Mamo, kup mi smarta...

Auto z supermarketu? Dlaczego nie! Unijne przepisy o liberalizacji rynku samochodowego przewidują m.in. odebranie koncernom samochodowym kontroli nad salonami sprzedaży oraz wyłączności na sprzedaż części zamiennych.

Rząd przyjął wczoraj stanowisko negocjacyjne w sprawie przystąpienia do Europejskiego Obszaru Gospodarczego. To strefa wolnego handlu, w której obowiązuje swobodny przepływ towarów, usług, pracowników i kapitału.

Dzięki zmianom obowiązujących od 10 lat przepisów właściciele firmowych salonów samochodowych nie muszą już prowadzić serwisów dla sprzedawanych aut. Mogą zlecić wykonanie przeglądu w warsztacie sieciowym. Co więcej, dealerzy samochodowi mogą sprzedawać auta różnych marek w tych samych salonach. Pod jednym dachem można więc znaleźć samochody BMW, Mercedesa, Fiata czy Opla.

Reklama

Niewykluczone, że już wkrótce podobne rozwiązania zaczną obowiązywać w Polsce. Przygotowano już odpowiednie rozporządzenie. Czy dzięki temu będzie taniej? Niekoniecznie. Jeśli klient będzie mógł porównywać różne marki samochodów w jednym salonie, to - jak się wydaje - producenci powinni zachęcać go niższymi cenami. Podobnie będzie w warsztatach.

Jednak na dłuższą metę eksperci przewidują nie obniżkę, ale wzrost cen samochodów. - Wchodząc do UE, musimy spodziewać się, że większość producentów będzie starała się ujednolicić ceny na rynkach europejskich. To oznacza, że w Polsce ceny mogą pójść w górę - uważa Wojciech Drzewiecki z firmy Samar.

Koszt zakupu samochodów może też zwiększyć się wskutek niektórych pomysłów rządu. Resort ochrony środowiska proponuje, by kierowcy kupujący nowe samochody od razu płacili za jego złomowanie. Za każdy kilogram samochodu kupowanego w salonie albo importowanego prywatnie - 50 groszy. Tona auta to 500 złotych dla fiskusa.

O samochodach z supermarketów pisaliśmy już tutaj (Mamo, kup mi Smarta...) I tutaj (Samochody z Geanta)

RMF
Dowiedz się więcej na temat: samochody
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy