Kontrowersyjne fotoradary
Od pewnego czasu głośno jest w mediach na temat fotoradarów. Duże zainteresowanie tematem, strony w internecie i wypowiedzi na forach internetowych świadczą o tym, że te niewielkie urządzenia budzą grozę wśród kierowców. I słusznie.

Jako pomoc w egzekwowaniu przestrzegania przepisów drogowych wydają się wręcz fenomenalnym wynalazkiem. Jednak z fotoradarami - szczególnie tymi przenośnymi - wiążą się również pewne wątpliwości. Chodzi mianowicie o miejsca ich ekspozycji.
Nie ma problemu, jeśli fotoradar ustawiony jest w miejscu, w którym bez problemu można zachować przepisową prędkość. Niekiedy jednak policjanci, którzy ustawiają urządzenie, wykazują się wyjątkowym brakiem wyobraźni, nie dając przy tym praktycznie kierowcom żadnych szans.
Zastanowić się należy, czy w takich przypadkach sami nie naruszają przepisów lub nie powodują zagrożenia na drodze, a także nad tym, ilu kierowców, jeżdżących zazwyczaj przepisowo, karanych jest z powodu niefrasobliwości lub błędów popełnianych przez policjantów.

I tak na przykład niemiła niespodzianka spotyka podróżujących po Bieszczadach. W jednym z przysiółków fotoradar ustawiany jest w niewielkiej odległości od znaku ustalającego granicę obszaru zabudowanego, który dodatkowo ukryty jest za wysokimi na kilka metrów krzakami.
Żeby było ciekawiej, krzaki kończą się za dosyć ostrym zakrętem w prawo. Skutek jest taki, że wyjeżdżając zza zakrętu kierowca, który nie zna drogi, zaskakiwany jest ograniczeniem prędkości, gdyż znak wcześniej nie jest widoczny. Problem polega na tym, że w tym samym momencie co znak widoczny jest również fotoradar.
Zachowania kierowców bywają różne. Na hamowanie niestety najczęściej jest już za późno. Jadąc z prędkością przepisową poza obszarem zabudowanym, nawet taki kierowca, który szybko zareaguje na ograniczenie, i tak nie ma szans na zwolnienie do przepisowej 50-tki bez gwałtownego użycia hamulców. Miejscowi policjanci mogą się poszczycić rewelacyjnymi wynikami w karaniu...

Z nieoficjalnych informacji, uzyskanych od miejscowej ludności wynika, że tylko w ciągu dwóch dni w lipcu br. zarejestrowano ponad 1600 wykroczeń popełnionych przez zaskoczonych kierowców.
Jest oczywiste, że ustawianie urządzeń rejestrujących w ten sposób mogą powodować na drogach zagrożenie. Kierowca, który zauważy w jednym momencie znak i fotoradar
najprawdopodobniej może zacząć gwałtownie hamować i spowodować tym samym niebezpieczeństwo najechania na niego przez inne pojazdy.
Być może należałoby wprowadzić wewnętrzne, policyjne przepisy (jeśli takich nie ma), określające, jak powinny być ustawiane fotoradary, aby - po pierwsze - dać kierowcom szansę jazdy z przepisową prędkością , i - po drugie - by nie powodować zagrożenia na drodze. Jeśli takie przepisy istnieją, to wypadałoby zacząć je przestrzegać.

Innym przykładem niezbyt eleganckiego postępowania policjantów jest wykorzystywanie "znaków widm". Daleko szukać nie trzeba. Każdy jeżdżący jest w stanie wskazać co najmniej kilka znanych sobie znaków ograniczających prędkość, zakazujących wyprzedzania lub podobnych, które zasłonięte są zwisającymi gałęziami, zarośnięte krzakami lub po prostu nie są widoczne w nocy.
A fotoradary są bezlitosne. Czy egzekwowanie przepisów na podstawie niewidocznych, albo źle widocznych znaków nie powinno być przypadkiem karane?
A tak przy okazji, jeśli ktoś jadąc nie zauważył fotoradaru - jaką ma gwarancję na to, że zdarzenie zostało zarejestrowane rzeczywiście w miejscu, w którym obowiązywało ograniczenie?

Informacja zawarta na wydruku ze zdjęciem może zostać przecież wprowadzona dowolnie. Jeśli na zdjęciu nie widać oprócz samochodu charakterystycznych dla danego obszaru szczegółów - można pokusić się o stwierdzenie, że zdjęcie mogło być zrobione w innym niż opisane miejscu - na przykład przed znakiem ograniczającym prędkość.
Wszystkim tym, którzy chcą się zabezpieczyć przed takimi sytuacjami, zasugerować można wożenie w samochodzie dyżurnego aparatu fotograficznego. W przypadku, gdyby urządzenie było ustawione w ewidentnie niewłaściwym miejscu, będzie można przynajmniej próbować udokumentować w sądzie swoją rację oraz doprowadzić do wyciągnięcia konsekwencji w stosunku do policjantów, którzy - jak się czasem okazuje - również zachowują się w stosunku do kierowców nie fair. (ls)