Na butelkę, na kolec, na kluczyki, na stłuczkę i ... na kartkę
Na butelkę, na kolec, na kartkę, na kluczyki, na stłuczkę, na uczynnego, na policjanta, na śpiocha...
W Polsce z roku na rok kradnie się coraz mniej samochodów osobowych - liczba skradzionych aut spadła z 71 986 w 1998 r. do 51 243 w 2002 r. i 15 427 w 2012 r. Nie oznacza to bynajmniej, że - zważywszy na nie ustającą pomysłowość złodziei - możemy czuć się już całkowicie bezpiecznie.
Wciąż bardzo popularna jest metoda "na kluczyki", stosowana w dużych centrach handlowych. Należący do szajki kieszonkowiec śledzi swą ofiarę (upatrzoną z góry lub przypadkową), by w dogodnym momencie wyciągnąć jej z kieszeni kurtki lub z torebki kluczyki do samochodu i natychmiast przekazać je kumplom. Ci krążą po przysklepowym parkingu, sprawdzając, który ze stojących tam pojazdów zareaguje na wciśnięcie przycisku pilota centralnego zamka. Potem już bez przeszkód odjeżdżają w siną dal. Bez potrzeby forsowania drzwi, rozpracowywania immobilizerów i alarmów. Proste i skuteczne.
Na szczęście łatwo ustrzec się przed kradzieżą tą metodą, trzymając kluczyki w trudniej dostępnych miejscach, choćby w wewnętrznej kieszeni spodni lub... kupując samochód z dostępem bezkluczykowym.
Wiele krwi właścicielom aut napsuł sposób "na stłuczkę". Jedziemy ulicą, gdy nagle czujemy, lekkie zazwyczaj, uderzenie w tył samochodu. Zdenerwowani wysiadamy, by zobaczyć, co się stało. Wówczas ktoś wskakuje za kierownicę naszego wozu i ucieka z miejsca kolizji. Równie szybko znika także jej sprawca. Znamy pewnego telewizyjnego celebrytę, który tak stracił luksusowe audi, zostając na zatłoczonej drodze pod Warszawą - zimą - w samej koszuli, bez pieniędzy i dokumentów.
Niektórzy złodzieje sięgają po inny sposób, mniej brutalny aczkolwiek również obliczony na wywabienie kierowcy z wnętrza pojazdu. Wsiadasz do samochodu i już masz ruszać, gdy spostrzegasz przesłaniającą tylną szybę kartkę. Wysiadasz, aby ją usunąć, w tym czasie za kierownicę wskakuje czający się w krzakach osobnik i... dalszy ciąg znamy. Bywa, że kartkę zastępuje plastikowa butelka, wciśnięta między oponę tylnego koła a nadkole lub jakiś hałaśliwy metalowy przedmiot, przymocowany do podwozia.
Do tej samej grupy należy metoda "na uczynnego". Ktoś z jadącego obok samochodu pokazuje ci, że coś niedobrego dzieje się z kołem w twoim aucie. Zatrzymujesz się, by sprawdzić, o co chodzi i... Wiadomo.
Tu też jednak łatwo ustrzec się kradzieży - wystarczy pamiętać, by nigdy, ale to nigdy nie opuszczać samochodu, nie wyłączywszy wcześniej silnika i nie wyjąwszy kluczyków ze stacyjki.
Jeżeli nie uda się ukraść samochodu, to można go przynajmniej okraść. Służy temu metoda "na śpiocha", której ofiarami padają osoby zatrzymujące się nocą dla odpoczynku na odludnych, przydrożnych parkingach. Złodzieje wpuszczają do wnętrza auta usypiający gaz, przez uchylone szyby lub otwory wentylacyjne, a później spokojnie ograbiają śpiących podróżnych z pieniędzy i cennych przedmiotów.
Bardziej kłopotliwy, bo wymagający przygotowania odpowiednich rekwizytów jest sposób "na policjanta". Do stojącego na parkingu auta podjeżdża samochód z kilkoma osobami, wśród których jest przynajmniej jeden umundurowany policjant. Oświadcza on kierowcy, że jego pojazd musi zostać zrewidowany, gdyż identyczny wóz posłużył rabusiom, którzy właśnie okradli banki w sąsiedniej miejscowości. "Funkcjonariusze" po cywilu przeszukują samochód, podczas gdy "policjant" dla odwrócenia uwagi długo i skrupulatnie sprawdza na uboczu dokumenty właściciela auta.
W ubiegłym roku policja zatrzymała dwóch Białorusinów, stosujących metodę "na kolec". Mężczyźni na stacjach benzynowych przebijali oponę upatrzonego pojazdu, często lawety, służącej do transportowania sprowadzanych do kraju używanych aut. Gdy kierowca zatrzymywał się i wymieniał koło, jadący z tyłu złodzieje niepostrzeżenie wskakiwali do otwartej szoferki, kradnąc saszetki z pieniędzmi, niejednokrotnie sumami bardzo pokaźnymi.
Mimo wszystko zmotoryzowana Polska, wbrew obiegowym opiniom, staje się krajem coraz bezpieczniejszym. Optymiści twierdzą, że spadek liczby kradzieży samochodów zawdzięczamy rosnącej zamożności społeczeństwa, powszechnemu dostępowi do części zamiennych i akcesoriów (czy ktoś pamięta czasy, gdy żaden rozsądny właściciel nie zostawiał auta na noc pod domem, nie zabierając ze sobą akumulatora i wycieraczek szyb) oraz skutecznym działaniom organów ścigania. W 2011 r. (aktualniejszych szczegółowych danych brak) policja zatrzymała 1948 osób podejrzanych o udział w kradzieżach aut; wśród nich, co ciekawe, było 440 uczniów i 7... studentów, a także 25 emerytów.
Według pesymistów, samochodów kradnie się mniej, bowiem nasi rabusie po otwarciu granic przenieśli się na bardziej lukratywne rynki zachodnioeuropejskie. Rzeczywiście, bodaj najbardziej spektakularnym złodziejskim wydarzeniem ostatnich miesięcy była dokonana przez Polaków w Niemczech kradzież busa ze znajdującymi się wewnątrz dwunastoma zwłokami.
Jak wynika z policyjnych statystyk, w Polsce, uwzględniając liczbę ludności i liczbę skradzionych pojazdów, najmniej bezpiecznie mogą czuć się mieszkańcy województw łódzkiego i dolnośląskiego. Najmniej zagrożeni są zmotoryzowani z Podkarpacia.