Kolejna Tesla w płomieniach. Właściciel ma dosyć i stawia sprawę jasno

To już kolejny taki wypadek. Tesla Model Y w tajemniczy sposób zapaliła się na kalifornijskiej autostradzie i w kilka chwil przemieniła się w zwęglony wrak. Właściciel nie ma wątpliwości, co to dla niego oznacza.

W Stanach Zjednoczonych miał miejsce kolejny tajemniczy pożar samochodu elektrycznego. Tym razem sytuacja dotknęła Teslę Model Y, która z niewiadomych przyczyn naglę stanęła w płomieniach. Do zdarzenia doszło na jednej z kalifornijskich autostrad.

Auto przemieniło się w kupę zwęglonej blachy

Właściciel samochodu zrelacjonował całą sytuację lokalnej stacji telewizyjnej. Według jego zeznań - jechał on właśnie do domu, kiedy nagle poczuł dziwne wibracje w samochodzie. Postanowił się zatrzymać i sprawdzić przyczynę problemu. Po otwarciu drzwi Tesli zauważył spore ilości dymu wydobywającego się spod pojazdu. Jak sam twierdzi - dosłownie kilka minut później nie było już czego zbierać. Auto przemieniło się w kupę zwęglonej blachy. Pożar nastąpił tak szybko, że gdyby mężczyzna wciąż siedział za kierownicą - mógłby nie mieć czasu na ucieczkę.

Reklama

Strażacy nie byli w staniu ugasić pożaru

Właściciel Tesli natychmiast zadzwonił pod numer 911 i poprosił o przyjazd strażaków. Niestety służby ratownicze, które przybyły na miejsce nie miały zbyt wielkiego pola manewru. Jak się okazało - jednostka nie dysponowała w danym momencie odpowiednim sprzętem do gaszenia baterii. Pozostało zatem zabezpieczenie okolicy i obserwacja jak auto jest pochłaniane przez kolejne wybuchy ognia.

Szef lokalnego oddziału straży skomentował całą sytuację w mediach. Podczas wywiadu podkreślił on, że problem w gaszeniu samochodu elektrycznych w głównej mierze dotyczy ich baterii. Ogniwa akumulatorów rozgrzewają się do gigantycznych temperatur, a ich zapłon postępuje w losowych odstępach czasu. Przez to gaszenie samochodu elektrycznego - w porównaniu z np. spalinowych odpowiednikiem - jest szalenie nieprzewidywalne i wymaga ogromnego nakładu pracy.

Nie powinno zatem dziwić, że w większości przypadków strażacy po prostu wolą zabezpieczyć okolice i spokojnie czekać aż pojazd się samodzielnie dopali. Niekiedy zdarza się, że dogaszenie płonącego samochodu elektrycznego może potrwać kilka czy kilkanaście godzin, a gdy czynność zostanie zakończona, nagle okazuje się, że doszło do ponownego zapłonu. To m.in. z właśnie tego powodu stosuje się słynne już kontenery z wodą, w których zanurza się samochody elektryczne.

"Nigdy nie kupię już samochodu elektrycznego"

Kierowca spalonej Tesli nie ukrywał radości, że udało mu się wyjść z pożaru bez szwanku. Cieszył się także, że w aucie nie było jego żony oraz dzieci. Chociaż - jak sam mówił - słyszał już o niewyjaśnionych pożarach aut elektrycznych, nie przypuszczał, że taka sytuacja go kiedykolwiek spotka. Jak podała amerykańska stacja KCRA 3 - zdarzenie mężczyzna skwitował krótko -  "nigdy nie kupię już samochodu elektrycznego".

***

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Kalifornia | pożar samochodu | samochody elektryczne
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy