najbardziej)? A może to sygnał dla innych kierowców, że kierowca jest zajęty dziećmi i może wywinąć na drodze jakiś nieprzewidzialny numer?" - pisze.

article cover
Jacek JureckiINTERIA.PL

Dodajmy, że treść naklejek bywa różna. Często zawiera imię małoletniego pasażera: "Uwaga, Zosia w aucie!" Albo Franek, Igor, Ania, Monika, Lena, Antek itp. (w przypadku aut siedmioosobowych i rodzin wielodzietnych można by w ten sposób zakleić całą tylną szybę). Widzieliśmy również napis bardziej ogólny, ale jakże wymowny, by nie rzec poetycki, a przez to wzruszający: "Ostrożnie, wiozę cały swój świat". Jest też wersja anglojęzyczna, najwyraźniej adresowana do odbiorców zagranicznych: "Baby on board".

Dla jednych naklejki, o których mowa, to "następna bzdura skopiowana z Ameryki", dla innych sprytny sposób, by w centrach handlowych bez stresu parkować na miejscach wyznaczonych dla rodzin z dziećmi

No dobrze, mieliśmy zapytać, więc zapytaliśmy - na naszym profilu fejsbukowym (to TUTAJ). Odzew był spory i zróżnicowany. Są tacy, którzy twierdzą, że wspomniane oklejanie aut może decydować o życiu lub śmierci, gdyż w razie wypadku ratownicy medyczni widząc rozbity samochód z naklejką, szukają w jego wnętrzu dzieci. Hm... Czy oznacza to, w pojazdach pozbawionych takich informacji nie szukają, wychodząc z założenia, że brak naklejki jest jednoznaczny z brakiem dzieci? Trochę to chyba naciągane.

Według autorów części odpowiedzi informacja o obecności dziecka w aucie ma skłaniać innych uczestników ruchu drogowego do większej ostrożności. Taka sugestia natychmiast prowokuje ironiczne komentarze: "Normalnie to bym olał, czy w kogoś wjadę czy nie, ale w dzieci to jednak głupio"... "Ja zawsze jak mam staranować inne auto, ale widzę "baby on board", to się powstrzymuję"... "Jak widzę taką naklejkę, to myślę sobie: dziecko? aaa... to nie walnę" (w niecenzuralnym oryginale - jeszcze dosadniej).

Być może, i to kolejne wytłumaczenie rozpowszechnionego u nas zwyczaju, chodzi o zapewnienie większej wyrozumiałości dla kierowców samochodów opatrzonych rzeczonymi naklejkami. "Po to, żeby nie trąbić, jak jedzie się 50 km/h kiedy jest ograniczenie do 50 km/h"... "Kiedy jadę i widzę taką tabliczkę, wybaczam wszystkie wyskoki"..."Kierowca jedzie wolno, czasem wolniej niż dopuszczalna prędkość. Może być mniej uważny, gdy skupia się na dziecku."

W związku z powyższym jest pomysł na nową naklejkę, sprowadzającą związki między zachowaniem na drodze a sytuacją rodzinną kierowcy, do krótkiego komunikatu: "Jadę jak d..., bo mam dzieci".

Niektórzy opisują sytuacje z punktu widzenia bezdzietnego obserwatora wręcz ekstremalne: "Jak jest jakieś auto, które powoli jeździ po parkingu pod sklepem, to na pewno usypia dziecko"... "A  jak w korku jedzie do przodu i do tyłu, to ta sama sytuacja"... "Moje dziecko, gdy było niemowlęciem, uspokajało się jedynie przy gwałtownej jeździe: gwałtowne skręty, przyspieszenia i hamowania. Każde zatrzymanie w korku to był lament. Tak, że dla mnie taka kartka oznacza, że typ, który jedzie slalomem między zamulającymi autami, wcale nie jest debilem tylko uspokaja dziecko."

Domysłów i interpretacji jest wiele. Dla jednych naklejki, o których mowa, to "następna bzdura skopiowana z Ameryki", dla innych sprytny sposób, by w centrach handlowych bez stresu parkować na miejscach wyznaczonych dla rodzin z dziećmi. Jeszcze dla innych "piękny gest i przejaw opiekuńczości oraz troski".

Może tak, może nie... Na koniec pozwolimy sobie zauważyć, że w polskich realiach motoryzacyjnych, przy wieku i pochodzeniu użytkowanych przez większość rodaków samochodów, naklejki z tematyką dziecięcą mogą być zupełnie nieaktualne. Ktoś kupił używane auto z importu i nawet nie wie, co znaczy określenie "baby on board" na tylnej szybie. Dla kogoś informacja "Ania w aucie" jest tylko pozostałością po niegdysiejszych właścicielach pojazdu. Ktoś, owszem, woził kiedyś na tylnym siedzeniu Wojtusia, ale ten zdążył już dorosnąć, stał się Wojciechem, ma własny wóz, ale wzbudzająca sentymentalne wspomnienia rodziców naklejka pozostała...

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas